Rozdział 42

147 7 0
                                    

Następne tygodnie listopada minęły nam na nauce, spotkaniach i jeszcze raz nauce. Na zewnątrz robiło się już coraz zimniej, a ja umierałam od zamarzania w Dormitorium Slitherin'u w podziemiach. Nigdy nie lubiłam narzekać na zimno a nawet lubiłam chłodniejszą temperaturę, jednak gdy przychodziło do zmierzenia się z tą siłą natury w lochach starego zamku, gdzie okna wychodziły na wnętrze jeziora, nie dało się pokonać swoich pragnień i ubrany byłeś w gruby sweter i skarpety a tak, czy tak było ci w cholerę zimno.

Dwudziesty listopada zapowiadał się bardzo dobrze. Mianowicie były to urodziny Mattheo Riddle'a. Był środek tygodnia, więc niestety nie mogliśmy zrobić imprezy. Jednak sam brunet oznajmił, że nie miał zamiaru żadnej robić. Powiedział, że nie miał zamiaru zapraszać tych wszystkich fałszywych idiotów, którzy byli dla niego mili i odnosili się do niego z szacunkiem, bo się go bali. Jak coś, to cytuję tutaj jego słowa, nie moje.

Lekcje zaczynaliśmy o godzinie dziewiątej, więc wstałam wcześniej i przyszykowałam prezent. Następnie ubrałam się w mundurek szkolny, pomalowałam się i ogarnęłam włosy. W tym czasie, jak to miałyśmy w tradycji, musiałam budzić księżniczkę na ziarnku grochu, której się tak cudownie spało.

Gotowe udałyśmy się na zajęcia, które trwały do trzeciej po południu. Gdy zobaczyłam na korytarzu Mattheo, od razu do niego pobiegłam, na co uśmiechnął się szeroko i uściskał mocno. 

- Mattheo Riddle'u, z okazji twoich urodzin chciałabym ci życzyć wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń i czego sobie tylko zażyczysz. - powiedziałam do niego zadowolona, na co pocałował mnie w usta – Prezent dam ci wieczorem, dobrze?

- Nie ma problemu, też coś dla ciebie mam. - powiedział mi do ucha a podmuch mięty i papierosów dotarł do moich nozdrzy, jak dźwięk wybuchu z armaty. Zdziwiłam się na jego wyznanie, więc spojrzałam na niego pytająco, na co jedynie wzruszył ramionami.

Lekcje minęły szybko. Skończyliśmy zajęcia o czternastej i szybko przebraliśmy się w wygodniejsze ubrania. Wybrałam jasne jeansy, do tego beżową bluzę, białe trampki. Włosy za to spięłam klamrą z tyłu. Na koniec założyłam moją czarną kurtkę z NorthFace i byłam gotowa. Wzięłam szybko prezent i wyszłyśmy z pokoju. Spotkaliśmy się przy głównym wyjściu ze szkoły. Ostatni przyszedł solenizant, który miał na sobie czarne jeansy i zielona bluza z kapturem ze Slitherin'u. Następnie udaliśmy się do gospody w Hogsmade. 

 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Na miejscu zajęliśmy pusty okrągły stolik przy oknie. Na wejściu od razu zamówiliśmy również piwa kremowe. Postanowiłam działać i usiedliśmy tak, że Rosie i Theo musieli siedzieć obok siebie. Widziałam wzrok dziewczyny skierowany we mnie, na co odpowiedziałam jej uśmiechem. Patrząc ode mnie w lewo siedzieli Theodore, Rosie,Blaise i Mattheo. Za chwilę kelnerka przyniosła nam pięć kufli wypełnionych po brzegi specjałem okolicy.

Czas spędzaliśmy na miłej rozmowie, żartach i dyskusjach. Wszyscy chcieli spędzić ten dzień jak najlepiej. Wszyscy przyznaliśmy, żew ciągu ostatnich paru miesięcy działo się zdecydowanie za dużo.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz