Rozdział 104

54 6 1
                                    

Leżałam w łóżku wpatrując się w drewniany baldachim, a na zegarku wskazywała siódma rano. Rosie poszła do łazienki, a ja leżałam tak od paru dobrych godzin.

Od wczoraj zmrużyłam oczy jedynie na trzy godziny, aby wybudzić się ze snu z Riddle'em w roli głównej. Stał przed moimi drzwiami, uśmiechnięty, a w rękach trzymał bukiet złożony z osiemnastu czerwonych róż. Budząc się wiedziałam, że już nie zasnę. Byłam w jakimś letargu. Dlaczego tak robi? Jaki jest jego plan? Dlaczego nie może mnie po prostu zostawić w spokoju.

Udało mi się z niego wybudzić i przygotować się na zajęcia. Na zajęcia, na których nie miał zamiaru się zjawić, powodując jeszcze większe zamieszanie w mojej głowie. Zapewne zrobił to specjalnie, żebym myślała o nim cały czas, żeby był w mojej głowie, żeby doprowadził mnie do szewskiej pasji.

- Lyra, wszystko w porządku? - zapytał mnie Theodore, obok którego siedziałam w Wielkiej Sali podczas obiadu,
- Co? - zapytałam nie słysząc pytania,
- Pytałem, czy wszystko w porządku. - powtórzył nie za głośno, ponieważ nie chciał znowu martwić Rosie, która rozmawiała z Blaisem,
- Tak, oczywiście. - spojrzałam na stół przede mną - Dlaczego pytasz?
- Nie wyglądasz dzisiaj za dobrze. Jesteś w swoich myślach. Chcesz pogadać?
- Nie ma o czym, ale dziękuję, Theo. - nawiązaliśmy kontakt wzrokowy i chwyciłam go za dłoń unosząc kąciki ust, co zrobił również on,
- To jak z dzisiaj? Gdzie chcemy się pouczyć do Owutemów? - zapytała Rosaline, na co spojrzeliśmy się na nią,
- Może być u nas. Akurat jeszcze nie ma syfu, więc się nada. -  stwierdził Zabini, na co reszta prychnęła,
- Niesamowite. - stwierdziłam, na co wszyscy się uśmiechnęli,
- W takim razie przyjdziemy po lekcjach. - brunetka przeniosła na mnie wzrok, na co pokiwałam głową,

Do próbnych egzaminów było już coraz bliżej. Nie miałam w ogóle do nich głowy, ale wiedziałam, że musiałam się czymś zająć. Nawet jakbym miała je oblać po całości.

Po kolejnych czterech lekcjach, w końcu był koniec. Pakowałam torbę w sali Obrony przed Czarną Magią. Rosie czekała na mnie przy drzwiach a chłopacy poszli już do siebie.

Nagle poczułam obok siebie jakąś obecność, a gdy podniosłam wzrok, całe moje ciało się spięło. Obok mnie stał profesor Carrow, który swoimi szarymi oczami przeszywał moją duszę na wylot. Przełknęłam ciężko ślinę nie umiejąc odwrócić wzroku.

- Pozwól ujść swojej złości. - szepnął jedynie tajemniczym tonem i dotknął mojego ramienia, które momentalnie zrobiło się zimne jak lód,

Zaraz po tym odszedł do swojego gabinetu, a obok mnie pojawiła się rozwścieczona Florence, która objęła mnie ramieniem patrząc za mężczyzną.

Ruszyłyśmy do lochów, gdy mnie zapytała.

- Czego od ciebie chciał?
- Nie mam bladego pojęcia. - oznajmiłam wzruszając ramionami, po czym przejechałam dłonią po czole,
- Nic nie powiedział? - dopytywała, przez co nie wiem nawet dlaczego, poczułam złość,
- Nie, bełkotał. - odparłam oschle kończąc tym temat,

Udałyśmy się jeszcze do naszego dormitorium po wszystkie pomoce dydaktyczne, jak notatki, fiszki i książki.

- Idziemy? - odezwała się Rosie spoglądając na mnie,
- Możesz już iść. Ja zaraz przyjdę. - odparłam wskazując kciukiem na drzwi łazienki, na co skinęła głową i wyszła,

Wychodząc z łazienki, mimowolnie mój wzrok powiódł na stolik nocny. Zatrzymałam się widząc tam podarek od Mattheo. Szybkim krokiem podeszłam i wzięłam go do ręki. Otworzyłam dłoń i przyjrzałam się pierścionkowi.

W tym samym momencie poczułam nieprzyjemny ścisk w klatce piersiowej. Zacisnęłam mocno zęby i zaczęłam ciężko oddychać. Zaczęłam odczuwać gniew. Złość, która z każdą sekundą rosła coraz bardziej.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz