Rozdział 98

63 2 0
                                    

Przekręciłam się na drugi bok słysząc budzik. Przetarłam powoli twarz, a następnie wyłączyłam urządzenie. Usiadłam na materacu rozglądając się po pokoju. W pomieszczeniu było zimno i pusto. Westchnęłam wstając z łóżka.

- Wesołych świąt, Lyra. - powiedziałam sama do siebie udając się do łazienki,

Dzisiaj było uroczyste śniadanie, na które trzeba było się elegancko ubrać. Po umyciu się otworzyłam szafę starając się znaleźć coś odpowiedniego. Wybrałam czarną pręgowaną bluzkę z długim rękawem, do tego przylegającą szarą spódniczkę w kratę, czarne rajstopy oraz szkolne buty. Na głowę założyłam szarą materiałową opaskę, po czym zaczęłam się malować. Zrobiłam pełny makijaż. Oko podkreśliłam kreską i złotym brokatem. Na usta nałożyłam czerwony błyszczyk.

Uznałam, że z okazji takiego wydarzenia, postaram się wyglądać lepiej niż na co dzień.

Gdy byłam gotowa, popsikałam się perfumem i ruszyłam do Wielkiej Sali. Wchodząc do środka, do moich nozdrzy dostał się cudowny zapach świątecznego jedzenia. Stało również parę przystrojonych choinek, które dodawały niesamowitej atmosfery.

Powoli podeszłam do stołu, przy którym siedzieli wszyscy uczniowie, którzy postanowili w tym roku pozostać w szkole. Z tego co słyszałam, zazwyczaj zostawała naprawdę garstka. Tym razem jednak było nas około dwadzieścia osób, co pewnie miało za zadanie uchronienie ich przed kultem Voldemorta. W większości były tu najmłodsze roczniki, ale również parę z wyższych. W tym Dean Thomas, którego wzrok czułam na sobie.

Usiadłam na końcu stołu czekając na rozpoczęcie przemówienia nauczycieli. Jak co roku, w szkole została profesor McGonagall wraz z Bathshesdą Babbling i Rolandą Hooch. Przeniosłam wzrok na mulata, na co ten odwrócił głowę do znajomych. Zmarszczyłam brwi na ten odruch, bo niby dlaczego miałby odwracać ode mnie wzrok? Zainteresowała mnie również nieobecność jednej osoby, która w głębi serca nieco mnie zaniepokoiła.

Profesorzy życzyli nam wesołego Jul, a następnie zasiedliśmy do posiłku. Cały czas w głowie miałam nieobecnego bruneta, przez co wzrastała chęć poszukania go.

- Patrz jaka smutniutka... - zaczął jakiś chłopak i wiedziałam, że było to o mnie, postanowiłam jednak to zignorować,
- Przestań Tim. - usłyszałam poważny ton mulata, na co zaprzestałam żuć jedzenie,
- Co ci Dean? Już ci się znudziło-?
- Powiedziałem skończ. - powtórzył powoli i stanowczo, na co tamten mruknął jedynie coś pod nosem i przestał,

Co się właśnie stało? Czy dobrze słyszałam, że stanął w mojej obronie? Może to za dużo powiedziane, ale wciąż. Nie wiedziałam co zrobić, więc normalnie skończyłam jeść, po czym wyszłam.

Przez następny, nieokreślony dla mnie czas, kręciłam się po budynku. Było dość zimno, przez co żałowałam, że nie wzięłam niczego cieplejszego na górę. Wchodząc po schodach zauważyłam, że jeszcze nigdy tu nie byłam. Weszłam na mroczny zastany korytarz czując powiew przeciągu.

Niepewnym krokiem ruszyłam w głąb. Przez przypadek weszłam w pajęczynę, na co wzdrygnęłam się strzepując ją z twarzy. Idąc dalej, zauważyłam uchylone drzwi, co bardzo mnie zaciekawiło. Skąd w zapomnianej części zamku nagle miałyby się znaleźć otwarte drzwi.

Powoli je otwarłam zaglądając do środka. Rozszerzyłam szeroko oczy wchodząc do środka, widząc ogromne lustro. Podeszłam bliżej. To było Lustro Życzeń, które Harry odkrył parę lat temu i o nim opowiadał. Uniosłam głowę przyglądając się złotej ramie.

Dotknęłam zwierciadło, i dopiero wtedy spojrzałam w swoje odbicie. Odsunęłam się o parę kroków do tyłu chcąc lepiej widzieć. Dobrze znałam jego zastosowanie. Poczułam ciepło na twarzy i uśmiech rosnący na mojej twarzy.

Byliśmy tam, wszyscy. Moja mama i tata trzymali się blisko siebie uśmiechnięci. Tuż obok stał Mattheo, a na swoich ramionach trzymał piękną małą dziewczynkę. Następna byłam ja a dech zaparł mi w piersiach widząc, że miałam ciążowy brzuch.

Wszystko było tak, jak marzyłam. Żebyśmy wszyscy byli razem, szczęśliwi. Tak jak chciałam. Lecz realia uderzyły we mnie przypominając sobie, że mój ojciec zginął. I wtedy wszystko zaczęło się sypać. Nie mógł być dłużej z moją matką. Nie byłam z Mattheo.

Śmiech przerodził się w płacz. Przytkałam dłoń do ust czując się jak małe dziecko, które dowiaduje się, że Mikołaj nie istnieje. Mój oddech stał się nierówny a na oczy nic nie widziałam, przez zgromadzone w nich łzy. To nie była moja przyszłość. Jedynie marzenia.

Nagle usłyszałam skrzypnięcie drzwi, na co momentalnie się odwróciłam spuszczając ręce wzdłuż ciała. Moim oczom ujawnił się jedynie ciemny cień. Ruszyłam szybkim krokiem do wyjścia. Wybiegając na korytarz rozglądałam się zmieszana, a ostatnie łzy wysychały na moich policzkach. Towarzyszyła mi zupełna cisza i półmrok. Wzięłam głęboki wdech przymykając powieki.

Po chwili postanowiłam wrócić do dormitorium. Idąc schodami do lochów miałam mętlik w głowie. Niepotrzebnie tam poszłam. Niepotrzebnie szukałam Riddle'a. Co niby chciałam zrobić? Na co mi to wszystko było...

Wchodząc do Pokoju Wspólnego postanowiłam usiąść na kanapie przy palenisku. Podkuliłam nogi obserwując wijące się języki ognia. Oprócz mnie nie było tam nikogo, ponieważ wszyscy Ślizgoni wrócili do swoich domów.

Minęło trochę czasu, aż z letargu wybudziło mnie łaskotanie po nodze. Marszcząc brwi obróciłam głowę, a na widok odsunęłam się gwałtownie w bok. Na kanapie siedział, znowu, ten sam szczur. Obracał główką obserwując mnie. Zacisnęłam usta nie wierząc.

- Widać chyba tylko ciebie się nie pozbędę. - zaczęłam rozluźniając się - Może jesteśmy sobie przeznaczeni, co? Raczej nie znajdę sobie nikogo innego. - spojrzałam przed siebie, gdzie ujrzałam szafkę z alkoholem, na co się spięłam, szczur za to pisnął - Nie. Nie piję. Tak jest lepiej, dla mnie i wszystkich wokoło. Przynajmniej nie utrudniam aż tak bardzo życia Rosie. Wiesz... Jest dla mnie bardzo ważna. Tylko ona została mi po... - zatrzymałam się spuszczając głowę - Czemu ja ci to w ogóle mówię? Przecież nawet mnie nie rozumiesz- - spojrzałam na niego i przystanęłam zdając sobie sprawę, że wyglądał jakby był uważnie wsłuchany,

Parsknęłam pod nosem unosząc brwi.

- A może jednak? Może siebie nawzajem potrzebujemy, huh? Bo szczerze mi nie przeszkadzasz. - zaczęłam go niepewnie głaskać, lecz się nie opierał, na co się uspokoiłam - Tylko trzeba by cię umyć. Chciałbyś?

Zapytałam go, na co zrobił krok do przodu. Wzięłam go ostrożnie na ręce i wstając udałam się w stronę schodów do dormitorium. Podchodząc do nich prawie wpadłam na wychodzącego z parterowego korytarza chłopaków Mattheo. Stanęliśmy wryci w podłogę. Mimo, że w ostatnich dniach nic się nie wydarzyło, czułam między nami silne napięcie, co nie było najprzyjemniejszym uczuciem.

- M-Mattheo, hej. - zaczęłam solidniej chwytając zwierzaka,
- Cześć Lyra. - odparł i spojrzał na szczura - Nowe zwierzątko?
- Co? Ah, tak. Już jakiś czas go widywałam, uznałam że się nim zaopiekuje. - uniosłam kąciki ust błądząc wzrokiem,
- Miło to słyszeć. Zawsze miałaś dobre serce. - powiedział cicho, na co rozszerzyłam oczy dokładnie wpatrując się w jego i lekko rozchyliłam usta,

Między nami nastała długa cisza, podczas której nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Jego brązowe oczy w półmroku wydawały się czarne i głębokie, w których można było się zatopić i zatracić.

- No, nieważne. - wymigał się po chwili - Mam tu listy dla ciebie. Byłem w Wielkiej Sali, gdy poprzylatywały sowy. Proszę. - odparł wręczając mi koperty do ręki nie odrywając wzroku od mojej twarzy - Wesołych Świąt, Lyra. - powiedział, po czym wyminął mnie i ruszył do wyjścia,
- Wesołych Świąt Mattheo. - odpowiedziałam mu głośniej, aby usłyszał, na co zatrzymał się i odwrócił głowę w moją stronę, a na jego twarzy zauważyłam nikły uśmiech, na co również pojawił się na mojej twarzy - No to co, mały? Idziemy się umyć? Powinnam też ci wybrać jakieś imię. - mówiłam do niego dochodząc do moich drzwi - Może Caspar, co? Brzmi nieźle.... - przeniosłam na niego wzrok wchodząc do dormitorium.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz