Rozdział 68

64 3 0
                                    

Zielony ogień rozpetał się wokół mnie. Z widoku zniknął znajomy salon wraz z moją mamą, a zamiast tego znalazłam się w małej kuchni. Znajomy dźwięk zielonego ognia rozległ się po pomieszczeniu.

Powoli wyszłam na kremowe kafelki i rozejrzałam się. Meble miały ciemnozielony kolor. Na ścianach, ziemi i blacie były kremowe płytki. Wiele przypraw, ziół i puszek leżało na półkach. Pod oknem stał stół z czterema krzesłami.

Nagle przez witrynę wpadł wujek Remus, który celował we mnie różdżką. Wzdrygając się zrobiłam krok w tył podnosząc ręce w obronnym geście. Przy tym również uderzyłam się w tył głowy wiszącym przy kominku garnkiem. Syknęłam chwytając się za tył głowy. Podniosłam wzrok na mężczyznę, który patrzył na mnie zdziwiony.

- Część. - zaczęłam starając się uśmiechnąć, aby rozluźnić atmosferę,
- Lyra? Co tu robisz? - zapytał opuszczając różdżkę,
- Co się dzieje Remus? - przerwała nam Tonks, która weszła zaskoczona w piżamie. Zerknęła najpierw na męża, a następnie na mnie - Lyra! Co ty tutaj robisz? - uśmiechnęła się,

Ja jednak stałam tam zmęczona. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na nich poważnym wzrokiem. Uśmiech od razu spełz z twarzy kobiety. Zmarszczyła brwi, a Lupin rozszerzył oczy.

- Chodź, siadaj. - powiedział poważnym tonem i wskazał na krzesło,

Powoli usiadłam a Tonks zaraz obok mnie. Położywszy dłonie na stole splotłam je ze sobą. Zaczęłam wyginać palce czując rosnący stres i mętlik w głowie. Co zrobią?

- Potrzebuję waszej pomocy. - zaczęłam patrząc na nich a widząc ich wzroki moje gardło się zacisnęło,
- Co sie dzieje? Nie było z tobą żadnego kontaktu. Alice nie chciała nic powiedzieć. Mówiła jedynie, że wszystko w porządku. - zaczął wujek,
- Mogę u was zostać? Nie wiem na ile. Błagam, musicie mi pomóc... - prosiłam niemal błagalnym tonem, a w moich oczach zaczęły gromadzić się łzy,
- Co sie stało w te wakacje? - wpatrywałam się w dłonie, podczas gdy mężczyzna zaczął mnie wypytywać. Gdy zadał mi to pytanie schowałam twarz w dłoniach. Byłam tak bardzo zmęczona,

Mój oddech zaczął drżeć. Poczułam delikatny dotyk na barku. Powoli podniosłam głowę napotykając zatroskanego wujka. W moje ręce w tym samym czasie wplatała swoje Tonks.

- Możesz zostać u nas, ile tylko chcesz. Ale musisz powiedzieć nam, co się dzieje. - oznajmił Lupin a ja spojrzałam przed siebie,
- Eh... - westchnęłam i postanowiłam im opowiedzieć,

Opowiedziałam im tyle, co mamie. Może trochę więcej. Opowiedziałam o traktowanie mnie, o kłótniach z Mattheo i o informacjach, które udało mi się usłyszeć. Mogły się przydać w walce że Śmierciożercami.

Gdy skończyłam nastała cisza. Przekręciłam głowę w lewo, aby przyjrzeć się powoli siwiejącemu mężczyźnie, który opierał się tyłem o blat i patrzył nieprzytomnym wzrokiem na podłogę. Moje ręce wciąż były zaciśnięte w uścisku Nimfadory. Wpatrywałam się w niego skupiona, co po chwili wyczuł. Podniósł rozbiegany wzrok i zatrzymał go na mnie. Podszedł powoli i uklęknął obok mnie. Dziwne uczucie zajęło moje całe ciało i nie było ono przyjemne.

- Dobrze, że twoja mama cię tu wysłała. Nikt cię już nie skrzywdzi. Obiecuję.

Na te słowa rzuciłam się w jego ramiona. Kamień spadł mi z serca. Chociaż na krótki moment.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz