Rozdział 115

16 2 0
                                    

Siedziałam w dormitorium i obserwowałam śpiącą Lyrę. Z jednej strony dobrze, że spała. Ale z drugiej cały czas obawiałam się, że z powrotem zostanie uwięziona w swojej głowie.

Blaise poszedł do biblioteki poszukać czegoś w książkach. Tak na wszelki wypadek. Oznajmił, że poszuka jakiś czarów ochronnych i ogólnych informacji o legilimencji.

Obok śpiącej dziewczyny siedział Theodore, który cały czas trzymał ją za rękę a głowę oparł na swojej wolnej ręce i leżał nią na materacu.

Widziałam, że mimo uratowania jej, był zestresowany. Od powrotu nie odezwał się ani słowem, co bardzo mnie niepokoiło.

Podniosłam się z krzesła i podeszłam do chłopaka. Pogłaskałam go po prawym ramieniu, na co podniósł głowę i spojrzał na mnie.

– Chodź, zrobiłam herbatę. – oznajmiłam, na co podniósł się powoli i poszedł usiąść przy stoliku,
– Rosie...
– Theo. – zaczęliśmy w tym samym momencie podnosząc na siebie wzrok, lecz spuścił je pierwszy – Co się dzieje? Przecież uratowałeś ją. – nastał moment ciszy, którą po minucie postanowił przerwać,
– Widziałem to, czego doświadczyła... – wziął drżący wdech unosząc oczy na sufit, na co wzięłam jego dłoń w moje obie i zacisnęłam mocno,
– Opowiedziała mi o tym, czego doświadczyła w domu Malfoy'ów w wakacje-
– To nie wszystko. – przerwał mi szybko, na co moje serce przyspieszyło,
– Co?
– Lyra... – zaczął przełykając ciężko ślinę – Lyra jest Śmierciożercą.

Te słowa spowodowały, że moje serce się zatrzymało. Spojrzałam na niego marszcząc brwi błagając w duchu, aby to był głupi żart, nieporozumienie. To nie było możliwe.

– J-Jak? – wydukałam – Przecież to niemożliwe!
– Przecież ma tatuaż na przedramieniu. Jak mogłaś nie zauważyć znaku Voldemorta u swojej przyjaciółki! – wykrzyczał w moją stronę, na co straciłam orientację,
– To czemu nic mi nie powiedziałeś?! Moglibyśmy jakoś jej pomóc!
– Nie wiedziałem, że jest jedną z nas, okej?! – wstał, na co ja również,
– Jedną z was?! Od kiedy się z nimi utożsamiasz, Theodore?! Huh?! – wyrzuciłam ręce w powietrze,
– Japierdole, Rosaline! Nasze życia nie są takie łatwe jak twoje! Nie rozumiesz tego?! – zaniemówiłam na te słowa – Przechodzimy tam piekło i jest to jedyny sposób, żeby przetrwać w tym momencie! Musimy zabijać i torturować na każde ich zawołanie, żeby tylko obronić naszych najbliższych!

Nastała grobowa cisza. Patrzyłam na niego ze łzami w oczach. Widziałam, jak z każdą sekundą uspokajał się i zaczął żałować słów, które wypowiedział.

– Rosaline, ja-
– Nie tylko ty cierpisz w tym wszystkim. – zatrzymałam się – Myślisz, że łatwo mi się patrzy na to, jak cierpicie? Myślisz, że nie ma to na mnie żadnego wpływu i siedzę tu z dala od tego całego gówna, bo mój ojciec i bracia wzięli na siebie te brzemię? Ja też mam uczucia, do kurwy!

Spuścił spojrzenie przechylając głowę. Ugryzł policzek i po czym minął mnie i trzasnął drzwiami. Wzdrygnęłam się na to i przymknęłam oczy. W tym samym momencie Lyra się obudziła szybko podnosząc. Spojrzała na mnie zdziwiona, na co od razu do niej podeszłam.

– Co się stało? – spojrzała na mnie zdziwiona,
– Nic, kochanie. Idź spać. – pomogłam jej się położyć i czekałam, aż ponownie zaśnie,

Gdy tak się stało, a spała odwrócona w moją stronę, niepewnie dotknęłam jej rękawa na lewej ręce. Podwinęłam go ostrożnie. Widząc wijący się tatuaż zrobiło mi się niedobrze. Przytkałam dłoń do ust i zamknęłam oczy a łza spłynęła po moim policzku.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytałam szeptem,
– Bo nie chciałam cię dodatkowo martwić...

Otwarłam szybko oczy. Przyjaciółka leżała w tej samej pozycji zapatrzona gdzieś przed siebie zamglonym wzrokiem. Dotknęłam dłonią jej policzka, na co przeniosła na mnie spojrzenie.

– Od kiedy... – nie wiedziałam jak zadać pytanie, które mnie tak nurtowało,
– Pierwszy raz zabiłam 29 stycznia, ...a tatuaż na początku lutego. – podniosła się i spojrzała gdzieś w bok unikając kontaktu wzrokowego,
– Jakim cudem mogłam nie zauważyć? – zapytałam samą siebie z wyrzutem, na co momentalnie na mnie spojrzała,
– Zadbałam o to. Nie obarczaj się winą, Rosie.
– Twój spokój mnie przeraża. – wyszeptałam a w gardle powstała gula,

Dziewczyna jedynie patrzyła mi w oczy, a jej wykazywały jedynie zmęczenie. Widziałam, że chciała jedynie świętego spokoju. Siedziałyśmy tak w ciszy przez jeszcze jakiś czas, aż pojawił się Blaise.

– Lyra, jak się czujesz? – podszedł od razu i przytulił ją mocno do siebie,
– Jest okey. – siedząc podniosła wzrok na stojącego chłopaka,
– Jeśli czegoś potrzebujesz- – zaczął, lecz od razu mu przerwała,
– Gdzie jest Teddy? – spojrzała po nas a ja spuściłam wzrok,
– Pokłóciliśmy się i wyszedł.
– Oh... – poprawiła się na materacu,
– Pójdę go znaleźć- – oznajmił Blaise,
– Nie, ja to zrobię. Musimy pogadać. – uniosłam kąciki ust na czarnoskórego i wyszłam..

Lyra:

Rosie wyszła a ja szczelniej opatuliłam się kocem. Siedziałam oparta o zagłówek i wpatrywałam się w Zabiniego, który parzył nam herbatę.

Wziął dwie filiżanki i podchodząc podał mi jedną. Uśmiechnęłam się i pokazałam, żeby usiadł obok. Również oparł się o zagłówek i siedzieliśmy tak w ciszy.

– Jestem jedną z was. – oznajmiłam i poczułam, jak się spiął,
– Nie jesteśmy nimi. I ty też nie jesteś. – odwrócił głowę w moją stronę, jednak ja patrzyłam intensywnie przed siebie,
– Ja... – przystanęłam czując jak mój głos drżał – zrobiłam tak wiele okropnych rzeczy... – przymknęłam oczy – Nigdy o nich nie zapomnę. I nigdy sobie nie wybaczę.
– Wiem. Nikt tego nie zrobi. Będzie się to za nami wlec do końca naszego życia. – stwierdził a do mnie powróciła myśl o moim przeznaczeniu,
– Powiedzieli, że dadzą już spokój mojej mamie.
– W jakim sensie?
– No... że będzie ich wspierać, ale nie będzie Śmierciożercą.
– Myślisz, że dotrzymają obietnicy?
– Złożyłyśmy z Bellatrix Wieczystą Przysięgę. – oświadczyłam, na co skinął głową,
– Więc możesz na to liczyć. Nie zważając na to, jacy są, obietnic dotrzymują.

Powoli podniósł swoją rękę, a dłonią dotknął mojego kolana. Zaczął je czule głaskać, na co przeniosłam na niego wzrok. Wpatrywał się w moje oczy intensywnym spojrzeniem. Mój oddech przyspieszył, gdy nachylił się w moją stronę.

Przymknęłam oczy. Chłopak jednak nie zrobił tego, czego się spodziewałam. Za to pocałował mnie mocno w czoło i objął zaciskając swoje silne ramiona wokół mnie.

Zamrugałam parę razy starając się zrozumieć, co się właśnie stało. I czy na pewno chciałam tego, co myślałam że się stanie?

– Zawsze możesz na mnie polegać, Lyra. Jestem dla ciebie.
– Kocham cię, Blaise. – wyszeptałam przytulając się mocniej,
– Ja ciebie też, blondyno.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz