Rozdział 61

73 3 0
                                    

Siedziałam na podłodze wpatrując się w widoki za oknem. Słońce bardzo świeciło a w pokoju było dość ciepło. Na niebie białe obłoki chmur powolnie się przesuwały. Promienie przyjemnie ogrzewały moją twarz, na co uniosłam kąciki ust do góry.

Usłyszałam pukanie do pokoju, a zaraz po tym do środka wszedł Mattheo. Obserwowałam go, gdy uśmiechnięty szedł w moją stronę. Kucnął przede mną i zaczął intensywnie wpatrywać się w moje oczy nawiązując kontakt wzrokowy. Podniosłam dłoń i lekko nachylając się do przodu przyłożyłam do jego policzka. Czułam pod palcami jego ciepłą szorstką skórę. Chłopak przymknął oczy dociskając policzek do mojej dłoni. Po paru sekundach otwarł powieki z powrotem i spojrzał na mnie. Nachylając się złączył nasze usta w pocałunku...

Pukanie do drzwi rozległo się w czterech ścianach. Siedziałam na podłodze wpatrując się w widoki za oknem. Spojrzałam w stronę wejścia, gdzie zobaczyłam narzeczonego. Od razu wstałam, przez co zakręciło mi się w głowie. Mimo takiego czasu wciąż miałam z tym problemy. Mattheo zamknął za sobą drzwi i stanął wkładając dłonie do kieszeni czarnych garniturowych spodni. Przełknęłam ślinę czując zdenerwowanie rosnące w moim ciele.

- Możemy porozmawiać? - zaczął ze zblazowanym wyrazem twarzy,
- Och, teraz zachciało ci się ze mną rozmawiać. - przewróciłam oczami i skrzyżowałam ręce na piersi,
- Nie zaczynaj. - odparł twardo, co mnie zdziwiło,
- Nie odzywałeś się do mnie przez ponad tydzień, nagle wystawiacie ten cyrk z zaręczynami i myślisz, że będę chciała z tobą rozmawiać? - powiedziałam zdenerwowana akcentując każde słowo I mimowolnie zaczęłam do niego podchodzić. On za to prychnął i odwrócił głowę w bok,
- Czy ty zawsze musisz być taka uparta? - zapytał ostro spoglądając na mnie, gdy byłam około pół metra od niego. W tamtym momencie poczułam okropny zapach alkoholu, na co zrobiło mi się niedobrze,
- Czasami ktoś musi. - odparłam mu w twarz intensywnie patrząc w te jego cholerne prawie czarne oczy - Ty mi wolałeś niczego kurwa nie powiedzieć. Po co? Żebym wyszła na jakąś debilkę przed wszystkimi? Brawo! Udało ci się! Więc nie zaczynaj gadki o tym, że to ja jestem tu problemem. - skończywszy obserwowałam, jak jego szczęka niebezpicznie zaczęła drgać, gdy wzrokiem wypalał we mnie dziury - Wyjdź. Nie chcę cię tu widzieć.
- To czemu nie uciekniesz?

Te pytanie mnie uciszyło. Dlaczego nie uciekałam? Czemu nawet nie spróbowałam? To przecież oni mnie tutaj porwali, torturowali, prawie zabili i przetrzymywali. Odpowiedź była raczej oczywista. Bo mnie prawie zabili. Do teraz miałam okropną kondycję i nie umiałam się czasami podnieść z łóżka. Co ja bym musiała zrobić, żeby zebrać siły na ucieczkę i ukrywanie się przed tymi psycholami? Sytuację pogarszał fakt, że teraz byłam Narzeczoną Syna Voldemorta i pewnie goniliby mnie po całym globie.

- Bo wiem, że nie dałbyś mi spokoju. Nie pozwoliłbyś mi żyć bez ciebie w moim życiu. - wyszeptałam,

Między nami nastała krępującą cisza. Spuściłam wzrok na jego tors okryty czarną koszulą. Widziałam kątem oka, jak uniósł dłoń i zacisnął palce na kości nosowej, a następnie zaczął się kpiąco śmiać pod nosem.

- Tylko spróbowałabyś się pieprzyć z jakimś chujem... - zaczął kpiącym ale poważnym tonem na co w moich żyłach krew się zagotowała,

Podniósłszy rękę zamachnęłam się szybko i uderzyłam go otwartą dłonią w policzek. Dźwięk rozszedł się po pokoju. Dłoń mnie piekła, lecz nie myślałam wtedy o tym. Oczy również zaczęły piec, kiedy wpatrywałam się w Riddle'a, który z zamkniętymi powiekami powoli odwrócił głowę z powrotem w moją stronę. Powoli otwarł oczy i przeniósł swoje spojrzenie na mnie. Nasze klatki piersiowej unosiły się szybko.

- Nie jestem twoją własnością.
- Mimo to cały czas ciągnie cię do mnie, a ty możesz nawet o tym nie wiedzieć. - zakupił pijackim głosem - Ciągnie cię do mnie i do mojego łóżka, jak dziwkę do bogacza.
- Wyjdź. - starałam się opanować i brzmieć spokojnie, lecz widząc ten chamski uśmiech wybuchłam - Wynoś się stąd! Nie słyszysz? Wyjdź! - zaczęłam się po nim wydzierać i popychać,

Dopiero wtedy postanowił łaskawie opuścić sypialnię. Nie zamykając drzwi wyszedł chwiejnym krokiem na korytarz. W mojej głowie od razu narodził się pomysł. Niepewnym krokiem wyszłam za nim na ciemny korytarz z balustradą. Rozejrzałam się na boki a bruneta już nigdzie nie było. Stanęłam na miękkim chodniku bosymi stopami.

Co powinnam zrobić? Miałam szansę. Może akurat by mi się udało? A co jeśli nie? A co jeśli tak? Biłam się z tymi myślami czując rosnącą panikę.

- Jeszcze nie teraz Lyra. Jeszcze nie teraz.

Powiedziawszy to sama do siebie na głos, odwróciłam się na pięcie i wolnym krokiem wróciłam do sypialni zamykając za sobą drzwi.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz