Rozdział 107

50 3 0
                                    

Przeniosłyśmy za zakrętem. Rozejrzałam się dokoła a na widok, który zastałam, jeszcze bardziej zacisnęłam zęby.

Znalazłyśmy się w starym budynku, który wyglądał, jakby od długich lat był opuszczony. Stare zżółkłe tapety zdzierały się ze ścian, drewniana podłoga była połamana i skrzypiała przy minimalnym nacisku. Powybijane szyby, przez które wiało zimne powietrze, przysłonięte były dziurawymi płachtami. Nie było też żadnych mebli. W środku był półmrok.

Spojrzałam z powrotem na kobietę, która teraz kierowała się do wyjścia z pomieszczenia. Niepewnie wyszłam za nią do przedpokoju, lecz nie zdążyłam się rozejrzeć, ponieważ weszła do pokoju na prawo od tego.

Przez chwilę się wahałam, czy na pewno chciałam w tym uczestniczyć. Najlepsze było to, że w ogóle nie wiedziałam, czego dokładnie chciała ode mnie Lestrange. Jednak chodziło o bezpieczeństwo mojej mamy, a to dało mi siły do zrobienia następnych, i następnych kroków.

Wchodząc do izby wciągnęłam powietrze. Momentalnie przystanęłam, gdy zobaczyłam, że oprócz naszej dwójki było tam jeszcze dwóch Śmierciożerców ubranych w czarne szaty ze srebrnymi maskami na twarzach.

Na widok Bellatrix, obydwoje skinęli głowami na znak uznania a następnie przenieśli swoje spojrzenia na mnie. Momentalnie stanęły mi włosy na karku. Jeden z nich przechylił lekko głowę, jakby mnie skądś kojarzył lub nie spodziewał się tu jeszcze kogoś.

- Od teraz działa z nami, panowie. - oznajmiła czarnowłosa, na co mój oddech zadrżał,
- Jak to od teraz? - wydusiłam z siebie wpatrując się w nią rozszerzonymi oczami,
- Nie jest to jednorazowa akcja, dziecino. - pokręciła głową a na jej ustach pojawił się szyderczy uśmieszek - Wprowadźcie ich. - rozkazała zwracając się do mężczyzn, którzy ruszyli do drzwi, w których stałam,

Szybko odsunęłam się na bok dając im przejście. Uniosłam na nich głowę odprowadzając ich wzrokiem, a gdy przechodzili obok ja czułam, jakby były to upiory. Duchy okropnych ludzi. Dreszcz przeszedł po moim ciele.

- Podejdź bliżej. - odezwała się kobieta, na co obróciłam z powrotem głowę,

Powoli zrobiłam parę kroków, aby znaleźć się niebezpiecznie blisko jej osoby.

- Pierwszy raz jest zawsze niezapomniany. - zmarszczyłam brwi na jej słowa i dokładnie przyglądałam się jej oczom, gdy usłyszałam coś w korytarzu,

Odwróciwszy się w tamtą stronę, zamarłam. Przestałam oddychać a całe moje ciało boleśnie się spięło. Wtedy już wiedziałam, co mnie czekało.

Do pomieszczenia wciągnięto szarpiących się dwoje ludzi, którzy mieli związane ręce za plecami a usta zakneblowane szmatami. Kobieta była brudna, miała jasne blond włosy i brązowe oczy. Mężczyzna również był brudny, lecz w większości z krwi, miał czarne włosy i piwne oczy.

Zostali rzuceni na ziemię przed nami. Powoli zaczęli się podnosić, ale nie umieli bardziej niż do klęczenia na kolanach. Zostało na nich rzucone to samo zaklęcie, co na n- ...na mnie.

Kobieta dusiła się łzami, podczas gdy mężczyzna szarpał się obok niej i wywiercał dziury w mojej twarzy swoim spojrzeniem. Błagał o litość. A ja bym ją im dała bez zastanowienia.

- To, Lyra, są wrogowie Czarnego Pana. Zostali złapani na konspiracji przeciwko jego osobie. I za to, moja droga, trzeba wymierzyć im karę.

Słyszałam jej głos gdzieś daleko. Wokół mnie słyszałam tylko szum, gdy ogniskowałam spojrzenie z dwójką ludzi na przemian.

- Czyń honory. - dotarł mnie wzrok tuż obok mojego ucha, na co się wzdrygnęłam powracając do rzeczywistości,
- Co? - jęknęłam nie odrywając wzroku,
- Zabij ich, za zdradę. - powietrze muskało mój policzek, gdy skierowałam dłoń w stronę kieszeni dresów, z których wystawała różdżka,

Powoli wzięłam ją między swoje palce, pod którymi czułam każde wyżłobienie. Wyciągnęłam ją zaciskając na trzonie. Zamrugałam parę razy starając się zebrać myśli.

- Ja- nie mogę. - pokręciłam głową czując napływające łzy do moich oczu. Cały czas wpatrywałam się raz w brązowe, raz w piwne tęczówki osób, które zaraz miały zginąć z mojej ręki,
- Możesz. I zrobisz to... - rozkazała milcząc na moment - Chyba, że chcesz aby coś takiego spotkało Twoją matkę? - zaakcentowała ostatnie słowo, a ja gwałtownie odwróciłam w jej stronę głowę. Stała minimalnie za mną i uważnie taksując moją twarz. Czułam rosnącą frustrację a moje policzki zrobiły się bardzo gorące,
- Ale-
- Nie ma żadnego ale. Albo ich zabijesz, albo będzie oglądać jak twoja mama zostaje zamordowana. - mówiła coraz ostrzej ewidentnie tracąc kontrolę,

Zaczęłam ciężko i głęboko oddychać. Powoli przeniosłam na ofiary spojrzenie. Po moim policzku spływała łza, gdy powolnym ruchem podniosłam rękę z różdżką.

Oboje zaczęli kręcić głowami, błagając o ratunek. Mężczyzna starał się krzyczeć, lecz przez zatkane usta wychodziło jedynie wycie.

Wycelowałam najpierw w kobietę, która doznawała ataku paniki. Wiedziałam, że musiałam rzucić te przeklęte zaklęcie dwa razy. Postanowiłam więc, żeby ona była pierwsza.

Musiałam zrobić to szybko. Dwa razy powtórzyć sekwencje w ciągu paru sekund. Nie zawahać się. Ani za pierwszym, ani za drugim razem. Inaczej oni ich zabiją. Inaczej zabiją Alice.

- Przepraszam. - wyłkałam,

Jeden ruch. Zielony blask. Drugi ruch. Drugi zielony blask. Dwa ciała odrzuciło do tyłu, po czym opadły bezwładnie na skurzoną podłogę.

Odeszłam do tyłu mocno uderzając plecami o ścianę. Głośno płakałam widząc trupy. Martwe ciała osób, które przed chwilą żyły i prosiły o łaskę. Ludzi, których zamordowałam.

- Gratulacje. Właśnie przeżyłaś swój pierwszy raz. Sądziłam, że będę musiała cię zmusić, a tymczasem proszę! Brawo! - słowa odbijały się od moich uszu,

Spojrzałam na Bellatrix a łzy wylewały się z moich oczu. Zmarszczyłam brwi, gdy ta mi się przyglądała.

W tamtym momencie wiedziałam, że był to dopiero początek długiej podróży z Lestrange jako moim kompanem.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz