3.10

120 14 0
                                    

Ktoś kiedyś powiedział, że niektórzy po prostu mają pecha

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.






Ktoś kiedyś powiedział, że niektórzy po prostu mają pecha. Ja i Eddie stoimy tak na granicy ludzi którym ptaki robią to i owo na łeb, a kot przebiega przez ulicę. Jednakże potrafimy też w bardzo zgrabny bądź nie ukryć się przed potencjalnym niebezpieczeństwem.

Caroline stara się znaleźć intruza. Harriet przegania ją krzykiem jakby z koszmaru. Znaczy tamten doktorek stwierdza że lepiej zostawić Harriet samą.

Eddie próbuje wyjść z naszej kryjówki, a ja krzywię się nieznacznie.

— Eddie zaczekaj chwileczkę, włosy mi się zaczepiły o zamek z twojej kurtki — szepczę spanikowana, starając się uwolnić.

— Jeny, April, żartujesz chyba — mówi ściszonym głosem.

— Huh? Chciałabym, ale nie — burczę zrezygnowana. — To ja tu jestem na granicy śmierci Edison, mam nadzieje że Trixie się nie dowie, a ty nie piśniesz słówka...

— Czemu?

Spoglądam na niego, jak na idiotę.

— Weź się w garść facet — wzdycham i odczepiam niesforny kosmyk włosów. Trochę musiałam ich wyrwać, ale trudno. W końcu możemy wydostać się z kryjówki.

— To było bardzo niezręczne — stwierdza Eddie.

— No co ty nie powiesz — sarkam.

Eddie stara się przekonać Harriet do ucieczki, ale kobieta nadal nie wyraża do tego chęci.
Uważa że nie jesteśmy w stanie jej ochronić i w sumie muszę się z nią zgodzić. Jakby nie patrzeć jaką władze ma grupka nastolatków?

— Eddie poważnie odpuśćmy, zresztą gdzie ty chcesz umieścić tę kobietę? — pytam.

— No, coś by się wymyśliło — stwierdza.

— To nie jest jakaś lalka do zabawy, ani starożytny artefakt  — przypominam — a dorosłej osoby nie schowasz w szafce, albo pod łóżkiem.

— Przecież wiem — rzuca Eddie.

Wracamy do domu Anubisa. Jest już trochę ciemno, a my staramy się zrobić to po cichu.
Znaczy bez przesady jeszcze trochę zostało do ciszy nocnej, no ale po co budzić zło.

Z tym że zamierzam iść do kuchni wszamać coś niecoś.

— Idę coś zjeść, normalnie taki stres mnie złapał, że nie wyżyje bez czegoś słodkiego, poważnie, Sweetie — informuję, a Eddie postanawia mi w tym towarzyszyć. Ignoruje nadany przeze mnie pseudonim.

— Czekaj April — szepcze Eddie, gdy wchodzimy do kuchni. — Masz splątane włosy.

— Ah, to pewnie przez ten twój cholerny zamek... — wzdycham zirytowana.

ETERNITY || house of anubisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz