2.25

186 15 1
                                    

DOCIERAM POD SALĘ w której mamy mieć zajęcia

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.




DOCIERAM POD SALĘ w której mamy mieć zajęcia. Choć wątpię, że takowe się odbędą, gdyż to francuski. Pani Andrews poszła prosto do Sweeta, więc uczniowie są sami.

— Nikomu się nie podlizuję — słyszę głos Eddiego. Przystaję. — Poza tym, jestem już historią. Tak samo, jak Mara.

Przyciskam się do ściany w ukryciu.

— Oby Sweet wyrównał rachunki — odpowiada mu Patricia. — I ciebie wywalił!

Jest wzburzona. Wcale tak nie uważa, jestem przekonana, że niedługo będzie żałowała.

Mijam się z panią Andrews, ale kobieta nie zwraca na mnie większej uwagi. Nic dziwnego.

Wymykam się, wchodzę do gabinetu pana Sweeta bez pytania o zgodę. Nie jest to zbytnio kulturalne z mojej strony. Trudno. Zamykam drzwi od środka, żeby nikt mi nie przeszkodził, kiedy będę mamić i przekonywać Sweeta do zmiany decyzji. Bezsprzecznie pakuje się w poważne kłopoty, cóż trudno.

— Panno Reed cokolwiek zamierza pani zrobić proszę z tego zrezygnować i wrócić do swojej klasy — nakazuje surowo Sweet, siedzący za biurkiem.

Nie zamierzam się tak łatwo poddawać, skoro już tutaj weszłam, to nie wyjdę tak łatwo.

— Mara...

— Wezwałem tutaj Pannę Jaffray i to z nią omówię jej sprawę  — przerywa mi mężczyzna. Przygląda się mojej twarzy, po chwili wzdycha, a jego wzrok robi się łagodniejszy. — Uspokoję cię, jeszcze nie podjąłem ostatecznej decyzji. Muszę jednak najpierw porozmawiać z Marą.

Oddycham z ulgą, uspokaja mnie to, choć podejrzewam, że jest jakiś haczyk. Jednak wiem, że skoro dyrektor się waha, jest ogromna szansa, aby Mara została. Mam dobre przeczucia. Mogę go jedynie zdenerwować ciągnąć ten temat.

Zawsze chce pomóc innym, a może powinnam odpuścić. Nic nie poradzę. Po prostu instynkt karze mi działać. Choć tym razem obyło się bez mamienia i przekonywania.

Jednak została jeszcze jedna kwestia.

— Dziękuję — mówię. — Za to, że nie skreślił pan jeszcze Mary.

— Dobra z ciebie osoba, April, ale podziękowania bardziej należą się Pani Andrews — oznajmia Dyrektor i mamrocze coś po łacinie. Jak zwykle. Unosi na mnie wzrok. — Chodzi o coś jeszcze, prawda?

— A tak... — zaczynam — Chodzi o to... Co będzie z Eddiem?

— Oczywiście, wyciągnę konsekwencje, ale nie sadzę, aby to była pani sprawa, Panno Reed — odpowiada surowym tonem.

Zagryzam nerwowo wargę.

— Wiem, że Eddie jest pana synem — przyznaję bez ogródek.

— April...

ETERNITY || house of anubisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz