Rozdział 54

88 5 0
                                    

Powoli otwarłem oczy. Mimo małej ilości światła, oślepiło mnie ono. Marszcząc brwi przeciągnąłem się. Otwarłem szerzej oczy i wtedy dopiero zorientowałem się, że leżałem na zimnej drewnianej podłodze. Dłonie miałem związane za sobą a w dodatku okropnie bolały w takiej pozycji. Pomrugałem parę razy i zamarłem.

Parę metrów ode mnie, również na podłodze, leżała Lyra. Włosy spływały jej po twarzy i ramionach. Była nieprzytomna, a obok niej klęczała kobieta. Miała starodawną znoszoną suknię a czarne kręcone włosy niczym burza zasłaniały jej twarz. Wszystkie moje mięśnie spięły się, kiedy przejechała blondynce po policzku swoimi długimi zaniedbanymi paznokciami.

- Nie- nie dotykaj jej. - ostrzegłem twardo próbując się podnieść,
- Ooo, obudził się! - krzyknęła zadowolona wstając,

Zaczęła do mnie podchodzić uśmiechając się przy tym szaleńczo. Dopiero teraz mogłem jej się lepiej przyjrzeć. Ciemne oczy z szalonym spojrzeniem wwiercały się w moje. Miała zepsute zęby przez co uśmiech był ohydny.

Serce waliło mi w piersi, gdy stanęła przede mną. Chciałem wstać, jednak nie mogłem podnieść się bardziej niż do klęczenia. Wtedy zrozumiałem, że zostało rzucone odpowiednie do tego zaklęcie.

- Och, nie uciekniesz! Nie uciekniesz! Nie uciekniesz! A wiesz czemu? - zaczęła z uśmiechem a następnie powiedziała dumnie - Bo to ja cię złapałam. On już wie. Wie wszystko.

Gdybym tylko mógł się ruszyć w tamtym momencie, rozszarpałbym tę sukę na strzępy. Szarpałem się z całej siły, jednak nic z tego nie wyszło. Ona za to zaczęła się z wyższością śmiać.

- Pożałujesz tego. - powiedziałem przez zęby patrząc jej prosto w twarz z obrazą,

Wtedy za plecami szatynki usłyszałem powolne stękanie. Lyra ze zmarszczonymi brwiami z każdą sekundą zdawała się uświadamiać sobie, gdzie się znajdowała. Próbując rozłożyć ręce napotkała opór na co jej oczy rozszerzyły się. Spojrzała za ramię i zaczęła się szarpać na wszystkie strony.

- Nie, nie, nie... - mówiła do siebie starając się uwolnić dłonie,
- Teraz zacznie się zabawa! - zawołała Bellatrix Lestrange, na co szybkim ruchem Lyra przeniosła na nią przestraszony wzrok,

Wtedy dopiero spojrzała na mnie. Starałem się jej pokazać, aby się nie martwiła. Odpowiedziała mi na to złowrogim spojrzeniem, które wynikało z absurdalizmu mojej próby uspokojenia jej. Była blada a wlosy zasłaniały jej dużą część pola widzenia.

- Mam nadzieję, że się wyspaliście. - powiedziała kobieta patrząc raz na mnie, raz na zdezorientowaną blondynkę,
- Czemu tu jesteśmy? Czego od nas chcesz? - zapytała zdenerwowanym głosem Lyra,
- Och, naprawdę jesteś taka głupiutka, żeby się nie domyślić? - podeszła do niej i zniżyła się lekko - Na prawdę nie wiesz kim jestem?
- Jesteś Bellatrix Lestrange... - stwierdziła po chwili cicho i nawiązała z nią kontakt wzrokowy,
- Dokładnie. Czyli jestem?
- M-moją ciotką. - Black spuściła wzrok na podłogę,
- Brawo! Może nie jesteś tak tępa, jak myślałam. - powiedziała klepiąc dziewczynę po policzku,
- Nie waż się jej dotykać. - powiedziałem z siłą czując rosnący gniew, na co spojrzała na mnie z zawiedzeniem,
- Kim ty jesteś, żeby mówić mi co mam robić? Ha, powiem ci! Jesteś bękartem twojego ojca, który nawet cię nie chciał. Zostałeś porzucony, najpierw przez niego a potem przez własną matkę.

Patrzyłem na nią wściekłym wzrokiem a krew we mnie zagotowała się do wrzenia.

Moja matka nie mówiąc nic mojemu ojcu uciekła od niego od razy, gdy dowiedziała się o ciąży. Rodząc w mugolskim szpitalu miała gwarancję bezpieczeństwa dla nas obojga. Niestety przez komplikacje zmarła od razu po wydaniu mnie na świat.

- Ty jebana su-

Nie dokończyłem. Wyciągając różdżkę wycelowała nią we mnie i rzuciła zaklęcie. Przeszywający ból pojawił się w całym moim ciele. Z całej siły zacisnąłem zęby a wszystkie mięśnie boleśnie się napięły. Czułem, jakbym był rozrywany na kawałki. Uniosłem głowę a stłumiony krzyk bólu wydostał się przez moje usta.

- Nie, błagam! Nie! - słyszałem błaganie Lyry, jednak jakby była w innym pomieszczeniu,
- Bellatrix! - nagle pojawił się meski krzyk, po którym ból zaczął powoli ustępować,

Opadłem na ziemię uderzając się z całej siły barkiem. Położyłem głowę na zimnej posadzce i zamknąłem wycieńczony oczy. Oddychałem ciężko starając się uspokoić.

- Powiedziałem, że miałaś nie zaczynać bez nas!
- Obudzili się. Nie mogłam przegapić takiej okazji. Obydwoje zasługują na takie traktowanie, drogi szwagrze.

Uchyliłem lekko ciężkie powieki. Obok kobiey stał teraz Lucius Malfoy, który karcił ją wzrokiem.

- Mattheo - zwróciła się do mnie zapłakanym głosem Lyra, na co dwójka odwróciła się w moją stronę - Mattheo, wszystko dobrze?

Nie miałem w ogóle siły, aby podnieść głowę. Pociągając nosem w końcu udało mi się unieść na kolana. Moje ciało było zesztywniałe i cholernie bolało. Lestrange podeszła do dziewczyny i chwytając jej brodę kazała jej na siebie spojrzeć. Ta patrząc na nią z obrzydzeniem wyrwała się z uścisku, za co od razu zapłaciła. Kobieta zamachnęła się ręką i uderzyła ją wierzchem dłoni w policzek. Towarzyszący temu dźwięk uderzenia i pisk Lyry odbiły się od czarnych ścian. Głowę blondynki odrzuciło w bok a włosy, teraz w jeszcze większym nieładzie, przysłoniły jej twarz.

Wtedy dopiero się zaczęło.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz