3.23

65 7 0
                                    









NASTĘPNEGO DNIA, przy śniadaniu, jesteśmy zestresowani przedstawieniem. Nie odzywam się do Sibuny. Nie jestem na siłach, aby cokolwiek powiedzieć. Na szczęście oni mogą zacząć tamtego tematu, ponieważ przy stole są również Joy i Mara. Alfie wydaje się nic nie rozumieć, wczoraj go tam nie było.

— Trudy, ale masz dzisiaj dobry nastrój — spostrzega Fabian.

— Czuję się cudownie, ma to związek z przystojniakiem z którym się wczoraj wieczorem spotkałam — oznajmia Trudy.

Patrzę na nią z podejrzliwością. To uczucie, które wczoraj czułam, czyżby dotyczyło osoby o której mówi Trudy?

— Jakim przystojniakiem? — pyta z zaciekawieniem Joy.

— Kiedyś się tu uczył. Przybył tutaj bo chciał się trochę rozejrzeć po domu. Taka podróż sentymentalna — opowiada zafascynowana Trudy. — Ale wiecie, skądś go kojarzę. Twarz taka jakby znajoma, ale nie mogę sobie przypomnieć... Próbuje, probuje i nic.

Zerkam na obraz Frobishera. Gdyby tylko Trudy się mu przyjrzała...

— A podał ci jakieś nazwisko? — pyta Eddie.

— Smith. Robert Smith.

To musiał być Frobisher!

Jestem pewna, że oni również skojarzyli sprawę, ale się nie odzywam ani słowem.

Joy przypomina o punktualności.

W szkole trwają przygotowania, które razem z Jerome'm próbujemy nadzorować.

To czasem utrudnione zadanie. Sama wykluczyłam się z Sibuny, ale to nie znaczy, że naprawdę nie chce działać razem.

Jednak mam szansę trochę odetchnąć i pomyśleć nad tym, kto jest prawdziwym zdrajcą, a potem pomówię z KT.

Biorę głęboki wdech, ukrywając się za sceną w garderobie. Od samego rana zjada mnie stres. Po drugie, martwię się dostawami Sibuny, bo trochę pogubiłam temat przez ostatni zgrzyt między mną, a innymi członkami klubu rozwiązywania starożytnych zagadek.

Z jakiegoś powodu od razu czuję się lepiej, odkąd Jerome do mnie dołącza. Chłopak rzuca kilka swoich żarcików i jakoś rozluźnia atmosferę. Nie wypytuje mnie, o co wczoraj chodziło i jestem za to wdzięczna, bo nie dałabym rady nic wyjaśnić. Zresztą, co mogłabym niby powiedzieć? Szczegółów mu przecież nie zdradzę. To zbyt niebezpieczne.

— April Reed, kawa dla ciebie — zagaduje Jerome, wracając do mnie z dwoma kubkami po tym, jak wyszedł na moment.

— Oh, dzięki wielkie, Clarke — uśmiecham się i upijam trochę napoju. Przypomina mi to dawne dobre czasy, kiedy jedyną niewygodną sprawą między nami była Sibuna.

— Może nie będzie z tego wielkiej klapy — spostrzega Jerome.

— Mam nadzieję — przyznaję. — Liczę na jakąś dobrą ocenę.

— Wiesz, początkowo byłem wściekły, ze to przedstawienie to moja historia... — wyznaje Jerome — w sumie to tak, jakby nasza historia, ale z dość tragicznie smutnym zakończeniem. W końcu Abigail zostawia Joshua. My chyba tak nie skończymy, co?

ETERNITY || house of anubisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz