Rozdział 88

66 2 0
                                    

Nastał poniedziałek, trzeciego listopada. Jak można się domyślić, Dean w najmniejszym stopniu nie fatygował się do odwiedzenia mnie.
Z jednej strony było mi to na rękę. Cały weekend przesiedziałam w dormitorium nie wychodząc nawet na jedzenie. Z drugiej jednak było mi przykro, ponieważ myślałam że serio mogło mu zależeć.

Rozmyślając o tym nieprzytomnie przyciskałam się zatłoczonym korytarzem. Nagle poczułam przed sobą ścianę, od której się odbiłam. Na szczęście utrzymałam równowagę, ale nie zamknięta torba spadła na ziemię rozrzucając parę książek i kartek naokoło. Roztrzepana nie wiedziałam co zrobić a fakt, że wokół było mnóstwo uczniów nie pomagał. Spojrzałam zakłopotanym wzrokiem na osobę, na którą wpadłam i mnie zamurowało.

- Uważaj, jak łazisz- - zaczął gniewnie Riddle odwracając się w moją stronę, lecz zamilkł w połowie,
- Ja, ja przepraszam. - ledwo odpowiedziałam plączac język, po czym uklękłam aby pozbierać rzeczy,

Co tu się działo... Mój brzuch był cały ściśnięty a oddech przyspieszył. Chciałam jak najszybciej znaleźć się na jakimś zupełnym odludziu i nigdy z niego nie wrócić. Zaledwie na sekundę zatrzymały mi się wszelkie funkcje życiowe, gdy zobaczyłam kątem oka również schylającego się bruneta, który zaczął mi pomagać. Mimo tego ta sekunda trwała dla mnie jak wieczność, przez którą mogłam się przyjrzeć chłopakowi.

Pod oczami widniały sińce, pewnie z powodu kolejnych nieprzespanych nocy. Włosy jak zwykle w nieładzie opadały mu na czoło a oczy miał lekko przekrwione. Ale nawet mimo tego wyglądał idealnie. Po prostu idealnie...

Następnie Riddle wstał, na co ja również się podniosłam. Unosząc głowę napotkałam jego intensywne spojrzenie. Przeniósł go jednak na kartki i książki w swojej dłoni. Trzęsącymi się rękoma wzięłam je i zwinnie wcisnęłam do torby.

Nastała nieprzyjemna cisza. Nie miałam pojęcia co zrobić. Patrzyłam jedynie w dół mając nadzieję, że Mattheo zbyje mnie i sobie pójdzie.

- Dzięki. - powiedziałam cicho pod nosem i ominęłam go,
- Lyra. - zatrzymał mnie chwytając za nadgarstek,

Nie, nie, nie... Co ty robisz? Nie rozumiesz, że nie mogę?

Odwróciłam się powoli w stronę chłopaka.

- Cieszę się, że czujesz się już lepiej. - powiedział jedynie i mnie puścił,

Niezbyt mając pojęcie, co odpowiedzieć, skinęłam jedynie głową oraz odeszłam. A odchodząc wciąż czułam na sobie jego spojrzenie.

Przez następne lekcje nie umiałam się w ogóle skupić. Byłam choćby w jakimś transie, odcięta od rzeczywistości.
W końcu nadeszła długa przerwa, więc miałam trochę czasu dla siebie.

Idąc na plac szkolny w celu zapalenia zostałam gwałtownie zatrzymana przez Rosaline.

- Nie. Zostawiasz te fajki i idziesz coś zjeść.
- Nie mam ochoty. - odparłam pod nosem ponownie ruszając,
- Lyra-
- Nie chcę jeść, okej?! Czy to takie trudne do zrozumienia?! - wykrzyczałam zdziwionej przyjaciółce,
- Dobrze, w takim razie idź. - uniosła ręce w obronnym geście i kręcąc głową weszła do Wielkiej Sali,

Przeklinając szpetnie pod nosem zaczęłam iść w swoje ulubione miejsce, czyli murek za którym był spad do lasu a gdzie mało kto przebywał. Oparłam się i wyciągnęłam papierosa, którego wsadziłam między wargi. Starałam się zapalić, ale trzęsące się ręce przez emocje uniemożliwiały mi to.

- Kurwa mać! - krzyknęłam rzucając używkę gdzieś w bok, po czym przytykałam sobie dłonie do twarzy starając się opanować łzy napływającą do oczu,
- Chyba nie twój dzień, co? - usłyszałam niedaleko meski głos, na co uniosłam głowę. Na murku niedaleko siedział chłopak. Miał hinduską urodę a ciemne włosy rozwiewał lekki wiatr. Jedną nogę miam zwieszoną a drugą zgiętą w kolanie.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz