Rozdział 112

28 3 0
                                    

Na ulicach Londynu jak zwykle był ogrom ludzi. Samochody na zakorkowanych ulicach trąbiły a między nimi czerwone piętrowe autobusy wyróżniały się w tłumie. Z zachmurzonego nieba padała mżawka.

Obserwowałam ten widok z okna chińskiej knajpy, w której oprócz mnie było jeszcze paru klientów. Siedziałam przy szarym stoliku i pałeczkami wyjadałam zawartość pudełka z czerwonym logo.

Była sobota. W noc wyjazdu poszłam aż za Hogsmade, skąd mogłam się bezpiecznie przeteleportować do Londynu. Od razu udałam się wtedy na ulicę Pokątną, gdzie znalazłam sklep bliźniaków Weasley. Akurat natrafiłam na Freda otwierającego tylne wejście a gdy mnie zobaczył, od razu wpuścił i dał herbaty.

Nie chciałam mu mówić mojego prawdziwego powodu, dla którego opuściłam szkołę, więc większość czasu to on opowiadał o swoim życiu. Po jego ukończeniu szkoły zupełnie straciliśmy kontakt.

- Lyra. - zaczął, na co spojrzałam na niego - Na pewno wszystko w porządku? Widzę, że coś się stało. - walczyłam ze sobą, gdy powiedział te słowa,
- Musiałam trochę odpocząć od szkoły. Teraz nawet tak jej nazwać nie mogę, bo jest to jakaś jednostka szkoląca podwładnych Sam Wiesz Kogo... - spuściłam wzrok trzymając oboma rękami kubka,
- No dobrze. Słyszałem od Ginny, co tam się dzieje i nie umiem w to uwierzyć. - pokręcił głową,
- Ja też... Fred - zamilkłam, a on od razu podniósł na mnie swoje piwne oczy,
- Tak? - szepnął nawiązując ze mną kontakt wzrokowy,
- Wiesz, co się dzieje z Harrym, Mioną i Ronem? - zapytałam, na co posmutniał, na co westchnęłam,
- Niestety. Nie mamy z nimi żadnego kontaktu od kiedy wyruszyli. Też chciałbym wiedzieć, ale widzisz jak jest...
- Tak... – przetarłam oczy jedną dłonią,
- Musisz być zmęczona. Chodź, jest tu miejsce do spania. - uśmiechnął się i wstał wyciągając do mnie rękę, którą po chwili zastanowienia chwyciłam,

Zaprowadził mnie wtedy do pokoiku na zapleczu z rozkładaną małą czerwoną sofą i jednym oknem na plac z tyłu sklepu. Podziękowałam mu, a gdy wyszedł usiadłam zastanawiając się, co teraz zrobię.

Miałam nadzieję, że będą wiedzieli gdzie są przyjaciele, których chciałam odnaleźć i się do nich przyłączyć. Którym mogłabym czynnie pomóc. Miałam dość Śmierciożerców, tej całej sytuacji. Chciałam, żeby wszystko się już skończyło.

Nie wiedząc kiedy zasnęłam. Obudziłam się pod wieczór. Wyszłam do pomieszczenia, gdzie tego ranka rozmawialiśmy. Oprócz Freda siedział tam jeszcze George, który jak tylko mnie zauważył, podskoczył i mocno przytulił.

Długo rozmawialiśmy. Potem poszli do siebie a ja wróciłam do pokoiku. Na następny dzień, gdy przyszli do pracy, pożegnałam się z nimi. Od tamtego momentu błąkam się po ulicach ogromnego miasta z pustką w głowie.

- Coś jeszcze byś chciała? Mamy na przykład pierożki w dobrej cenie. - wybudziła mnie z rozmyślań młoda dziewczyna chińskiej urody. Uśmiechała się szeroko, czym wpłynęła na mój nastrój,
- Nie dziękuję, zaraz tak czy tak będę się zbie... - przerwałam czując kłujący ból w moim przedramieniu, na co skrzywiłam się i zasyczałam zaciskając prawą dłoń na lewym przedramieniu,
- Wszystko w porządku? - nachyliła się do mnie,
- Tak tak. Em, jest tu może toaleta? - unosząc na nią wzrok zapytałam szybko, na co wskazała drzwi w tyle lokalu,

Zatrzasnęłam za sobą drzwi i podeszłam do umywalki. Odwinęłam gwałtownie rękaw i spojrzałam na wijący się znak Voldemorta przyzywającego mnie do siebie, najprawdopodobniej na kolejną misję. Zacisnęłam mocno powieki starając się uspokoić i zebrać myśli. Położyłam dłoń na rozgrzanym czole oddychając głęboko.

Nie mogłam się tam udać. Chciałam od tego uciec. I tak sobie obiecałam. Wiedziałam, że jeśli się nie zjawię będą mnie szukać, ale miałam nadzieję, że uda mi się ich przechytrzyć. Przynajmniej na jakiś czas, aż nie ucieknę wystarczająco daleko, gdzie nie dosięgnie mnie terror Toma Riddle'a.

Pozbierałam moje rzeczy i czym prędzej wyszłam na zatłoczoną ulicę. Uderzyła we mnie ulewa, na co zatrzymałam się mrużąc oczy. Gdy tylko doszłam do siebie, założyłam kaptur, wcisnęłam się w ludzi i z nimi kierowałam się w stronę ścisłego centrum.

Widząc zejście do metra, przepchnęłam się do niego i szybkim krokiem zaczęłam zbiegać ze schodów. W kiosku kupiłam bilet na południe miasta i wskoczyłam do pociągu. Usiadłam na krzesełku i otworzywszy plecak wygrzebałam z niego portfel. Wysypałam pieniądze i zaczęłam je liczyć. Musiałam stąd uciekać. Jak najszybciej było to możliwe.

- Przepraszam, ile kosztuje prom do Francji? - zapytałam losowego dziadka, który popatrzył na mnie krzywo i odwrócił głowę, na co zmarszczyłam brwi,
- Około czterdziestu funtów, płynęliśmy nim parę dni temu, tylko że do Wielkiej Brytanii. - odezwała się kobieta z wyczuwalnym francuskim akcentem,
- A gdzie jest port?
- Dover i płynie do Calais albo Dunkerque.
- Merci beaucoup. - uniosłam kąciki ust wdzięczna, na co odwzajemniła gest zaskoczona moją dykcją i odeszła do męża.

Oparłam się wygodniej i rozmyślałam o przyszłości. Co będzie, jak mi się uda? Gdzie jechać? Europa, Ameryka, a może Azja? Byle jak najdalej od tego wszystkiego tutaj.

Nagle nasilający się ból w moim przedramieniu spowodował, że skuliłam się jęcząc pod nosem. Był bardzo niekomfortowy. Parę osób spojrzało na mnie kątem oka a niektórzy zaczęli coś szeptać. Odchyliłam głowę a kaptur spadł mi z twarzy. Oddychałam przez usta i czułam, jak pot wyszedł mi na czole.

Ocknęłam się, gdy metro dojeżdżało do końcowej stacji, więc szybko wstałam i wysiadłam. Wychodząc na powietrze okazało się, że byłam w West Croydon a niedaleko była stacja kolejowa.

Zapadł już zmierzch, gdy szybkim krokiem kierowałam się do budynku przede mną. Nie zwracając na nikogo uwagi wskoczyłam do niego i pędem udałam się do kas.

- Dzień dobry. Bilet do Dover poproszę. - zdyszana oparłam się łokciami o murek,
- Najbliższy dopiero o czwartej rano. - odparła niewzruszona kobieta za ladą,
- A coś innego? Na pewno jest coś do Dover albo okolicy. - mówiłam coraz bardziej zdenerwowana,
- Owszem są. Ale dopiero jutro rano. Ostatni autobus odjechał pół godziny temu a pociąg dwie godziny temu. - oznajmiła, na co westchnęłam a kolejna fala bólu nadeszła,
- Dobrze, niech będzie ten jutrzejszy pociąg o czwartej. - odparłam, na co zaczęła klikać w komputerze a ja opuściłam głowę tracąc na chwilę równowagę,
- To będzie dwadzieścia pięć funtów, słonko. - wytrzeszczyłam oczy,
- Jestem uczennicą.
- A legitymacja jest?
- Nie ma.
- No właśnie. Dwadzieścia pięć funtów. - westchnęłam wyciągając z portfela równą sumę. Musiałam oszczędzać każdy grosz, jak tylko mogłam.
- Proszę. - podała mi bilet,
- Dziękuję. Miłego wieczoru. - skinęłam głową i odeszłam w stronę krzeseł,

Następne godziny spędziłam w poczekalni a czas wlókł się niemiłosiernie. Siedziałam skulona z nogami na krześle trzęsąc się co chwilę. Oprócz srogiej zimy przedramię zaczęło żarzyć się żywym ogniem.

Czułam jak wstępowała we mnie gorączka. Kręciło mi się w głowie, z której starałam się odpychać przylatujące myśli Lestrange. Chciała mnie znaleźć, dlatego siedziałam z zamkniętymi oczami starając się nie myśleć o tym co się teraz działo. Zamiast tego starałam się zagubić w świecie wspomnień. Uśmiechałam się pod nosem na różne sytuacje, powiedzenia i dobrą atmosferę, która w nich była.

Było już po północy, ponieważ chwilę wcześniej słyszałam tę informację z radia u kasjerek. Nagle usłyszałam dzwonek nad głównymi drzwiami. Uniosłam zmęczone i oszołomione od udręki oczy. Przy ladzie stały dwie elegancko ubrane postacie.

- Szukamy naszej podopiecznej. Uciekła z naszego zakładu poprawczego dwa dni temu. Krótkie blond włosy, blada skóra, zielone oczy? - męski głos brzmiał w hallu,
- Tam jest podobna. - stwierdziła kobieta, która sprzedawała mi bilet wskazując w moją stronę ręką,

Mój widok był zupełnie rozmazany. Dwie plamy zbliżały się do mnie a ja nie umiałam się ruszyć. Jedna z nich przybliżyła się do mojej twarzy, i teraz dopiero zobaczyłam twarz kobiety.

- Myślałaś, że nam uciekniesz? - zapytała, na co rozszerzyłam oczy z przerażeniem,

Nie zdążyłam się ruszyć, gdy podniósłszy dłoń dmuchnęła w moją stronę proszkiem. Od razu straciłam przytomność.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz