Rozdział 49

153 5 0
                                    

Nie pogadałam z nim w piątek, ponieważ cały czas spał. Nie chciałam go budzić, a ja sama w końcu miałam chwilę odpoczynku.

Obudziłam się po ósmej. Była sobota trzeciego Maja. Rose widocznie poszła do chłopaków, bo nie było jej w pokoju albo poszli na błonie się pouczyć. Powoli wstałam i poszłam do łazienki. Spoglądając do lustra podczas mycia zębów zauważyłam moje wory pod oczami. Uniosłam brwi na ich widok i wyplułam pastę do zlewu. Następnie zrobiłam codzienną pielęgnację twarzy, ogarnęłam włosy zaklęciami bo totalnie nie chciało mi się ich myć. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam luźne czarne dresy, biały top na ramiączkach oraz niebieską koszulę w kratę. Zrobiłam również rzęsy, ale tylko je. Spojrzałam w swoje odbicie i westchnęłam. Musiałam porozmawiać z Mattheo o wczoraj. Wiedziałam, że nie zrobiłam nic złego wydzierając się na Niego, ale nie chciałam żyć w takiej sytuacji.

Wyszłam z ze swojego i udałam się do dormitorium chłopaka. Stanęłam przed drzwiami i zapukałam. Chwilę czekałam trzymając dłonie w kieszeniach spodni. Nagle drzwi otworzyły się a w progu stał Mattheo palący papierosa. Miał rozczochrane włosy a ubrany był w czarną koszulkę i piżamowe spodnie w szarą kratę. Jedną dłonią trzymał skrzydło wejściowe a drugą trzymał peta. Zauważyłam jednak, że nie miał żadnych worów pod oczami a Jego własne były wyspane jak nigdy. Na nosie miał bordową kreskę w poprzek, co świadczyło o złamanym nosie a na brwi plaster ściągający. Ale oprócz tego wyglądał dobrze i zdrowo, z czego byłam zadowolona.

- Cześć Mattheo. - powiedziałam na pozór nieśmiało, ale nie wiedziałam jak zacząć rozmowę,

- Hej. - wydawał się trochę zdziwiony tym spotkaniem,

- M-możemy pogadać? - spojrzałam mu w oczy,

- Jasne. - powiedziawszy to odsunął się w bok, żebym weszła do środka,

Weszłam do zabałaganionego pokoju i stanęłam na środku. Odwróciłam się i widziałam bruneta wyrzucającego papierosa do kubka współlokatora. Rozśmieszył mnie ten widok na co parsknęłam krótkim śmiechem.

- Po co przyszłaś? - zapytał opierając się tyłem komody kładąc na nią ręce,

- Przyszłam porozmawiać o czwartku.

- Myślałem, że nie będziesz chciała mnie widzieć. - przechylił głowę w bok,

- Bo nie chcę. Jestem na ciebie wkurwiona, Mattheo, ale chcę również Ci pomóc. - powiedziałam to jakby oczywiście,

- Nie potrzebuję pomocy. Twojej ani niczyjej. - powiedział twardo i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, na co spuściłam głowę,

- Nie mogę... znowu zaczynasz. - spojrzałam na Niego ostro,

Bloody hell, Lyra. - powiedział choćby bez siły na kłótnię, czego nie zauważyłam na początku,

- Nie! Posłuchaj mnie teraz uważnie, Mattheo Riddle. Mogłam tu w ogóle nie przychodzić dopóki ty nie zechcesz się zjawić i mnie przeprosić, ale przyszłam tu mimo tego. Nie chcę, żeby między nami było coś złego, bo cały czas było dobrze. Ale widzę, że to Ty nie masz zamiaru się godzić. - mówiąc to podeszłam do Niego a ostatnie zdanie powiedziałam cicho a głos mi drżał ze strachu przed każdym wypowiedzianym słowem.

Nie odpowiedział nic. Zupełnie Nic. Czekałam na jego słowa w idealnej ciszy, którą zakłócał mu głośny oddech. Nic. Wypuściłam z kpiną powietrze nosem i spuściłam głowę uśmiechając się z niedowierzania.

- Dobrze. - szepnęłam nie patrząc Mu w oczy i byłam gotowa do ruszenia do wyjścia, gdy poczułam mocny uścisk na przedramieniu.

Następne chwile były jak w amoku. Chciałam się wyszarpać, ale nie pozwalał mi na to. Odwrócił mnie do siebie jednym szybkim ruchem, przez co zderzyłam się w Jego torsem. Spojrzałam zdziwiona w górę, ale napotkałam jedynie cudowny smak ust. Zaczął przygryzać moją dolną wargę i całować namiętnie.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz