Rozdział 95

55 2 0
                                    

Ostatnie dwa dni nie były dla mnie najlepsze. Od dostania listu, straciłam jakiekolwiek chęci. Wczorajszy cały dzień spędziłam w łóżku mówiąc profesorowi Slughorn'owi, że byłam chora.

W końcu dzisiaj uznałam, że musiałam wyjść do ludzi. Rosie pomagała mi przez cały czas, za co byłam jej bardzo wdzięczna. Cały czas powtarzała, że każda matka zrobiłaby tak dla swojego dziecka, co po słyszeniu setny raz, wpadło do głowy. Nie znaczyło to, że nie czułam się winna, ale nie tak bardzo jak wcześniej.

Przechodząc korytarzami czułam wiele spojrzeń skierowanych w moją stronę. Nie rozumiałam, o co mogło chodzić. Zauważyłam grupkę Gryfonów. Jeden z nich wskazał na mnie głową, na co reszta odwróciła się w moją stronę, po czym zaczęli chichotać. Zacisnęłam na ten widok szczękę odwracając wzrok. Mogłam się tego spodziewać.

Lekcje, jak zwykle, były nudne i nieciekawe. Nastała przerwa obiadowa, więc razem z Rosaline udałyśmy się do Wielkiej Sali. Spokojnie jadłam posiłek, gdy nagle podeszła do nas Puchonka.

- Co, depresja bez chłopaka? Może znajdź sobie jakiegoś naiwnego, który poleci do ciebie od razu do łóżka? Tak czy tak podobno średnia jesteś. - zaśmiała się kpiąco i odeszła zostawiając mnie z rozchylonymi ustami,
- Spierdalaj szmato ruchać kolegów! - zawołała za nią brunetka, na co tamta pokazała jej środkowy palec - Co to było? -  zapytała odwracając się w moją stronę,
- Domyślam się. - odparłam jedynie i wstałam od stołu,
- Lyra, gdzie idziesz? - zapytała za mną zdziwiona,
- Coś załatwić. - odparłam jej jedynie czując rosnącą złość,

Z tyłu głowy słyszałam śmiechy niektórych uczniów. Będąc w transie zaczęłam szukać mulata, którego nie znalazłam na stołówce. Idąc szybkim krokiem wzdłuż korytarza, znalazłam go. Szedł wolnym krokiem z naprzeciwka nie widząc mnie. Na jego widok wszystkie moje mięśnie spięły się oraz straciłam panowanie nad emocjami.

- Co to kurwa ma być?! - krzyknęłam popychając go z całej siły, na co stracił równowagę,
- No co? Teraz masz problem? - uśmiechnął się jadowicie,
- Po chuja wygadujesz takie kłamstwa, huh? Przecież nic ci nie zrobiłam! - pokręciłam głową wskazując na siebie,
- Na prawdę? To pomyśl o tym, jak mnie wykorzystałaś, żeby zemścić się na Riddle'u. - nachylił się do mnie,
- O czym ty gadasz?! Ty siebie słyszysz?! Jesteś jakiś pierdolnięty! - wskazałam palcem na swoją głowę, czym zaakcentowałam ostatnie zdanie, na co prychnął,
- Na pewno ja? - zapytał, na co bez zastanowienia go spoliczkowałam,
- To nie ja zdradzałam drugą osobę i nie ukrywałam się z tym. Zrobiłbyś wszystko dla popularności i władzy, a jesteś tylko żałosnym śmieciem... - powiedziałam przez zęby, na co chwycił mnie za ramiona i pchnął plecami na ścianę,
- Nie waż się tak o mnie mówić. - zaczął cicho - Jesteś jebaną dziwką, która jest wstydem dla swojej rodziny i znajomych. Nie myśl sobie, że życie jest łaskawe dla czarnych owiec... - powiedział poważnym tonem, a następnie przeniósł wzrok na moje usta i się uśmiechnął - Jednak muszę przyznać, że całować umiałaś. - stwierdził, po czym musnął mnie w usta, na co zamarłam zaciskając powieki - Hah, tak myślałem.

Powiedziawszy to puścił mnie, na co wzięłam głęboki oddech pochylając się przodu. Dean za to odszedł w stronę Wielkiej Sali. Wyprostowałam się chowając twarz w dłoniach, które strasznie się trzęsły.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz