3.13

120 10 1
                                    








Budzę się w otoczeniu przyjaciół z Sibuny. Na swoim własnym wygodnym łóżku.

— Co się stało? — pytam, podnosząc się do siadu. — Co z Frobciem? Ktoś mi streści...?

— Zemdlałaś. Jerome i Alfie cię złapali, trzymałaś ich za ręce, więc poczuli, że coś jest nie tak. Nauczyciele posadzili cię na fotel i kontynuowali ceremonię, powiedzieli, że nic ci nie będzie i zakazali nam ściągać opaski — oznajmia Patricia. Krzywię się, co za troskliwi nauczyciele z tych ludzi. — Eddie i reszta przyszli na czas. Przeszkodzili ceremonii. I chyba nam się udało zapobiec złu.

— Dobrze się czujesz April? — pyta Fabian.

— Nie wiem, jestem zdezorientowana — przyznaję szczerze zagubiona.

KT wychodzi. Jest przygnębiona. Pewnie przez sprawę z pradziadkiem.

Eddie wychodzi za nią.

Czy to, co widziałam, było wspomnieniem? Należało do Emmy? Być może.

Spoglądam na dłoń. Zaschnięte skaleczenie. Składaniem w ceremonii musiała być moja krew. Dlatego Denby mnie zraniła.

Jeśli nam się udało, to dlaczego czuję taki niepokój? Czyli to naprawdę koniec? Mogę wrócić do normalności i nie martwić się o swoje życie ani dobro tego świata?

Śpię przez resztę dnia. Budzę się tylko w nocy, aby pójść, się umyć. Okazuje się, że ani Mara, ani Willow nie widziały maila. Być może Jerome zdołał się go pozbyć. Frustruje mnie to, nawet nie jestem w stanie określić skali.

Rano Eddie obwieszcza, że jest świecie przekonany o przebudzeniu Frobishera.

Nie jestem pewna, co o tym myśleć, ale w aktualnym momencie wolę trochę spokoju. Inaczej mogłabym spanikować, a tego nie chcę i wolałabym tego uniknąć.

Zresztą to samo tyczy się zła.

— Wiecie, co ja chcę przerwy — mówię, ale się poprawiam. — To znaczy... Obserwujmy sytuację, nie panikujmy zanadto. Zauważymy, to jeśli on naprawdę wrócił, okej? Eddie?

— No, jak chcesz... — wzrusza ramionami.

— Na razie skupmy się na zwykłych codziennych sprawach, jak kartkówki, sprawdziany... — wymieniam, po czym wracam do szamania swoich tostów.

— April nie wierzę, że ty to mówisz, brzmisz trochę, jak Mara — stwierdza Alfie, rzucam w niego kawałkiem chleba.

Wiem, nie powinnam marnować jedzenia. Nie marnuje, Alfie szamie ten kawałek i uśmiecha się do mnie, a ja tylko kręcę głową.

— Poważnie — mówię — wiecznie rozmyślanie nad snami nic nam nie pomoże.

— April, nie powinniśmy bagatelizować takich rzeczy, nie my — zauważa Eddie. Może i ma słuszność, ale czuję się taka wypruta z energii.

— Ja chciałabym trochę odpoczynku, dobra? Czuję jakąś dziwną pustkę w środku... Sama nie wiem... — wzdycham. Wstaję od stołu, biorę torbę. — Sprawdzimy to, dobra? Pójdziemy i sprawdzimy co się tam dzieje.

ETERNITY || house of anubisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz