Rozdział 46

201 4 0
                                    

Święta minęły w bardzo przyjemnej atmosferze i były to chyba najlepsze święta Bożego Narodzenia w całym moim życiu. Nikt nie poruszał żadnych przykrych ani nieodpowiednich tematów. Jedzenie było wyśmienite oraz każdy dostał super prezenty.

Doszkoły wróciliśmy drugiego stycznia, czyli już w roku 1997.Ciekawa byłam, co przyniesie ten rok. Poprzednie lata zmieniły dużow moim życiu, za co byłam bardzo wdzięczna losowi. Ten rok równieżdużo przyniesie, lecz czy Lyra będzie wdzięczna?

Niemogłam uwierzyć, że już za dziewięć dni będę miałasiedemnaście lat. Siedemnaście! W końcu będę się czuć dorosła,co miało swoje plusy i minusy. Wiele osób mówiło mi zawsze, żena pierwszy rzut oka jestem bardzo wydoroślała umysłem, lecz gdymnie lepiej poznali zauważali, że w środku jestem nienormalnymdzieciakiem.


~~


Byłam sama na Wieży Astronomicznej. Był środek nocy, ale nie umiałam spać. Mimo zimna na zewnątrz, opatulona grubą czarną bluzą stałam oparta o zimną kolumnę i przyglądałam się gwieździstemu nocnemu niebu. Miliony światełek oświetlały czarne tło, wszystko dokoła i odbijały się o taflę zamarzniętego jeziora.

Poprawiłam rękawy swetra naciągając je na zimne dłonie i potarłam je o siebie, aby je ogrzać. Poprawiłam sobie kaptur na głowie i powoli podeszłam do barierki rozmyślając. Był już jedenasty stycznia, godzina po drugiej w nocy, sobota. Dzisiaj były moje siedemnaste urodziny, i nie mogłam w to uwierzyć. 

Mroźny wiatr dmuchnął w moją twarz, przez co spadł mi z głowy kaptur.Nie nałożyłam go jednak z powrotem na głowę. Chciałam zrobić wtym roku małą imprezę, ale obawiam się że się tak nie stanie. Rosie zawsze upiera się, że skoro ma urodziny w wakacje, to moje wszkole mają być podwójnie zrobione. Zawsze chciała mieć imprezę urodzinową w szkole, ale urodziła się w sierpniu. Wiedziałam, żenie przegadam jej, więc mentalnie szykowałam się na ogromną imprezę do samego rana z gigantyczną ilością alkoholu,narkotyków, głośnej muzyki i mnóstwa ludzi, z którymi niegadałam. Ale również się cieszyłam. Mimo bycia domatorką, lubiłam imprezy i takie eventy. 

Rok temu marzyłam, żeby być w miejscu w którym jestem teraz. Pragnęłam, aby Mattheo był moim chłopakiem, chciałam być szczuplejsza, co trochę się udało. W ciągu roku spadłam z 65 kilogramów na 57 kilogramów, co było dla mnie cudowne, bo zawsze miałam kompleksy z powodu mojej wagi z czym również z wyglądem. Lecz niektóre rzeczy również się spieprzyły w ciągu tych dwunastu miesięcy. Śmierć ojca, powrót Voldemorta, dołączenie do niego Theodore'a oraz Blaise'a... Nie podobało mi się to.

Została jeszcze jedna kwestia, która męczyła mnie od ostatnich sześciu miesięcy. Często o tym myślałam i doszłam do wniosku. Doszłam do wniosku, że jestem gotowa.


~~


Obudziłam się o dziewiątej przez głośne okrzyki, przez co przestraszona podskoczyłam na łóżku i otwarłam szeroko oczy. Wokół mebla stali moi przyjaciele i Mattheo, który stał najbliżej mnie po prawej stronie. Spojrzałam na nich zdziwiona, bo rano w ogóle nie ogarniałam świata wokół mnie.

- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęli wszyscy wesoło a Rosie wytargała mnie z łóżka i zaczęła składać życzenia jako pierwsza,

- Wszystkiego najlepszego kochanie! Zdrowia, szczęścia, pieniędzy, dobrych ocen i spełnienia marzeń! - pocałowała mnie w policzek i przytuliła,

Następnie po kolei cała reszta zaczęła składać życzenia po kolei. W końcu natrafiłam na ostatnią osobę, czyli wysokiego postawnego przystojnego bruneta z czarnymi oczami, czyli pana Riddle'a, który mocno przeważający nade mną wzrostem pochylił się i do ucha zaczął składać mi życzenia.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz