Rodział 39

142 5 0
                                    

Obudziłam się przez hałasy na korytarzu. Moja głowa okropnie mnie bolała a świat wirował wokół mnie. Spojrzałam na prawo spoglądając na budzik. Ukazywał godzinę czternastą trzydzieści, więc spałam już dziesięć godzin. Gdy przewróciłam się na drugi bok, ujrzałam Rosie, która w swoich okularach i piżamie uczyła się z jakichś notatek.

- O, dzień dobry pijaku. Jak się spało? - zapytała od razu, jak zobaczyła że nie śpię. Miała wory pod oczami, lecz wyglądała na wyspaną.

- Ojsz kurwa, nawet nie pytaj... - odparłam lekko zła zasłaniając twarz poduszką

- No widzisz. A nie mówiłam. - powiedziała brunetka i byłam pewna, że wzruszyła zadowolona ramionami i uśmiechnęła się pod nosem triumfalnie

- Eh, może? Ale opłacało się. - odpowiedziałam ściągając poduszkę z twarzy i siadając na łóżku opierając się o zagłówek – A jak Theodore?

- No, Mattheo pomógł mi go odholować do pokoju i, na szczęście, nie porzygał się po drodze. - oznajmiła wzdychając – Jak rzucił się na łóżko, to nie dało się go namówić, żeby się chociaż przebrał. Nie to co ty. - ostatnie zdanie powiedziała uśmiechnięta z podniesioną jedną brwią, na co zaczerwieniłam się lekko.

- Noo, ten... Heheh – uśmiechnęłam się do przyjaciółki i postanowiłam się umyć. 

 Gdy weszłam do łazienki, wzięłam lodowaty prysznic i umyłam włosy. Następnie umyłam twarz oraz umyłam zęby. Po wyjściu ubrałam się w luźne szare dresy i granatową koszulkę z nadrukiem.

- Pójdę zobaczyć, co u chłopaków. Ciągle nie wiem, co stało się z Blaise'm. Idziesz ze mną?

- Wiesz co, nie mam zbyt ochoty ogarniać Theo. - odparła cicho i złożyła usta w cienką linię,

- Coś się stało, Rosie? - zapytałam zmartwiona i usiadłam na jej łóżku,

- Niee, tylko... eh. To jest takie żałosne.

- Co się dzieje?

- Wczoraj, jak wracaliśmy do Dormitorium. On powiedział mi coś. To było tylko jedno słowo, lecz ile bym dała, żeby powiedział mi je na trzeźwo... - widziałam ból w jej oczach, gdy łzy zebrały się w jej oczach – Nie mogę. To takie upokarzające płakać z takiej błahostki!

- Nie prawda. Rose, spójrz na mnie. - powiedziałam i wzięłam jej twarz w moje dłonie – Obiecuję Ci, że prędzej czy później wszystko się wyjaśni. W zeszłym roku, gdy zaczęłam coś czuć do Mattheo, nie mogłam myśleć o tym, że miał swoje życie a małe uczynki przyprawiały mnie o motylki w brzuchu. Lecz postanowiłam walczyć o naszą przyszłość, i spójrz. - powiedziałam jej i pocałowałam w nos – Uwierz w siebie, Rosaline Nesto (Nesta) Florence.

- No weź, bo się popłaczę zaraz. - zaczęła się śmiać,

- Obiecaj, że uwierzysz i zawalczysz. - powiedziałam stanowczo,

- Obiecuję. - odparła po chwili ciszy wpatrując się w moje oczy, uśmiechnęłam się szeroko,

- Uwierz mi. Uda się. Prędzej czy później. - odparłam szybko i wyszłam z pokoju. 

Na korytarzu okazało się, że jacyś młodsi się gonili. W Dormitorium siedziało sporo osób. Szybko przemieściłam się na połowę męską i podeszłam do drzwi Blaise'a i Theodore'a. Zapukałam i od razu weszłam.

Blondyn spał na brzuchu a jego włosy były w okropnym nieładzie. Wszędzie, jak zwykle był burdel, gorszy nawet od Riddle'a. Podeszłam powoli do Theo i usiadłam na krześle obok. Niestety przez to, że mebel był zawalony ubraniami, na ziemię z hukiem spadło jakieś urządzenie chłopaka. Czasami, jak nie miał co robić, majsterkował. Zrobił już wiele rzeczy, w tym mój budzik, naprawił zegarek Rosie i Zabini'ego. Chłopak podskoczył na łóżku i spojrzał na mnie mając nadzieję, że wyjaśnię mu co się stało.

- Dzień dobry. Jak się czujesz?

- Bywało lepiej, nie powiem. - obrócił się na plecy jęcząc – Która jest godzina?

- Dochodzi szesnasta.

- Japierdole... - zawył głośno i powoli usiadł na łóżku spuszczając nogi na ziemię, podparł się rękoma po obu swoich stornach i zwiesił głowę,

- Dobra, weź idź się umyć, bo jebiesz alkoholem i rzygami. - zatkałam nos i wskazałam palcem na drzwi pomieszczenia obok,

- Rzygami? - zapytał zdziwiony – To dlatego tak jebało całą noc. - odparł zadowolony z odkrycia życia, na co pokręciłam głową,

- Tak, obrzygałeś pół perystolu we wschodnim skrzydle i Rose musiała to sprzątać. Brawo! - oznajmiłam naciskając na imię dziewczyny,

- Rosie? - spojrzał na mnie szybko - Kurde, muszę jej podziękować i przeprosić. - odparł szybko i wstał, jednak zatoczył się i wylądował z powrotem na łóżku prawie z niego spadając,

- No, przydałoby się. Opiekowała się tobą całą drogę powrotną. - byłam na niego trochę zła, nie zaprzeczę. Dlaczego dopiero po pijaku tak ją nazwał? Tak go kocha, a on dalej zachowuje się jak dupek, mimo że czuje się podobnie w jej stronę. Spojrzał na mnie zmarszczonymi brwiami,

- Mam pewne przeczucie, że jesteś zła. - stwierdził kiwając potakująco głową,

- No to dobrze ci intuicja działa w końcu. - odparłam,

- Czy ja coś znowu spierdoliłem? 

Zapytał, jednak zanim zdążyłam odpowiedzieć, do pokoju wpadł Blaise. Miał rozpiętą koszulę, przez co było widać zarys mięśni. W ręce trzymał swoje New Balance. Miał skupioną twarz i lekko dyszał. Oboje z Theo od razu na niego spojrzeliśmy zdziwieni. 

- Co ci, mordo? - spytał blondyn, gdy czarnoskóry oparł się o drzwi i przetarł dłońmi twarz. Coś musiało się stać.

- Dobra, Theo, lecisz się umyć i to w tej chwili bo nie wytrzymam już tego smrodu. A ty, Blaise, siadaj. - Rozkazałam i wstałam z krzesła, aby przyjaciel mógł usiąść. 

Nott niechętnie wziął ubrania i udał się do łazienki a Zabini usiadł ciężko na meblu. Wzięłam głęboki wdech i przygotowałam się mentalnie na kolejną historię życia.

- Muszę to komuś powiedzieć. - mówił patrząc na ziemię, jakby wstydził się tego, co zrobił,

- Na Merlina, błagam. Chyba kogoś nie zabiłeś, prawda? Prawda? - zapytałam z rezerwą,

- Przespałem się z Luną Lovegood... - powiedział szybko i spoglądnął na mnie ukradkiem, gdy mnie wryło w ziemię,

- Żartujesz. - obym miała rację. Nie wyobrażałam sobie czegoś takiego w najdziwniejszych odklejkach mojego życia. Jakim cudem to się w ogóle wydarzyło? Przecież nie raz się z niej śmiał... - Żartujesz?

- Niestety nie. Jasna cholera! - oparł rękę na kolanie i podparł czoło,

- Ale j-jak? Przecież działała Ci od zawsze na nerwy. Mówiłeś, że jest chora na głowę, wyśmiewałeś się z niej! - moje emocje wyszarpywały się powoli spod kontroli, to przecież była moja dobra koleżanka i nie mogłam uwierzyć, że zrobił coś takiego,

- Nie mam bladego pojęcia! Byłem na imprezie, gadałem z ludźmi, zrobiło mi się duszno, więc poszedłem na schody. Tam spotkałem dziewczynę. Chyba rozmawialiśmy a gdy się obudziłem, byłem w sypialni Ravenclaw i nikogo innego nie było.

- To skąd masz pewność, że to ona? - zapytałam

- Na szafce nocnej było jej zdjęcie z rodzicami i te jej cudowne okularki. W dodatku cały pokój był w jakichś dziwnych klamotach. - przewrócił oczami na te wspomnienia,

- Musisz z nią porozmawiać. Wyjaśnić to sobie. Byłeś pijany, ona pewnie też. Dasz radę, musisz tylko... - chodziłam podenerwowana po pokoju,

- Poradzę sobie Lyra. - przerwał mi chłopak stając przede mną, był wyższy – miał jakieś 190 cm wzrostu – Już nie raz sobie radziłem w takich sytuacjach, tylko że chyba nigdy nie miałem jej takiej ciekawej. - uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam.

Dzisiaj mogłam sobie oficjalnie nadać miano psychologa i doradcy życiowego. Byłam w sumie z tego dumna. Nie sądziłam, że pomogę dzisiaj każdemu z moich przyjaciół. 

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz