Rozdział 27

174 6 0
                                    

Nadszedł pierwszy września. Miło wrócić do Hogwartu. Przez sierpień starałam się spotkać parę razy z przyjaciółmi. Z Mattheo każdy dzień był udany. Od kłótni nie rozmawiałam z rodzicami, ani na chwilę. Nie umiałam im tego wybaczyć. Mama pytała się nas, gdzie idziemy, za każdym razem, gdy wychodziliśmy gdzieś. Ale na tym się kończyło.

Umówiliśmy się, że poczekamy na siebie na peronie. Czekałam razem z Mattheo, oczywiście. Mimo, że widzieliśmy się z trzy razy w ciągu miesiąca, dla nas było to za mało. Dlatego, gdy tylko Rose wypatrzyła mnie w tłumie, podbiegła do mnie wzruszona i przytuliła mocno. Chwilę później zjawił się również Blaise oraz Theo. Wszyscy byliśmy w komplecie, jak wcześniej. Plus Mattheo, z którym, jak przeczuwałam, bardzo zakumplowali się chłopacy. Razem chodzili na szlugi i pili.

Podczas podróży siedzieliśmy wszyscy w piątkę w jednym przedziale. Postanowiliśmy, że od teraz nie będziemy siedzieć w wagonie Slitherinu, ponieważ przy jednym stole może siedzieć jedynie cztery osoby. Mi ta zmiana nie przeszkadzała. Mieliśmy cały przedział dla siebie i bardzo dużo miejsca. Graliśmy w karty oraz rozmawialiśmy. Wszyscy mówili, jak minęły im wakacje.

Gdy dojechaliśmy do szkoły, zebraliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy na peron. Przy bramie do szkoły bardzo się zdziwiliśmy. Na straży stali aurorzy. Szczegółowo sprawdzali nasze dowody tożsamości i dokumenty uczniowskie. Oprócz tego, obok stały nasze bagaże, które były dokładnie badane zaklęciami. Niektóre były nawet pootwierane. Błagaliśmy jedynie w myślach, żeby nie były to nasze. Szczególnie Zabini był zestresowany. Czarnoskóry bowiem miał w nim dość spory zapas ognistej, papierosów i innych ''cudeniek''.

Siedzieliśmy już w budynku, w Wielkiej Sali i jedliśmy kolację, gdy zobaczyłam Potter'a siedzącego przy swoim stole. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie miał rozwalonego nosa. Ginny akurat wycierała mu nos, gdy spojrzał na mnie i nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Spojrzałam na niego z żalem i zmarszczyłam brwi. On widocznie zrozumiał moje zapytanie i wskazał głową na ''Elitę Slitherin'u''. Zerknęłam z niedowierzaniem na Malfoy'a i jego grupkę. Staczali się. Przesłałam Harremu szept „Który?", na co szatyn odparł ze wstrętem „Fretka". Jedynie wypuściłam głośnio powietrze i odwróciłam się do przyjaciół, którzy zajęci byli rozmową na temat imprezy u gryfonów. Co roku jeden dom robił imprezę na początku roku. W zeszłym był to Ravenclaw, a w tym Gryffindor. Nagle dyrektor Dumbledor poprosił o ciszę.

- Poproszę o ciszę, drodzy uczniowie! Zapewne zastanawiają was te wszystkie zabezpieczenia. Niestety z powodu narastającego niebezpieczeństwa musieliśmy zaostrzyć rygor i zasady obowiązujące w naszej placówce. Teraz przeczytamy wam nowy regulamin. – oznajmił dyrektor i zaczął czytać nowy kodeks. Nie był on tak okropny, jak Umbridge z poprzedniego roku, ale niektóre zasady zostały zaostrzone. Między innymi zakaz wychodzenia do Hogsmade, zakaz przemieszczania się po dwudziestej i dodatkowe godziny lekcji nauki przed czarną magią. Po wszystkim profesor podziękował i sam wrócił do poprzednich czynności.

- Zakaz wychodzenia do Hogsmade?! Chyba go coś boli! - powiedziała oburzona Rose krzyżując swoje ręce na piersiach. Przez wakacje bardzo jej urosły. W ogóle wszyscy wydorośleli. Wszyscy teraz mieliśmy 16 lat a niektórzy z nas prawie 17.

- Voldemort rośnie w siłę. Nie może nas narażać na niebezpieczeństwo. - odparł Mattheo i wszyscy spojrzeliśmy po sobie,

- Skurwysyn z każdym dniem rośnie w siłę, a Ministerstwo nic sobie z tego nie robi! - powiedział zdenerwowany Theo a jego mięśnie szczęki drgnęły ze złości,

- Może nie mogą nic zrobić? Nie wiedzą przecież, gdzie jest? - spytałam.

Po kolacji udaliśmy się do swoich dormitoriów. Miałyśmy cudownego farta! Jakaś Ślizgonka ''zniknęła'' ze szkoły. Uważamy z Rosie i chłopakami, że pewnie zaszła w ciążę, więc wszystko się poprzesuwało. W rezultacie miałyśmy pokój tylko we dwie! Lubiłyśmy Mary, ale nie dało się z nią pogadać na żaden temat. Rozpakowałyśmy się i zeszłyśmy do Pokoju Wspólnego. Tam razem z chłopakami usiedliśmy na dwóch czarnych kanapach. Przez resztę wieczoru nie tylko rozmawialiśmy, ale również siedzieliśmy w ciszy. 


Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz