Rozdział 78

70 2 0
                                    

W poniedziałek, tydzień po karze, szybkim krokiem przyciskałam się między uczniami w stronę odpowiedniej sali lekcyjnej. W końcu doszliśmy pod salę Historii Magii.

Czułam się już o wiele lepiej. Dyrektor dał mi zwolnienie do końca poprzedniego tygodnia, abym doszła do siebie. Był to rzadki przejaw jego opieki nad uczniami. Od środy byłam z powrotem w dormitorium. Byłam tak bardzo słaba, że w drodze do niego musiałam sobie zrobić trzy dłuższe przerwy. Na szczęście z każdym dniem moje zdrowie wracało do "normy".

Pierwsze trzy lekcje minęły szybko i spokojnie. Stałyśmy, jak zwykle, na dość dużym dziedzińcu czekając na Zielarstwo, gdy podszedł do nas Dean. Z szerokim uśmiechem przywitał się pierw z Rosie a potem ze mną. Stanął obok mnie opierając się plecami o murek.

- Jak tam u was, ladies? - zapytał dziarsko,
- Szczerze, to nawet dobrze. Dziękujemy za ciekawość. - odparła brunetka kiwając głową,
-  A ty? - zapytałam, na co nawiązaliśmy kontakt wzrokowy,
- Dobrze. - odparł od razu, lecz ciszej niż normalnie,

Patrzyliśmy sobie w oczy, a na mojej twarzy zaczął rosnąć uśmiech.

- Chciałabyś po lekcjach gdzieś wyskoczyć? - zadał mi niespodziewane pytanie, na co otwarłam szerzej oczy a w moje głowie nastała pustka,
- Jasne, że tak. Bardzo chętnie, prawda Lyra? - odpowiedziała po chwili za mnie przyjaciółka obejmując mnie ramieniem i spoglądając na mnie,

W tym samym momencie profesorka zawołała wszystkich do środka. Ruszyliśmy a stronę wejścia. Obróciłam głowę w prawą stronę, gdzie zobaczyłam Riddle'a. Moje ciało spięło się na jego widok i na wzrok, który kierował na mulata obok mnie. Odwróciwszy szybko głowę, weszłam do szklarni.

Najbardziej bałam się Obrony przed Czarną Magią, która jak najbardziej można było nazwać Czarną Magią. Carrow nie liczył się z podręcznikiem. Stresowałam się to lekcją od soboty.

Jak będzie to wyglądać?

Od razu przypomniałam sobie moment, w którym boleśnie przyszpilał mnie swoim ciałem do ściany, podczas gdy jego siostra zmuszała mnie do wypicia tego dziadostwa, przez które prawie zeszłam z tego świata. W sekundę przeszły mnie ciarki i zimny pot.

Usiadłam w ławce dość daleko od tablicy a zaraz dosiadła się do mnie Rosaline. Czując rosnący stres wypakowałam zeszyt i podręcznik.

Odetchnęłam z ulgą wychodząc na korytarz po lekcji. Ani razu mnie nie zapytał. Rosie również. Bardzo często za to na mnie zerkał, przez co od razu myślałam o najgorszym scenariuszu. Jednak gdy do niczego nie doszło...

Udałyśmy się do pokoju, w którym się przebrałam.

Na górę założyłam jeszcze czarną rozpinaną bluzę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Na górę założyłam jeszcze czarną rozpinaną bluzę. Przejrzałam się w lustrze pryskając się perfumami. Odwróciłam się do wyjścia, gdzie napotkałam znany mi wzrok Rosie. Uśmiechała się szeroko a w jej oczach widziałam Te iskierecznmi. Spojrzałam na nią z politowaniem przechylając głowę.

- Rosaline, nie. - powiedziałam stanowczo,
- Oj tam, nie przesadzaj. - kiwnęła głową,
- Przecież idziemy tylko na spacer.
- Taak, tylko na spacer... Myślałam, że to jestem na ultra ślepa, ale widzę że ty również. - przyglądałam się jej nie rozumiejąc - Na Merlina, Lyra! On cię przecież zaprosił na randkę!

Słysząc te słowa wzdrygnęłam się ze strachu. Co?! To przecież nie tak! Na pewno nie o chodziło. Przecież zaprosił mnie tylko na spacer. Tylko...

- Ja chyba jednak nie idę. Źle się czuję. Lepiej zostanę i się położę. - zaczęłam szybko paplać ściągając bluzę i kierując się w stronę łóżka, lecz przyjaciółka użyła swojej skrytej siły chwytając mnie za przedramię,
- O nie, nie, nie! Nie ma takiej opcji. Idziesz  z Deanem na randkę i nie chcę cię widzieć przed osiemnastą.

Mówiąc to wypchnęła mnie z pokoju. Gdy już pojawiłam się na wąskim korytarzu, rzuciła we mnie bluzą oraz torebką i życząc mi powodzenia, zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Wpatrując się w drewno przede mną przełknęłam ciężko ślinę starając się ogarnąć w duchu. W końcu ruszyłam do schodów zakładając w tym samym czasie bluzę na ramiona.

Udałam się na krużganek wokół jednego z placów, przy którym się umówiliśmy. Nie musiałam długo czekać, bo za chwilę zaszedł mnie od tyłu. Obróciłam się widząc jak zwykle uśmiechniętego chłopaka.

Miał na sobie biały luźny t-shirt, na nim niebieską koszulkę koszykarską, czarne luźne spodnie i białe trampki.

Popołudnie spędziliśmy w naprawdę przyjemnej atmosferze. Wymknęliśmy się do Hogsmade, co przyprawiło mnie o mnóstwo podśmiechiwania się. W barze wypiliśmy po coli i poszliśmy na spacer. Chodziliśmy po błoniach praktycznie cały czas rozmawiając.

Doszliśmy do głównego dziedzińca, gdy nagle się zatrzymał. Spojrzałam na niego zaciekawiona.

- Martwiłem się o ciebie, Lyra. - poważnie oznajmił chwytając moje ręce, na co wstrzymałam oddech w płucach,
- Nie miałeś czym. - pokręciłam przecząco głową marszcząc brwi,
- Miałem. Gdy tylko się dowiedziałem, chciałem sprawdzić, jak się czujesz. Przepraszam.
- Ale Dean, nie masz za co przepraszać. - stwierdziłam szczerze, gdy wpatrywałam się w jego ciemne oczy,

Świat się zatrzymał. Mój oddech przyspieszył, kiedy chłopak zbliżył swoją twarz do mojej. Przerzucałam wzrok między jego oczami a ustami. Rozwarłam lekko wargi starając się nabrać brakującego powietrza, gdy postanowił mnie w nie pocałować.

Niestety osłupiałam. Uniosłam ręce, które zostały w połowie drogi. Dean za to położył swoją dłoń na mojej szczęce schodząc nią na szyję. Zamknęłam oczy starając się uspokoić myśli. Po chwili jednak same zniknęły. Odwzajemniłam pocałunek. Nie był on niegrzeczny czy brudny. Był delikatny i czuły. Chwyciłam jego ramiona lekko je zaciskając.

W mojej głowie panował spokój podczas gdy nasz pocałunek trwał. Wszystko było dobrze, dopóki w moim umyśle nie pojawił się pewien brunet w momencie, w którym mulat poprosił o wejście do środka. W bardzo podobny sposób polizał moją dolną wargę.

Zobaczyłam go w mojej głowie.

Odsunęłam się wciągając powietrze. Czułam, jak moją twarz oblewał rumieniec.  Chłopak za to cbyba nie wiedział, o co mogło chodzić, bo przyglądał mi się nakręcony z uniesionymi kącikami ust.

- Muszę już iść. Dziękuję ci za dzisiaj. Do zobaczenia jutro na zajęciach. - pożegnał się i pocałował mnie w policzek, po czym odszedł,

Stałam oniemiała i zła na samą siebie. Chciałam ruszyć dalej. Jakimś magicznym sposobem zapomnieć a tymczasem On pojawił się w mojej głowie w takim momencie. Czy było coś ze mną nie tak? Miałam jedynie nadzieję, że mulat nie domyśli się, o co naprawdę chodziło.

Uniosłam wzrok w górę. Mury szkoły oświetlone były promieniami zachodzącego Słońca. Przenosząc spojrzenie na Wieżę Astronomiczną, zobaczyłam ruch. Zmarszczyłam brwi. Nic już tam nie było. Z wewnętrznym chaosem skierowałam się do siebie.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz