Rozdział 84

59 2 0
                                    

Siedziałam w swoim łóżku oparta o zagłówek. Rosie po burzliwym dniu w końcu zasnęła.

Gdy w końcu zjawiłam się w dormitorium, już na mnie czekała. Widząc mnie, od razu podbiegła zakleszczając mnie w swoim uścisku. Przez resztę wieczoru przeklinała Greenberga i zapewniała mnie, że odprawi na nim jakiś rytuał klątwy.

Podniosłam się i spojrzałam na budzik na stoliku nocnym, który wskazywał 3:47. Oparłam się z powrotem biorąc głęboki wdech. W mojej głowie było tysiące myśli.

Co teraz? Czy już porozmawiał z "kim trzeba"? Co z tego wyniknie? Jak zareagował?

Nie chcąc się dłużej na tym zastanawiać, wstałam z łóżka. Wyciągając kurtkę z szafy wyszłam z pokoju. Przez następne pół godziny szwendałam się po zamku starając się oczyścić głowę. Postanowiłam udać się na Wieżę Astronomiczną. Miałam pewne obawy, lecz wciąż było to moje ukochane miejsce w szkole.

Z każdym pokonywanym stopniem wracały do mnie wspomnienia. Wdrapując się na szczyt miałam szkliste oczy. Przyszłam tu pierwszy raz od miesięcy. To było za dużo a mimo tego nie chciałam stamtąd iść.

Wolnym krokiem podeszłam do barierki, o którą oparłam się przedramionami. Spojrzałam na ciemne średnio zachmurzone niebo.

Wsadziłam dłoń do kieszeni wyciągając papierosa, którego zapaliłam. Przymknęłam oczy zaciągając się mocno.

Moje dzisiejsze spotkanie z Mattheo wciąż chodziło mi po głowie. Jego dotyk, wzrok, głos... Błądziły w moich myśląc powodując co chwilę gęsią skórkę na rękach. Wydaje mi się, że była to pierwsza nasza rozmowa od...

Pokręciłam głową. To było nienormalne. Już nic mnie z nim nie łączyło. Byliśmy byłą parą, która rozstała się w złych warunkach. Więc dlaczego wciąż chciałam go obok siebie, chciałam czuć jego dotyk, oddech I wzrok na mnie? Dlaczego wciąż się w niego wpatrywałam mając nadzieję na nieoczekiwany zwrot akcji? To było absurdalne.

Ponownie się zaciągnęłam mając nadzieję, że dzięki temu przestanę w ogóle myśleć.

- Wiesz, że palenie zabija? - odwróciłam się gwałtownie za siebie słysząc znajomy głos. Zabini z rękoma w kieszeniach czarnej bluzy wpatrywał się we mnie uważnie,
- Jakoś niezbyt mnie to martwi. - wzruszyłam ramionami,

Byłam zestresowana. Starałam się omijać go jak ognia, tak samo z Theo i Riddle'em. Nie wiedziałam nawet, co miałabym zrobić w sytuacji, w której właśnie się znalazłam.

- Nie mów tak. - przechylił głowę, na co ja moją nieco spuściłam,
- Co tu robisz? Nie lubisz Astronimii. - stwierdziłam unosząc brwi,
- Widziałem cię i postanowiłem się przywitać.

Nastała niekomfortowa cisza. Nie miałam zielonego pojęcia, co powinnam była zrobić. Z jednej strony chciałam zacząć rozmowę, zapytać się co u niego, mamy. Ale z drugiej wciąż czułam ukłucie zdrady i oszustwa jakiego doświadczyłam. I to ta druga strona okazała się silniejsza.

- Jak się czujesz? Słyszałem o dzisiejszym zajściu i... Przykro mi.
- Cóż... Powinnam się była spodziewać takiego obrotu spraw. Teraz wszystko się pierdoli na nowo.

Podniosłam wzrok, gdzie napotkałam obserwującego Blaise'a. Następnie zrobił krok do przodu, przez co spanikowałam. Czemu? Nie wiem. Ale odsunęłam się w bok o trzy. Mój oddech od razu przyspieszył. Nie mając pojęcia co zrobić, ruszyłam szybkim krokiem do schodów.

Idąc do lochów nie słyszałam żadnego dźwięku za sobą. Cisza. Spieszyłam się do sypialni, aby nie spotkać nikogo innego na drodze.

Wgramoliłam się pod kołdrę naciągając ją pod sam nos. Myślałam, że po dwóch miesiącach dam radę stanąć twarzą w twarz z przyj... byłymi przyjaciółmi. Lecz nie mogłam, nie umiałam. I byłam z tego powodu wściekła oraz rozgoryczona.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz