Rozdział 26

182 8 0
                                    

Wakacje w jeszcze większym towarzystwie chłopaka były bardzo przyjemne. Większość czasu spędzaliśmy na posesji pływając w basenie, opalając się i spacerując. Podobało mi się, i to bardzo.

Wszystkie rzeczy bruneta przenieśliśmy do Jego pokoju. Mimo, że byliśmy parą, nie czułam się jeszcze do końca pewna spania z nim w jednym łóżku. Jego pokój był podobny do mojego, tylko że był jakby odbiciem lustrzanym. Ojczym chciał kiedyś w nim zrobić ''męski pokój'', ale na szczęście do tego nie doszło, bo za ścianą był mój pokój. Stał się on sypialnią dla gości. Miał łóżko, szafę, fotel ze stolikiem kawowym obok kominka i biurkiem. Był bardzo przytulny.

Pewnego słonecznego dnia zawołała mnie moja mama. Akurat leżałam na leżaku i się opalałam, a Mattheo pływał w basenie. Miał na sobie czarne spodenki kąpielowe, a jego ciało było miodem dla moich oczu. Miałam na sobie jedynie czarny strój kąpielowy oraz okulary na oczach. Szybko ubrałam luźną białą sukienkę i udałam się do gabinetu. Przy biurku, który stał na środku pomieszczenia siedział zadowolony mężczyzna, a obok niego mama. Stanęłam przed meblem i splotłam ręce z przodu ciała. Przez chwilę panowała cisza, którą postanowił przerwać ojczym.

- Jesteśmy z Ciebie bardzo dumni, córko.

- Córko? Nigdy nie chciałeś tak mnie nazywać. - odparłam chłodno, wiedziałam że coś kombinuje,

- Ale teraz chyba nadszedł czas, żeby zmienić do siebie stosunki. - uśmiechnął się sztucznie,

- O co chodzi? Przejdziecie w końcu do sedna? - zapytałam się poirytowana, po czym poczułam przeszywający mnie wzrok rodzicielki,

- Dobrze, skoro nie mamy co owijać w bawełnę. - zaczął Tom – Bardzo nam się podoba, że dałaś się w łaski pana Riddle'a, czym również Sama Wiesz Komu..

- Nie mogę uwierzyć! Wy tak na serio?!

- Uspokój się i wysłuchaj swojego ojca... - starała się unormować atmosferę, jednak tylko ją pogorszyła,

- On nie jest moim ojcem! Zrozumiesz to w końcu?! Mój ojciec nie żyje! - wybuchłam krzycząc na całe gardło i wskazując na złego mężczyznę,

- Nie waż się podnosić głosu na swoją matkę, bezczelny gówniarzu! - wstał gwałtownie z fotela, przez co go przewrócił,

- Nienawidzę Was... - powiedziałam cicho i czując, jak do moich oczu napływają łzy, szybko wybiegłam z pokoju.

Miałam ich serdecznie dosyć. Jak mogli o tym w ogóle pomyśleć?! Ja serio miałam uwieść Mattheo, żeby Oni mieli lepiej u Voldemorta? Trzasnęłam drzwiami i zauważyłam biegnącego chłopaka ubierającego czarną koszulkę w moją stronę. Pewnie słyszał wrzaski i pomyślał, że coś się dzieje. Spojrzałam na niego kątem oka i szybko wybiegłam na plac przed domem. Chciałam jak najszybciej uciec z tego miejsca. Czułam, jak moje stopy rozcinał żwir, ale w tym momencie chciałam po prostu zniknąć. Wybiegłam przez dużą bramę i polną drogą biegłam co tchu przed siebie. Czułam, jak moje serce podchodzi do gardła i dostaję zadyszki, lecz nie interesowało mnie to.

- Lyra! Lyra! - słyszałam za sobą stłumione krzyki, lecz biegłam ile sił w nogach zostawiając cały ten popieprzony świat.

Biegłam polną drogą. Po prawej stronie rósł ciemny las, a po prawej pola i łąki rozpościerały się na pagórkach. W pewnym momencie usłyszałam za sobą warkot samochodu. Odwróciłam głowę a za moimi plecami jechał nasz Mercedes. Momentalnie straciłam wszelkie siły i dysząc zatrzymałam się. Za parę sekund auto również przystanęło. Nie otwierając nawet drzwi Mattheo wyskoczył z pojazdu i podbiegł do mnie. Stanął przede mną ewidentnie zły i zdziwiony całą zastałą sytuacją.

- Nienawidzę Go, Mattheo. Nienawidzę ich obojga. - powiedziałam zła cicho wpatrując się przed siebie przygryzając policzek,

- Dlaczego? Lyra, co się tam wydarzyło? - zmarszczył brwi, był ewidentnie zdenerwowany,

- Zawsze chodziło im tylko o siebie. O to, żeby im było dobrze... Ja nie mam pojęcia, czemu są moją rodziną. - po powiedzeniu tego spojrzałam w jego tęczówki i kontynuowałam – Rozumiesz, że myśleli, że jestem z Tobą tylko dlatego, żeby mieli u Niego przywileje? - prychnęłam a w moim gardle urosła ogromna gula. Zobaczyłam, jak momentalnie jego wszystkie mięśnie się napięły, szczególnie szczęki. Spojrzał w dal a w jego oczach można było zauważyć ogień.

Spuściłam głowę i oparłam ją o Jego tors. Czarnooki wziął moją twarz w swoje dłonie i kciukami wytarł z policzków słone łzy, o których nawet nie miałam pojęcia. Następnie pocałował mnie w czoło.

- Wszystko będzie dobrze, obiecuję Ci to. Tylko wytrzymaj jeszcze do końca wakacji, dobra? - powiedział a ja spojrzałam w jego cudowne oczy, za to w moich zebrały się następne.

- Mhm – mruknęłam jedynie, jako potwierdzenie i wbiłam się uściskiem w jego ciepłe ciało. Uspokajał mnie, jego ciepło i bicie serca powodowało, że czułam się bezpiecznie.

- To... - zaczął skierowując wzrok na czarny samochód stojący cały czas w tym samym miejscu – Skoro już wziąłem, trochę bez pytania, te cudeńko, to może je przetestujemy? Co ty na to? - zapytał się uśmiechając łobuzersko, na co śmiejąc się pod nosem pokręciłam głową z niedowierzaniem.







Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz