Rozdział 75

70 2 0
                                    

W końcu nadszedł wyczekany dzień. Moja ostatnia Impreza Domów w Hogwarcie. Dzięki temu wydarzeniu mój humor się trochę poprawił. Rozmawiałam, nie odpływałam tak często. Ożyłam. Chociaż na chwilę.

Sobotni poranek minął spokojnie. Spędzałyśmy go w naszym dormitorium ogarniając szkolne obowiązki i różne prace. Moje myśli cały czas krążyły wokół wieczornego wydarzenia. Byłam bardzo zadowolona z tego, że udało się to zorganizować. Obawiałam się, że przez zupełna zmiane funkcjonowania szkoły nie będzie to możliwe. Mimo wszystko uczniowie zdołali się dogadać.

O osiemnastej zaczęłyśmy się przygotowywać. Wzięłam szybki prysznic a następnie się ubrałam. Nie miałam żadnego pomysłu. Po długim staniu przed otwartą szafą i propozycjach przyjaciółki wybrałam coś prostego. Na samym początku chciałam ubrać jeansy i jakąś koszulkę, lecz zostałam zbesztana przez brunetkę za takie pomysły.

W końcu założyłam welurową czarną sukienkę do połowy ud na cienkich ramiączkach. Do tego, również welurowe, długie czarne rękawiczki z dziurami na palce.

Na szyi zawiesiłam złoty wisiorek

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Na szyi zawiesiłam złoty wisiorek. Na sam koniec się pomalowałam. Był to pierwszy pełny makijaż od długiego czasu. Na koniec spojrzałam w lustro i, cóż, zaskoczyłam się. Cienie pod oczami praktycznie zniknęły a moja twarz nabrała kolorów. Rozczesałam włosy i założyłam je za uszy. Założywszy czarne conversy i perfumując się byłam gotowa.

Przeniosłam swoją uwagę na Rosaline, która również kończyła się szykować. Ubrana była w satynową różowa sukienkę, które tak uwielbiała. Skończyłam je liczyć widząc siedem w szafie. Jak zwykle wyglądała olśniewająco. Była jedną z najładniejszych dziewczyn w całej szkole. Od zawsze miała wielu adoratorów.

Udałyśmy się niczym myszy do Pokoju Wspólnego Hufflepuff'u, który znajdował się w piwnicach szkoły. O wiele lepiej niż w lochach. Docierając pod drzwi zauważyłyśmy Puchona, który pilnował wejścia.

- Czego? - zapytał niezbyt mile widząc nas. Pewnie rozpoznał nas z naszego domu,
- Zostałyśmy zaproszone. - powiedziałam patrząc mu w oczy,
- Kto zaprosił?
- Dean Thomas. - odpowiedziałam pewnie,
- Ach tak? Jakoś niezbyt w to wierzę. - uniósł brew spoglądając na mnie kpiąco,
- Na Merlina, człowieku. Wpuść nas po prostu na imprezę. - odezwała się poirytowana Rosie,
- Część! Jesteście już. - przerwał nam znajomy głos. Odwracając się w jego stronę natrafiłam na znajomego mulata, który uśmiechał się w moją stronę,

Miał na sobie biały za duży t-shirt i luźne czarne jeansy. Na głowie zawiązana miał białą bandanę. Wiedziałam, że bardzo lubił styl czarnych Amerykanów. Musiałam przyznać, że naprawdę pasował mu ten styl.

- Tak, tylko kolega nie chce nas wpuścić. - oznajmiła zła brunetka patrząc na chłopaka przy wejściu,
- Peter, one są ze mną.

Ten na te słowa przewrócił oczami i wpuścił nas do środka. Weszliśmy do bardzo przytulnego pomieszczenia, w którym byłam pierwszy raz. Ciepłe światło okalało twarze zgromadzonych. Dużo roslin w ogromnych doniczkach dodawały jeszcze większego uroku miejscu.

Impreza się rozkręciła. Dużo osób tańczyło na prymitywnym parkiecie. Niektórzy pili a inni palili znane wyroby Puchonów.

Siedziałam na kanapie wyłożonej poduszkami. Obok mnie Rosie rozmawiałam z jakimiś dziewczynami z Ravenclaw. Nagle pojawił się przede mną kubek, na co uniosłam głowę a moim oczom ukazał się Dean, który następnie usiadł obok mnie.

- Jeszcze raz dziękuję za zaproszenie. Miło z twojej strony. - odwróciłam się w jego stronę,
- Nic takiego. To ostatnia taka impreza. No cóż, oprócz Balu Owutemowego.
- Tia, chyba się na nią nie wybieram.
- Ale czemu?
- Jakoś nie mam ochoty...
- Nie masz ochoty na bal, który odbędzie się za pół roku, ale uznajesz, że na nią nie pójdziesz? - uśmiechnął się marszcząc brwi,
- Tak, dokładnie tak. - parsknąłem śmiechem udając powagę, a następnie wzięłam łyk alkoholu wyginając buzię - O cholera! Co to jest? - zapytałam w szoku, na co się zaśmiał,
- Sekret. Sam nie mam pojęcia co to, uwierz mi.

Następnie poszliśmy tańczyć. Niestety najpierw parę razy musiał mnie namawiać,  więc w końcu uległam. Impreza była bardzo udana. Wszyscy super się bawili. W końcu nie myślałam. Natrętne myśli zniknęły. Korzystałam z chwili.

W końcu nadeszła godzina pierwsza a uczniowie zaczęli się rozchodzić. Było ich o wiele mniej niż w poprzednich latach, ale czemu się dziwić.

Stałam obok Deana, który żegnał się ze znajomymi. Spojrzałam w bok, gdzie zauważyłam moją przyjaciółkę idącą w naszą stronę. Uśmiechała się od ucha do ucha a na twarzy miała rumieńce. Jej oczy były przekrwione a źrenice zwężone. Zaśmiałam się na jej widok.

- Ile wypaliłaś? - zapytałam się, gdy oparła się o ścianę,
- A kto by tam liczył? Chociaż... Skończyłam na czterech.
- Że jeszcze umiałaś do tylu policzyć. - uniosłam brwi, na co szturchnęła mnie w ramię,
- Ej ej ej, bez takich, dobra? - bełkotała z ciągłym bananem na twarzy,
- Odprowadzę was do siebie. - oznajmił chętny mulat odwracając się w naszą stronę,
- Bardzo chętnie. - odpowiedziałam mu,
- Ja wrócę sama. Nie mam zamiaru oglądać, jak się pożeracie nawzajem. - oznajmiła brunetka poważnie a ja osłupiałam. Czułam na policzkach palące rumieńce. Chłopak obok mnie za to się zaśmiał, na co zaczęła również brunetka,
- Rosaline, przestań. - w końcu się odezwałam ciskając w nią gromami z oczu,
- Oj tam, cukiereczku. Nie przejmuj się mną.
- Nie ma takiej opcji. Wracasz z nami, bo znając ciebie wylądujesz w jakiś krzakach. - powiedziałam stanowczo chwytając ją pod ramię,

Udaliśmy się we trójkę do lochów. Na korytarzach była niezmącona cisza. Rose idąc zasypiała, co nieco utrudniało sprawę. Po chwili jednak postanowiła przyspieszyć kroku. Była parę metrów przed nami chodząc w cztery strony świata. Przeniosłam wzrok na Deana, który podśmiechiwał się z dziewczyny. Za chwilę również on spojrzał na mnie. Od razu odwróciłam głowę obserwując poczynania Rosie.

W końcu doszliśmy do dużych drzwi do Pokoju Wspólnego. Florence weszła do środka a my patrzeliśmy na siebie nawzajem.

- Dziękuję za ten wieczór. W końcu mogłam się rozluźnić.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Również dzięki.

W tamtym momencie zrobił w ogóle niespodziewany dla mnie ruch. Pochylając się zmniejszył odległość między nami i pocałował mnie szybko w policzek. Rozszerzyłam oczy otwierając usta. Na sam koniec powiedział szybkie "Część" i ruszył w stronę schodów. Stałam tak jeszcze przez chwilę starając się przeanalizować sytuację. Wypuściłam powietrze. Otwierając drzwi weszłam do środka.

Ruszyłam powolnym krokiem w stronę schodów do dormitorium, gdy poczułam obecność kogoś jeszcze. Uniosłam wzrok i momentalnie znieruchomiałam. Przełknęłam głośno ślinę widząc profesora Slughorn'a wpatrującego się we mnie poważnie. Zaraz obok niego, na kanapie, siedziała Rosie ze spuszczoną głową.

- Panno Black, czy mogłaby mi pani łaskawie odpowiedzieć, dlaczego przyszliście tutaj o pierwszej w nocy? - zapytal groźnym tonem,
- Profesorze, ja... my... - zająkałam się,
- I czemu jesteście pod wpływem alkoholu? - spuściłam wzrok na podłogę czując rosnący stres,
- Byłyśmy w Hogsmade. Niestety trochę nam się przedłużyło. Bardzo przepraszamy. Proszę nie mówić państwu Carrow. - zabłagałam wpatrując się w jego starą twarz,
- Ehh... - pokręcił głową. Nastała długą cisza. Po chwili jednak opiekun postanowił przemówić - Dobrze. Zostaną wam odebrane punkty a o alkoholu porozmawiamy po południu. Przyjdźcie do mojego gabinetu po obiedzie. A teraz idźcie spać.
- Bardzo dziękujemy, panie profesorze. - powiedziała półprzytomnie przyjaciółką,
- Tak, dziękujemy. - dodałam,

Następnie wzięłam Rosie pod ramię i zaprowadziłam nas obie do dormitorium. Rose rzucając się na materac od razu zasnęła. Mi udało się jedynie zmyć makijaż i również runęłam na łóżko zasypiając praktycznie od razu.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz