2.02

221 22 5
                                    

— PRZYNIOSŁAM SZAMPANA MUSUJĄCEGO — oznajmiam otwierając butelkę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.








— PRZYNIOSŁAM SZAMPANA MUSUJĄCEGO — oznajmiam otwierając butelkę. Bezalkoholowy oczywiście. Chociaż nie powiem, że nie jestem z tego powodu trochę zawiedziona. Oczywiście odradzam picie w takim wieku, ale lampka wina dla przyjemności to żaden wstyd.

— Cudownie, więc Sibuna znowu razem i teraz także ze szampanem musującym — oznajmia Amber. Wszyscy robimy nasz tradycyjny gest dłonią zakrywając połowę twarzy, znaczy oko. No wiecie.

— Sibuna.

— Udało wam się przejść obok Victora? — Nina spogląda na Fabiana z zaciekawieniem.

— Spoko, gabinet był pusty — odpowiada Fabian. — Może wreszcie postanowił kłaść się do łóżka.

Śmiejemy się wszyscy razem.

— Powinien się wysypiać — stwierdza Amber. — W końcu ma sto jeden lat.

Ponownie odpowiadamy jej śmiechem. Dziewięćdziesiąt sześć, ale niech będzie.

— A jeśli już mówimy o świrze na punkcie wiecznego życia... — Patricia szuka czegoś w kieszeni. W końcu wyjmuje wycinek gazety.

— Co to? — pytam.

Nina zabiera wycinek od Patricii i przygląda się mu z zainteresowaniem.

— Nekrolog Rene Zeldmana — czyta.

— Rufusa — mówi Alfie.

Robię wielkie oczy.

— Oho, czyli mamy go z głowy — mówię ponuro. Na same wspomnienie tego faceta, mam ciarki. Niech wszystko co łączyło jego i moją matkę odejdzie w dal. Nawet nie chce o tym myśleć. Poważnie.

Upijam łyk swojego szampana i podaję go Fabianowi, siedzącego po mojej prawicy.

— Więc wiemy, że serio nie był nieśmiertelny — zauważa Fabian.

— Wiedzieliśmy to już wcześniej — mruczę. Przecież Fabian dał mu fałszywy eliksir.

Alfie otwiera puszkę oranżady i przypadkiem oblewa tym napojem Amber. Amber zaczyna opierdzielać Alfie'ego..

— Amber, nie krzycz tak — uciszam ją.

Słyszymy jakieś dźwięki dobiegające z dołu. Jeśli to Victor to w pierwszy dzień zaliczymy srogi szlaban. Spoglądamy na siebie przerażeni, ale okazuję się, że to ktoś zupełnie inny postanowił do nas dołączyć.

— Joy? — Patricia oddycha z ulgą, gdy to nie Victor wystawia głowę przez wcześniej uchylone drzwi. — Przestraszyłaś nas, dziewczyno.

— Chodźcie! Tutaj są — woła Joy.

Tak też cała ferajna domu Anubisa wchodzi na strych, łącznie z Marą i Mickiem. Jerome żartobliwie mierzwi mi włosy, robiąc z nich szopę. Aha, wielkie dzięki.

ETERNITY || house of anubisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz