Rozdział 35

154 6 0
                                    

Nie miałam pojęcia, co zrobić.. Miałam do wyboru dwie opcje, z czego, nieważne jaką wybiorę, ktoś ucierpi. W czym również ja.

Leżałam na łóżku Mattheo i wpatrywałam się w sufit. Chłopak miał akurat trening i powiedział, żebym poczekała na niego w jego dormitorium. Wieczorem mieliśmy się wykraść na spacer po zamku, a ja miałam zamiar powiedzieć mu o wszystkim, czego się dowiedziałam od Theodora.

Wracając, rozmyślałam jedynie, co mam zrobić. Pierwsza opcja była bardzo kusząca. Mianowicie powiedzenie Dumbledore'owi o  zamiarach Voldemorta. Jednak tym samym skazałabym moich przyjaciół i ich rodziny na zesłanie do Azkabanu, albo nawet śmierć... Chłopaki są moimi przyjaciółmi a Theo traktuję jak brata.

Druga opcja była taka, aby nikomu nie powiedzieć i siedzieć cicho, jakbyśmy o niczym nie wiedzieli. Zagwarantowałoby to bezpieczeństwo Nott'om i Zabini'm, jednak nie mi i Riddle'owi. Czuję, że prędzej czy później Czarny Władca dowiedziałby się o istnieniu jego syna, z czym również i mnie. A w końcu prawie cała moja rodzina Black'ów była Śmierciożercami, więc pewnie myśleliby, że mam takie same poglądy. Mi to w sumie obojętne, jakiej jesteś krwi, byle nie krzywdzisz innych.

Od rozmyśleń wyrwało mnie otwieranie drzwi. Do pokoju wszedł powolnym krokiem Mattheo, odłożył torbę i ściągnął koszulkę. 

- Wszystko w porządku? - zapytał przypatrując mi się z zaciekawieniem, gdy ja dalej leżałam i wpatrywałam się w niego smutnym wzrokiem,

- Powiem ci potem. A teraz idź się umyć, bo się spociłeś! - otrząsnęłam się i z uśmiechem odparłam rzucając w niego poduszką, aby się pośpieszył. On za to puścił mi oczko i szybko zniknął w łazience.

Po prysznicu szybko się ubrał i poszliśmy przejść się po szkole. O tej porze korytarze były już puste, więc mogliśmy śmiało rozmawiać o wszystkim. Musieliśmy za to uważać na nauczycieli, którzy mieli teraz jeszcze dłuższe dyżury.

Wyszliśmy właśnie na mały plac z dużymi drzewami, gdzie dwa lata temu Malfoy został zmieniony we Fretkę, z czego wzięło mu się jego przezwisko. Na te wspomnienie uśmiechnęłam się lekko, co nie uszło uwadze bruneta.

- Coś się dzisiaj stało? Wydajesz się przygnębiona. - powiedział zatrzymując się pośrodku skweru i chwycił mnie za ręce,

- Rozmawiałam dzisiaj z Theo... - odparłam patrząc w jego czarne tęczówki,

- O czym? - zapytał bawiąc się moimi dłońmi,

- Wiesz, o czym, Mattheo. - na te słowa chłopak przestał a jego szczęka drgnęła,

- Co powiedział? - odparł chłodno chłopak,

- Jest tak, jak sądziliśmy. - odparłam jedynie cicho i powoli podeszłam do drzewa,

- Kurwa... - szepnął i dołączył do mnie,

- Wszystko, co przeczuwaliśmy jest prawdą. Malfoy, Snape... - powiedziałam cicho i spojrzałam oczami pełnymi łez na chłopaka – Musimy wybrać, tylko że ja nie mam pojęcia, co zrobić.

- Nie wiem. - odparł cicho i przetarł moje policzki, na których pojawiły się krople łez, swoimi dłońmi, po czym odparł twardo – Nie możemy pozwolić mu wygrać, nigdy.

- Ale Theo, i Blaise, ich rodziny... Oni wszyscy trafią do Azkabanu. O nas też tu chodzi, o ciebie.

Staliśmy teraz tak pod Dębem i milczeliśmy. Cały czas cicho szlochałam, a Mattheo co jakiś czas na mnie spoglądał, jakby się nad  czymś zastanawiał. Oparłam się o pień i wpatrywałam się w gwieździste niebo. Słońce już dawno zaszło. Przez moją głowę przelatywało tysiące myśli naraz.

- Nie zrobię tego. - powiedziałam twardo spoglądając na chłopaka – Nie ześlę moich przyjaciół do więzienia i nie skarzę ich na śmierć! Rozumiesz?! Nie zrobię tego! - zaczęłam krzyczeć mu w twarz i getykulując,

- Myślisz, że ja tego chcę?! Również są moimi przyjaciółmi! Nie rozumiesz, że gdy nic nie zrobimy, to znajdą nie tylko mnie, ale i ciebie?! - również krzyczał patrząc wkurwiony na mnie.

Lekko się go przestraszyłam w tym momencie. Nigdy jeszcze nie podniósł na mnie głosu, a szczególnie nie w taki sposób. Nawet, gdy niebyło między nami dobrze, zawsze zachowywał spokój tonu. Momentalnie cofnęłam się, przez co zderzyłam się plecami z ogromnym drzewem. Chłopak za to patrzył na mnie dalej zdenerwowany, jednak z każdą chwilą jego złość traciła na sile. Przejechał językiem po zębach i rozluźnił się trochę, po czym spojrzał na mnie, już normalnym wzrokiem. Patrzyliśmy na siebie i w tym samym momencie ruszyliśmy do siebie, aby po chwili być w swoich objęciach.

Mocno przyciągałam go do siebie. Byłam wtulona w jego tors a po mojej twarzy spływały strumienie łez. Mattheo również trzymał mnie blisko siebie, a swoją głowę opierał na mojej. 

Dalej przytulając go, otworzyłam oczy i zobaczyłam profesor McGonagall, która stała na korytarzu i przyglądała nam się. Widziałam w jej oczach współczucie. Nie wiedziała, co się dzieje, a ja nie mogłam jej nic powiedzieć. Aby przekonać ją, że wszystko jest dobrze, uśmiechnęłam się do niej słabo, a następnie spojrzałam na chłopaka. Brunet chwilę na mnie popatrzył, aby następnie delikatnie pocałować mnie w czoło. 

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz