Rozdział 90

58 3 0
                                    

Przez ostatnie dwa tygodnie zaciekle walczyłam. Było ciężko, lecz dzięki wsparciu Rosie, dawałam radę. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jaką krzywdę sprawiałam jej i wszystkim wokół.

Miałam też oczywiście swoje gorsze momenty. Chodziłam nabuzowana nie panując nad moimi emocjami. W takich momentach miałam ochotę coś rozwalić, gdy przyjaciółka nie pozwalała mi wyjść z pokoju.

Przez to bardzo pogorszyła się moja relacja z Deanem. Widzieliśmy się tylko na lekcjach a gdy zaczynaliśmy rozmowę, szybko zmieniała się w sprzeczkę. Głównie to on był zły na to, że go unikałam, co w sumie było prawda. I dzisiaj był kolejny taki przypadek.

Stałam pod salą od run. Rose w tym czasie poszła zdawać zaległą kartkówkę z Historii Magii. Opierając się plecami o ścianę zagłębiłam się w moich myślach. Ze stan obudził mnie stojący przede mną mulat, który starał się zakryć swoje niezadowolenie nieszczerym uśmiechem.

- Cześć piękna. - nachylił się całując mnie w policzek,
- Hej.
- Jak tam u ciebie?
- Jest okej. A u ciebie?
- Super. Dzisiaj gramy mecz z Ravenclaw. - mówił podekscytowany,
- To super. - zbyłam go nie mając ochoty na rozmowę,
- O co ci znowu chodzi?
- O nic mi nie chodzi. - przewróciłam oczami,
- Tak, jasne. Eh, nie ważne. Chciałabyś się dzisiaj spotkać po lekcjach?
- No nie wiem...
- Na Merlina, Lyra. - zaczął zdenerwowany - Od miesiąca nigdzie nie byliśmy-
- Dobra. - przerwałam mu nie chcąc słuchać kolejnych wywodów,

W tym samym momencie zadzwonił dzwonek na lekcję.

Po zakończeniu się zajęć udałam się na skwer z Dębem. Nie kontrolowanie wróciłam do wspomnień związanych z tym miejscem. Wciągnęłam bardziej powietrze podchodząc do starego drzewa, na co kąciki moich ust uniosły się delikatnie.
I wtedy przypomniałam sobie, że dzisiaj miał urodziny Mattheo... Dwudziesty listopada.

- Jesteś. - usłyszałam za moimi plecami, na co obróciłam się w stronę Deana,
- Tak, jestem.
- Widzę, że humor się poprawił. - stwierdził, na co spojrzałam na niego zaciekawiona, lecz po chwili doszło do mnie, że wciąż się uśmiechałam,
- Ach, no tak. - wzruszyłam ramionami,

Usiedliśmy pod drzewem i zaczęliśmy rozmowę. Tak naprawdę to chłopak cały czas opowiadał a ja tylko połowicznie go słuchałam.

- Chodź, pokaże ci jedno miejsce. - nagle wstał i wyciągnął do mnie rękę, na co podniosłam brew - No dalej.

Zjawiliśmy się na pustym korytarzu, który był ślepym zaułkiem. Na jednej ze ścian były ogromne okna ukazujące panoramę okolicy. Zafascynowana podeszłam bliżej.

Jezioro pobłyskiwało a Zakazany Las, jak zwykle, spowodował ciarki na plecach. Przygryzając policzek obserwowałam świat za murami szkoły.

- Ładnie tu, prawda? - odparł przerywając ciszę,
- Tak, bardzo. - szepnęłam odwracając się w jego stronę, a on już wtedy na mnie patrzył,
- Słuchaj, wiem że ostatnio nie było między nami zbyt dobrze. Ale każda para ma czasami gorsze momenty. - podszedł mówiąc to,

Nie odpowiedziałam. Stałam tylko z lekko rozchylonymi ustami obserwując dokładnie jego poczynania. Mulat nachylając się pocałował mnie w usta. Na początku niechętna wobec tego aktu, w końcu oddałam pocałunek. Zaczął całować mnie coraz bardziej łapczywie, co mi się nie podobało. Ale co mogłam zrobić? Brnęłam w to jak głupia.

Nagle w moim ciele rozprzestrzeniło się poczucie winy. Nie mogąc dłużej wytrzymać tego uczucia, odsunęłam się gwałtownie poprawiając włosy. Widziałam przewrócenie oczami Deana oraz jego niezadowolenie. Podniósłszy na niego wzrok zauważyłam coś, czego mogłam sie spodziewać. Ale się nie spodziewałam.

- Co to jest? - zapytałam chłodno,
- Co?
- To malinka? - nawiązałam kontakt wzrokowy,
- Aa, to... - chwycił się za szyję uśmiechając się speszony - Graliśmy w butelkę, no wiesz, prawda czy wyzwanie?
- Mhm - założyłam ręce na piersi,
- Ale to nic. To tylko zabawa. - starał się wyjaśnić,
- Wiem. Sorry, ale muszę już iść. Część. - wyminęłam go odchodząc,
- Lyra! - zawołał jedynie i westchnął,

Muszę przyznać, że nawet nie miałam wielkich uczuć wobec chłopaka, jeśli w ogóle jakieś miałam, zabolało. Niby zwykła zabawa, ale kto wie czy mówił prawdę? Jeszcze bardziej uderzyło we mnie poczucie winy. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.

Resztę dnia spędziłam w pokoju w towarzystwie Rosie. Powiedziawszy jej wszystko, starała się mnie pocieszyć i przekonać.

W nocy nie umiałam zasnąć. Wierciłam się z boku na bok. W końcu usiadłam na materacu spuszczając nogi na zimną podłogę. Pojawiła się we mnie chęć, której nie mogłam się oprzeć. Myślałam o tym cały dzień.

Wstając ubrałam czarną i spojrzałam na zegar, na którym dochodziło do wpół do dwunastej. Miałam jeszcze czas, więc go nie marnując wyszłam na korytarz kierując się w bardzo dobrze znane mi miejsce.

Wchodząc po schodach czułam coraz większy stres i obawę. Serce waliło mi okropnie a oddech był szybki. Będąc na górze Wieży Astronimicznej... Był tam.

Stanęłam zaciskając trzęsące się ręce w pieści. Mattheo siedział oparty o jedną z kolumn, jak zawsze, robiąc coś w zeszycie. Czując czyjaś obecność podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Jego spojrzenie złagodniało a usta delikatnie rozchylił, zapewne w zdziwieniu. Stałam tak zastanawiając się. Uciekać? Zostać? W mojej głowie miałam mętlik powodujący istny chaos. Wciągnęłam nosem głęboko powietrze i przełknęłam ślinę. Napięcie między nami było ogromne i bardzo wyczuwalne.

Decydując się na krok, powolnie usiadłam dwa filary od chłopaka, twarzą do środka wieży. Skuliłam nogi mając w głowie pytanie, na co mi to w ogóle było?

Czułam na sobie jego wzrok. Tak intensywny, że wywiercał mi nim dziury w ciele i twarzy. Oddychałam głęboko starając się opanować moje galopujące serce.

- W- - zaczęłam, lecz moj głos był tak słaby, że musiałam się zatrzymać - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. - powiedziałam obserwując jego reakcje kątem oka,
- Dziękuję. - odparł po chwili ciszy,

Ponownie nastała niekomfortowa cisza. Na szczęście Riddle przemówił a jego niski głos rozbrzmiał w powietrzu.

- Jestem czysty. - zatrzymał się a ja obróciłam głowę w jego stronę gwałtownie.  Siedział ze spuszczoną głową a jego wygląd zapierał dech - Od paru tygodni. Jest ciężko, ale jakoś daję radę. - byłam w szoku,
- Chyba zerwę z Deanem. - oznajmiłam po chwili ciszy spoglądając przed siebie, aby zaraz poczuć z powrotem jego wzrok - Nie ma to sensu. Cały czas się tylko kłócimy i sprzeczamy. W dodatku... - przerwałam wiedząc, że nie mogłam powiedzieć o moich podejrzeniach. Przecież gdyby Mattheo się tylko dowiedział, jego nagle i nieprzemyślane myśli wzięłyby górę,

Przeniosłam powoli spojrzenie ryzykując następnymi dniami. Nawiązałam kontakt wzrokowy z przyglądającym się brunetem. Wszystkie wspomnienia wracały do mnie jak burza. Wszystkie wspólne chwile, te dobre i te złe pojawiały się przed moimi oczami.

- Nie będzie mnie przez następny tydzień. - powiedział to, a ja wstrzymałam powietrze - Mój ojc- ...Sama Wiesz Kto wysyła mnie na kolejną misję.
- To niebezpieczne?
- Życie przy nim jest niebezpieczne. Przynajmniej będę mieć chwilę spokoju od niego, ale już nie od jego idei. Ale zawsze coś. - wzruszył ramionami,

Odwróciwszy prosto głowę, wzięłam głęboki oddech. To było straszne. Dobrze wiedzialam, na czym polegały te "misje". Namawianie i zmuszanie czarodziejów do przejścia na stronę Voldemorta. Oraz oczywiście kary za sprzeciwienie się.

Siedzieliśmy jeszcze przez pewien czas, aż postanowiłam się zbierać. Moja głowa pulsowała od natłoku myśli. Podniósłszy się zerknęłam ostatni raz na Mattheo.

- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Część. - ruszyłam do schodów,
- Na razie. - odpowiedział,
- Trzymaj się. - zatrzymałam się przy stopniach i ostatni raz spoglądając na niego zeszłam w dół.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz