Rozdział 91

52 3 0
                                    

Rosie:

Przez ostatnie dni źle spałam, ciągle czując przytłaczającą i stresującą atmosferę, nie tylko w szkole, ale również podczas snu. Wiele razy w ciągu jednej nocy wybudzałam się czując supeł w brzuchu. Nie wiedziałam, co było tego powodem, aż w końcu się dowiedziałam.

Po południu siedziałam przy stole w Wielkiej Sali odrabiając zadania i ucząc się. Przez zbliżający się koniec pierwszego semestru, profesorowie zawalali nas sprawdzianami. W dodatku, zaraz po przerwie świątecznej miały się odbyć próbne Owutemy, więc moimi planami na najbliższe dwa miesiące było ślęczenie nad książkami.

Gdy pisałam na kartce, na stole wylądowała moja rodzinna sowa, Ollie, która położyła list na blacie. Zaniepokoiła mnie jej obecność, ponieważ zawsze przylatywała w niedziele. Mając przy sobie trochę orzechów, dałam jej do zjedzenia, podczas gdy otwarłam kopertę trzęsącymi się dłońmi.

Biorąc wdech zaczęłam czytać tekst napisany przez ojca. Z każdym zdaniem moje serce biło coraz szybciej. Marszcząc brwi starałam się zebrać litery w słowa, a te w zdania. Kończąc czułam okropne zawirowania. Nachyliłam się opierając ręce łokciami o blat, a dłońmi podparłam czoło.

Jak najszybciej spakowałam się i ruszyłam w stronę Pokoju Wspólnego. Będąc w nim skierowałam się do pokoju chłopaków. Podchodząc zapukałam gorączkowo, aby za chwilę otworzył mi zaciekawiony Theo a widząc mój stan, zaniemówił.

- Rosie, co się stało? - zapytal kładąc dłonie na moich policzkach,
- Ja... Oni... Ugh! - starałam się powiedzieć, lecz nie umiałam wykrztusić słowa,
- Chodź do mnie. - przyciągnął mnie do siebie obejmując ramionami,

Starałam się uspokoić i pozbierać myśli. Odsunąwszy się od chłopaka, spojrzałam na niego. W jego oczach widziałam zmartwienie.

- Chodźmy do mnie. - poprosiłam cicho,

Nott kiwnął głową i zamknął za sobą drzwi. Idąc chwyciłam jego dłoń w swoją, na co uśmiechnął się w moją stronę.

Weszliśmy do dormitorium. Theodore usiadł na krześle, podczas gdy ja zaczęłam chodzić wokół pokoju. W pewnym momencie, przechodząc obok chłopaka, ten złapał mnie za ręce, czym obrócił mnie przodem do siebie.

- Love, powiedz o co chodzi.
- Moja rodzina się do Niego przyłączyła. - oznajmiłam prawie szeptem, na co się zatrzymał,
- Jak się z tym czujesz? - zapytał muskając palcami wierzch mojej dłoni,
- Nie wiem. - odpowiedziałam rozdarta wzruszając ramionami - Na razie jedynie go poparli, ale jeśli zaproponujom im, rodzicom i braciom, bycie Śmierciożercami, to się zgodzą. - wyminęłam jedną rękę i przyłożyłam do twarzy zasłaniając oczy,
- Rosaline, wszystko będzie dobrze. Musisz myśleć pozytywnie. Nic im nie jest. - wstał i delikatnie chwyciwszy moją brodę, zmusił mnie do spojrzenia mu w oczy,

Oparłam głowę na jego klatce piersiowej, na co głaskał moje plecy. Objęłam jego talię, przyciągając go tym samym jeszcze bliżej.

Następnie położyliśmy się do łóżka. Theo położył się na plecach, na co położyłam się na jego barku. Wtuliliśmy się w siebie a jego ciepło zaczęło mnie uspokajać. Pocałował mnie we włosy, na co podniosłam wzrok.

Na Merlina... jakie on miał piękne oczy. Przy źrenice brązowe, a przesuwając się do krawedzi zmieniały się w ciemnoniebieskie.

Naciągnęłam się łącząc nasze usta w pocałunku, który był spokojny, czuły i pełen miłości, która wykiełkowała na przestrzeni lat.

- Kocham cię Theodore. - oznajmiłam przerywając czułość, byliśmy milimetry od siebie,
- Ja kocham ciebie jeszcze bardziej, Rose. - odpowiedział uśmiechając się,

Następne pół godziny spędziliśmy leżąc sobie w ramionach, gdy nagle znikąd drzwi się otworzyły, a w nich stanęła wryta Lyra. We trójkę byliśmy w szoku. Przyjaciółka przenosiła między nami spojrzenia, podczas gdy chłopak usiadł a ja wstałam.

Minęła kolejna minuta, a ona się nie odezwała. Nikt się nie odezwał. Nawet nie wiedziałam, co miałabym jej powiedzieć. Lecz to ona zrobiła krok, dodatku zupełnie niespodziewany.

Uśmiechnęła się. Nie był on w żaden sposób sztuczny, lecz widać było cień smutku. Delikatnie uniosła kąciki ust a następnie bez słowa wyszła.

Spojrzałam na Notta, który był w istnym oszołomieniu. Również przeniósł na mnie wzrok i w tym samym momencie ruszyliśmy za dziewczyną. Musieliśmy jej to wytłumaczyć. Udało nam się ją dogonić na dole schodów.

- Lyra, zatrzymaj się. - zawołał ją Theodore, na co odwróciła się w naszą stronę,
-  Lyra, przepraszam cię. Oboje przepraszamy za to, że nic nie powiedzielismy...
- Nie musicie mnie przepraszać. - oznajmiła, na co zamilkłam,
-  Ale jak to? - zapytał za mnie chłopak,
- Miłości się nie oszuka. Zawsze na siebie wpadniecie. Więc po co się powstrzymywać? - spoglądnęła na nas obu - W końcu. - zaśmiała się, pierwszy raz od tak dawna, na co w moich oczach zgromadziły się łzy,

Nie mogąc się powstrzymać rzuciłam się w jej ramiona. To samo zrobił Theo, a ona przyjęła nas serdecznie do siebie.

~~

Thedore:

W nocy, nie umiejąc spać, siedziałem w Pokoju Wspólnym obserwując gasnący ogień w kominku. Słysząc kroki obróciłem zaskoczony głowę a moim oczom ukazała się Lyra, na co otwarłem usta.

Blondynka usiadła naprzeciwko mnie na drugiej kanapie, po czym niepewnie podniosiła wzrok. W końcu uniosła jednak głowę i spojrzała mi w oczy.

- Ja... myślałam nad tym, co się dzisiaj stało. Ehm... - zatrzymała się marszcząc brwi - Nie jestem ci jeszcze w stanie wybaczyć, nawet jeśli bym chciała. Zraniłeś mnie tym, co zrobiłeś albo raczej, czego nie. Ale cieszę się, że jesteś z Rosaline.

Powiedziała a ja wpatrywałem się w nią. Tak dawno nie widziałem jej z bliska. Słysząc jej słowa odetchnąłem z ulgą.

- Cieszę się, że tu jesteśmy. Że rozmawiamy. Wiem, że popełniłem błędy, w szczególności gdy mnie potrzebowałaś, lecz mam nadzieję, że kiedyś będzie jak dawniej. Jesteś dla mnie jak siostra, Lyra. - odpowiedziałem pociągając nosem, na co pokiwała głową,
- A ty jesteś dla mnie jak brat, Theodore. - oznajmiła cicho, po czym kontynuowała - Rosie powiedziała mi o liście. Mam nadzieję, że nic im nie będzie. Nie przeżyłaby tego.
- Nic im się nie stanie. Zadbam o ich bezpieczeństwo. - zapewniłem ją zapewniającym tonem, na co spojrzała na mnie wdzięcznym tonem,
- Też chciałabym przeprosić.
- Nie masz za co. - przerwałem jej,
- Mam. Ostatnie miesiące nie są dla mnie łatwe, staram się z tym walczyć. Ale wiem, że nie zdając sobie sprawy, krzywdzę osoby wokół mnie. Przepraszam. - dokończyła a ja pokręciłem głową,
- Nie masz za co przepraszać. Miejmy jedynie nadzieję, że wszystkim nam się polepszy. - odparłem, po czym wstałem i skierowałem się wolnym krokiem do dormitorium - Dobranoc.
- Dobranoc Teddy. - słysząc te zdrobnienie zatrzymałem się,

Tak nazywała mnie moja mama, zanim zmarła. Kiedyś zdarzało się również, że dziewczyna mnie tak nazywała, lecz z wiekiem odeszło to do przeszłości. Słysząc to po tylu latach, wróciły do mnie wszystkie wspomnienia.

Uśmiechnąłem się spuszczając głowę i ruszyłem przed siebie.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz