2.44

133 10 0
                                    

To jest naprawdę pomysł do kitu, żeby nie powiedzieć ładniej

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.



To jest naprawdę pomysł do kitu, żeby nie powiedzieć ładniej. Najgorszy plan, na jaki Fabian Rutter mógłby kiedykolwiek wpaść.

— Nie wierzę, że ufacie Victorowi i Verze bardziej, niż mi — burczy Joy.

— Joy...

— Oprócz ciebie — poprawia, przepraszającym tonem.

— Nie o to mi chodziło, ale tak — wzdycham.

Chowamy się za winklem. Victor siedzi na tamtym tronie, a Vera stoi obok niego. MAM OCHOTĘ WYJŚĆ Z KRYJÓWKI i odwieść tych pacanów od beznadziejnego pomysłu. Mimo to z tylu głowy zastanawiam się, czy nie mają trochę racji. Może to naprawdę przybliży nas do odzyskania Niny i zdobycia maski. Chyba że Victor nam ją zabierze, gdy tylko przejdzie grę. Ryzyko zawsze jest.

Może wtedy będzie wojować o nią ze zjawą, a ja w tym czasie czmychnę z maską. Znaczy, może, gdy dotknie mych dłoni, ujrzę, o co to całe zamieszanie. Tak sobie myślę.

— April, już zaczęli — szepcze Joy, szturchając mnie łokciem. Sama nagrywa to, co się dzieje naprzeciwko, żeby mieć czym się w razie czego wspomagać.

Czuję, jak telefon wibruje w mojej kieszeni. Joy spogląda na mnie spanikowana.

Dobrze, że przynajmniej wyciszyłam dźwięk. Na całe szczęście nic nie zwróciło uwagi Victora i Very, zajętych grą. Korzystam z okazji i wyciągam komórkę, odczytując wiadomości.

Jerome: Co powiesz na wymknięcie się dzisiaj lub jutro wieczorem?

Jerome: Argument za dzisiaj, Victora i Verę gdzieś wywiało.

Uśmiecham się do siebie. Joy unosi brew, po czym odwraca wzrok w stronę planszy.

Ja: Jasne, możemy iść. Gdziekolwiek zechcesz, ale niestety bardziej pasuje mi jutro. Dzisiaj już się nie wyrwę.

— Co? Jerome? — pyta Joy. — Wiesz, rozumiem miłostki, ale może...

— Joy z łaski swojej, zajmij się obserwowaniem — ucinam. Niech potraktuje to jako sprawdzian przed włączeniem ją do Sibuny. Nie, żebym cokolwiek jej obiecała.

Po kilku minutach oczekiwania na odpowiedź, która nie nadchodzi, chowam telefon z powrotem. Znów skupiam się na tym, co się wokół dzieje, czyli senecie.

— Alfie Lewis, Alfie Lewis... — powtarza przez chwilę Victor. — Bardzo sprytnie Robercie w takim rozkładzie dużo trudniej pokonać wroga.

— Tak, jak w wersji planszowej, jeśli staniesz na szakalu, giniesz — stwierdza Vera.

— Wszystkie odwracają się względem ustalonego wzoru — mówi Victor. — Ten tutaj odwraca się o dwa pola zgodnie z ruchem wskazówek, ale potrzebuje czasu, aby przewidzieć pozostałych.

ETERNITY || house of anubisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz