Rozdział 86

60 2 0
                                    

Draco:

Dzisiaj z samego rana pojawiłem się w Hogwarcie. Ojciec wysłał mnie tu w obowiązkach. Chciał, abym to ja się nimi zajął. Od samego początku nie podobała mi się wizja odwiedzenia byłej szkoły. Nie musiałem jej kończyć mając zapewnioną przyszłość i majątek.

Mimo to szedłem pustym korytarzem nocą. Spełniwszy wszystkie zadania zostało mi trochę czasu wolnego. Postanowiłem odwiedzić starych przyjaciół. W obecności Voldemorta nie było możliwości normalnej rozmowy.

Stęskniłem się. Mogło to dziwnie brzmieć. Ja, Draco Malfoy, syn Luciusa Malfoya, tęskniłem? A jednak. Bo nie zdawałem sobie sprawy, jakie życie będzie trudne w otoczeniu Czarnego Władcy.

Najbardziej chciałem ujrzeć Astorię. Jej widok zawsze mnie uspokajał. Mieliśmy się pobrać zaraz po zakończeniu jej edukacji, więc jeszcze był czas. Byliśmy zmuszeni do tego małżeństwa, ale mimo to... Byłem w niej zadurzony, już od dłuższego czasu.
Jednak nie wiedziałem, czy czuła to samo. W jednym momencie wydawało mi się, że szalała za mną, a w innym nawet na mnie nie patrzyła i ignorowała, co mocno mnie denerwowało.

Wszedłem do Pokoju Wspólnego. Spojrzałem na zegarek na nadgarstku, który wskazywał parę minut przed północą. Wtedy coś innego zwróciło moją uwagę. Ciemna postać siedziała na krześle oparta o blat okrągłego stołu a obok ręki stała prawie pusta butelka whiskey.

Dopiero podchodząc bliżej rozpoznałem osobę. Lyra Black we własnej osobie. Przez chwilę zastanawiałem się, co zrobić. Myślałem, że zasnęła w takiej pozycji, dopóki nie podniosła butelki zerując ją do końca. Głośno położyła szkło i położyła głowę na rozrzuconych przedramionach.

- Co ty tutaj robisz? - zapytałem wolno wsadzając dłonie do kieszeni garnituru, na co dziewczyna podniosła się półprzytomna, a gdy mnie zobaczyła, jej wzrok się wyostrzył - Jest środek nocy a barki zamykamy o dziesiątej. To zasada, która ustanowiłem.
- Idź do piekła, Malfoy. - wymamrotała prostując sie na krześle patrząc na mnie - Nic mi nie możesz zrobić. Nie jesteś już prefektem.
- Black, idź do dormitorium. - odparłem ostro,

Nie odpowiadając zaczęła powoli się zbierać. Chwiejnym krokiem podeszła do schodów, kiedy naszło mnie na pewne słowa.

- Wszystko z nim dobrze. Cały i zdrów. - zatrzymała się plecami do mnie, aby za moment odwrócić się w moją stronę ze wzrokiem pełnym emocji - Powinien za parę dni wrócić do szkoły. Chłopacy też.

Zauważyłem jak odetchnęła z ulgą. Mimo to dalej była spięta, ale dała mi nowy widok na sprawę.

Riddle. Cały czas chodził spięty i poddenerwowany. Był jak tykająca bomba, która w każdej chwili mogła wybuchnąć zabijając wszystkich wokół. I zrobiłby to - dla Niej.

Black po chwili skinęła głową na znak podziękowania, po czym zaczęła wchodzić po stopniach. Gdy była w połowie, postanowiłem jeszcze coś dodać.

- Nie musisz się o nich martwić. Powinnaś się skupić na sobie. - powiedziałem, na co przystanęła prychając,
- Gdyby to było takie proste... - odparła cicho i zostawiła mnie samego,

Pokręciłem głową, lecz po chwili kąciki moich ust się uniosły. Udałem się do odpowiedniego korytarza.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz