1.

567 30 9
                                    

               VICTOR RODENMAAR DARZY MNIE SZCZEGÓLNĄ NIECHĘCIĄ

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.










               VICTOR RODENMAAR DARZY MNIE SZCZEGÓLNĄ NIECHĘCIĄ. Zwłaszcza kiedy jest zmuszony oglądać moją twarz. Nie do końca wiem skąd u niego tak ogromna niechęć, ale w sumie trudno byłoby znaleźć osobę, którą mógłby polubić. Prawdą jest, że bywam nieznośna i rzadko kiedy nie wpadam w tarapaty. Dostawałam szlaban za szlabanem, za ucieczki czy chodzenie podczas ciszy nocnej do kuchni. Tyle razy czyściłam toalety czy nawet te drewniane schody, że zapamiętałam niemalże każdy ich cal. Najdrobniejszy szczegół wyrył mi się w pamięci jak blizna, którą mam na karku.

Nie moja wina, że niezła ze mnie głodomorka.

Często potrzebuję większej dawki jedzenia, niż zwykli uczniowie. Chociaż nie prześcignęłam jeszcze Alfiego Lewisa, który w kwestii pożerania ogromnych zawartości lodówki, nie miał sobie równych. Jednakże jego jedzeniowe twory nie przypasowują się w moje kulinarne gusta. Nawymyślane są, ot, co.

— April Reed co ty tutaj robisz o tej porze? — grzmi wściekle, gdy tylko widzi mnie na schodach przez okno swojego gabinetu. Zatrzymuję się mając stopy na dwóch różnych schodkach.

— Okropnie się czuję — mówię głośno. — Trudy pozwoliła mi zostać, ale chciałam sobie zrobić ciepłej herbatki.

I wszamać jakieś ciasteczko.

Pewnie wyglądam przekomicznie w różowej piżamce w czerwone serduszka i splątanymi w kok na czubku głowy włosami. Pewnie ktoś mógłby mnie wyśmiać, ale jestem przekonana, że nie ten gburowaty woźny. Nigdy nie widziałam, by Victor się śmiał, lub chociażby uśmiechnął. Czy to dobrze, czy źle? Sami oceńcie.

— Tylko nie pałętaj mi się przed oczami — warczy. — Nie wyłaź potem z pokoju.

Mówiłam; nie znosi mnie. Wręcz nienawidzi.

— Jasne, zacznę lewitować i przechodzić przez ściany, żebyś tylko mnie nie widział — burczę cicho, wywracając oczami. Nie słyszy mnie, więc uniknęła tsunami jego wściekłości.

Dom Anubisa stał się moim domem, kiedy jeszcze byłam małą dziewczynką. Miałam jeszcze dziesięć lat, moja mama odeszła, a ojciec nie chciał mieć nic wspólnego z córką z pierwszego małżeństwa, które okazało się pomyłką. Założył nową, idealną rodzinę, a mnie wysłał do szkoły z internatem. Jak najdalej od siebie. Opłacał i robił wszystko, abym stąd nie wyleciała. Wysyłał mi nawet całkiem spore kieszonkowe. Żeby tylko nie musieć zbytnio przejmować się moją osobą. To, że dobrze zarabiał, ułatwiało sprawę z pozbyciem się niechcianego balastu. Jednakże, co nadal pozostawało dla mnie zagadką, dzwonił w moje urodziny i składał mi życzenia, jakby naprawdę wywiązywał się ze wszystkich ojcowskich obowiązków.

Dyrektor Sweet zawsze powtarza: ciesz się, że pochodzisz z takiej rodziny, tylko dlatego jeszcze nie wyleciałaś. Nie jest to zbyt budujące, ale z ogółu, Sweet nie odnosi się do mnie w tak nieprzyjemny sposób. W końcu mimo wszystko zawsze uczyłam się całkiem nieźle. Nawet jeśli chodziło o jego przedmiot.

ETERNITY || house of anubisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz