18.

176 17 1
                                    

RANKIEM MARTWIĘ się stanem Alfiego

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.










RANKIEM MARTWIĘ się stanem Alfiego. Wczoraj wydawał się okropnie przerażony, tym co ujrzał w piwnicy. Szczerze zastanawia mnie, co takiego się tam zadziało. Domyślam się, że w tym wszystkim stał Victor.

Moje włosy to jedna wielka plątanina i ledwo udaje mi się je rozczesać. Już nie mówiąc, o cieniach pod moimi oczami. Ledwo dałam radę się chociaż trochę przespać. Przez cały czas myślę o tym, jak czuje się teraz Alfie. Czy już wstał? Czy wszystko z nim w porządku? Martwię się mocno. Naprawdę się martwię, zwłaszcza że wiem o sekretach domu Anubisa i niecnych planach Victora. Nie wszystko, rzecz jasna, ale coś tam wiem.

— Maro? Kolejny dzień? — pytam nieco zaniepokojona.

Mara wzrusza ramionami i z uniesioną głową uśmiecha się do swojego odbicia w lustrze. Wzdycham, krzyżuje spojrzenie z Patricią.

Schodzę na śniadanie. Zauważam, że Alfiego, ani Jerome'a nie ma jeszcze w jadalni. Więc postanawiam sprawdzić stan tego pierwszego.

Pukam do ich pokoju.

— Jak Alfie?

Jerome bez słowa wpuszcza mnie do środka. Nie odpowiada chamstwem, żadnym tekstem w jego stylu. Czyli nie jest dobrze.

— Alfie? Wszystko w porządku?

Alfie, jest cały spocony i wystraszony. Przykładam dłoń do jego czoła. Gorące.

— Trzeba mu zbić gorączkę — powiadamiam Jerome'a. — Zamocz kawałek materiału w zimnej wodzie.

— To pomoże?

— To mu ulży, ale jeśli będzie gorzej trzeba powiedzieć Trudy — stwierdzam.

Jerome jest zaniepokojony, wręcz spanikowany. Naprawdę się martwi. Po chwili chłopak wraca z kawałkiem szmatki, którą przykładam do czoła Alfiego.

— Zawołaj resztę — nakazuję. — Pewnie też się martwią. Może wpadną na lepszy pomysł — odwracam się, łapię go za rękę i zatrzymuje jeszcze na chwile. Szybko puszczam, bo czuje się niezręcznie. Jego wzrok jest dziwny, zamroczony i niepewny.

— Nie martw się, wszystko będzie w porządku. Alfie, da sobie radę — próbuje pocieszyć, chcę go jakoś wesprzeć.

Chcę go przytulić, ale nie mogę. Szybko wyrzucam ten pomysł z głowy. Przypominam sobie, że to Jerome Clarke, a ja jestem April Meadow Reed, jesteśmy wrogami i nigdy nie będziemy mogli być kimś więcej. Nie, żebym tego chciała.

Jerome kiwa tylko głową i wychodzi. Trochę pożałowałam swoich słów, gdy przychodzi reszta. Nastaje wtedy okropny chaos i nie wiem już co robić.

— Dobra, zamknąć się! — nawołuję. — Kazałabym wypierdalać, ale nie jestem wredna. Ogarnijcie się, bo tylko stresuje chłopaka. Jest w szoku.

ETERNITY || house of anubisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz