Rozdział 17

342 16 0
                                    

Obudziłam się następnego dnia. Koszmarnie bolała mnie głowa. Leżałam w sukience na moim łóżku. Gdy usiadłam i rozejrzałam się dokoła, okazało się, że prywatna impreza musiała odbywać się w naszym pokoju. Na ziemi wśród butelek spał Zabini a na drugim łóżku Rose.... z Nott'em?! Nie do wiary! Gdy spojrzałam na zegarek, była godzina pierwsza po południu, no nieźle... Przynajmniej była dzisiaj sobota, więc nie było zajęć.

Postanowiłam wziąć prysznic. Nie pamiętałam nic z poprzedniej nocy z imprezy. W pewnym momencie pomyślałam o chłopaku... Ale spierdoliłam sytuację. Nie mogłam myśleć o tym czego wczoraj nie zrobiłam. Usiadłam pod prysznicem i zaczęłam gorzko płakać.

Po moim załamaniu nerwowym ubrałam się w szare dresy i luźną czarną koszulkę oraz postanowiłam obudzić resztę. Postanowiłam najpierw obudzić Blaise'a. Gdy po wszelkich wymówkach w końcu postanowił wstać myślałam, że zejdę na zawał. Gdy chłopak zaczął się śmiać z naszej dwójki ''NIE-zakochanych'' oboje się od razu obudzili. Gdy zobaczyli się nawzajem, żaden widok tak nie polepszyłby mi dnia. Zaspani, na kacu patrzyli na siebie jak na jakieś magiczne stworzenia, których jeszcze nie widzieli. W momencie od siebie odskoczyli.

Po długim sprzątaniu i ogarnianiu się, poszliśmy na kolację. Byłam tak bardzo zmęczona.. Przy stole dosłownie zasypiałam nad talerzem. Jak w sumie inni. Cały nasz stół był na ogromnym kacu po imprezie. Ale nie tylko nasz. Na kolacji przy stole gryfonów pojawiła się jedynie Hermiona. W innych domach również był duży ubytek uczniów. Przynajmniej im podobały się moje urodziny..

Nagle zobaczyłam Riddle'a. Siedział ze swoimi kumplami. Miał rozwalony nos i siniaka pod okiem. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Również nic nie jadł. Po chwili również spojrzał na mnie, jednak po chwili odwrócił wzrok. Za moment podeszła do nas grupa puchonów.

- Niezła impreza, Black. - powiedziała puchonka, na co odwróciłam się w jej stronę,

- Noo, zajebista była!

- Nieźle dawałaś czadu hahaha – powiedział jeden chłopak,

- Proszę? - zapytałam. O co mogło im chodzić?

- Nie pamiętasz? Przecież to ty rozkręciłaś tą imprezę na nowo o 3 nad ranem!

- W dodatku ta walka...

- Co? Jaka walka? - zapytał nagle Nott,

- Poszło o ciebie kochana. – powiedziała inna dziewczyna wskazując na mnie,

- Nagle zaczęłaś się całować z jakimś typem z krukonów, przez co Riddle nieźle się wkurwił. – kontynuował chłopak, gdy ja spojrzałam znowu na bruneta – Zaczęli się bić. Jeszcze nie widziałem takiego gniewu.. Ta furia w jego oczach.. No, oczywiście wygrał, ale też dość mocno dostał.

Nie mogłam uwierzyć. Przelizałam się z jakimś innym facetem. Byłam tak zażenowana.. Musiałam pogadać z Mattheo.


Przez następne miesiące nie mogłam się do niego dostać. Unikał mnie a gdy już do niego podeszłam, traktował mnie jak powietrze. Nosz kurwa! Chcę go przeprosić i obgadać a on mnie unika. Wiem, że go zraniłam, ale nie byłam trzeźwa. Postanowiłam w końcu powiedzieć prawdę również moim przyjaciołom. Opowiedziałam im o wszystkim, Rose zrozumiała mnie i przytuliła, Nott uznał, że skoro dobrze się przy nim czułam, to dobrze. A Blaise? Blaise siedział cicho i słuchał, ostatecznie powiedział, że zgadza się ze zdanie Theo. Dobrze było w końcu się wygadać. Oczywiście nie zabrakło też łez. W końcu się przed nimi otworzyłam, nawet na temat koszmarów.

Pewnego marcowego wieczoru udałam się znowu na Wieżę Astronomiczną. Chodziłam tam codziennie od urodzin z nadzieją, że go tam znajdę. Nie było go tam.. Ani za pierwszy, ani za siódmy, ani za trzydziestym razem. W końcu go jednak spotkałam..

Stał przodem do barierki, opierając się o nią i palił papierosa. Powoli podeszłam i stanęłam obok. Cały czas patrzyłam przed siebie. Gdy mnie zauważył, spojrzał na mnie a następnie z powrotem na niebo. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę.

- Mattheo. – powiedziałam kładąc swoją dłoń na jego i patrząc na niego, on jednak nie zareagował, więc powtórzyłam – Mattheo, proszę.. - w końcu na mnie spojrzał, ale nie tak jak zawsze, patrzył na mnie chłodnie, z urazą i żalem, postanowiłam kontynuować – Przepraszam. Przepraszam za wszystko.. Chciałam cię pocałować, wtedy, na plaży. Nie wiem co mi odbiło.. A jeśli chodzi o imprezę.. Byłam wstawiona, i to bardzo. Nie myślałam trzeźwo. Proszę..

- Zraniłaś mnie, Lyra... - Spojrzał mi prosto w oczy chłopak, lecz nie był to ten sam wzrok, jakim raczył mnie obdarowywać każdego dnia. Śmiech i szczęście zostały zastąpione przez chłód i pustkę,

- Wiem, wiem, dlatego przepraszam. Jesteś dla mnie bardzo ważny! - podniosłam głos,

- Potrzebuję czasu, przykro mi.. - nie powiedział nic więcej, jedynie odszedł, w tamtym momencie moje serce bardzo zabolało.. Nie mogłam nic zrobić. Powoli zszedł schodami a ja zostałam całkiem sama. Patrzyłam za nim w stronę wyjścia, jakbym oczekiwała, że nagle wróci do mnie i wybaczy. Jednak nie wrócił. Powoli odwróciłam głowę z powrotem przed siebie. Czułam, jak łzy spływają mi jedna po drugiej. Straciłam siły. Oparłam się o jedną z kolumn i powoli zsunęłam na ziemię. Siedziałam tak długo i płakałam. Po jakimś czasie znalazł mnie Theo.. Wiedzieli, że tam przychodziłam. Od razu mnie przytulił. Przynajmniej on był przy mnie. Siedzieliśmy tak jeszcze długo.





Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz