115.

33 2 1
                                    

Martin musiał wreszcie zająć się sprawami korony, to też kisił się w swoim gabinecie.

Charlie, która nadal nie urodziła a której termin mijał jutro i już była umówiona z Osbourne na wywołanie porodu na za dwa dni, miała lepszy dzień i postanowiła go wykorzystać. Jej mąż wziął ze sobą małą Joy, która to grzecznie spała w swoim koszyku a Charlie postanowiła się skupić na swojej małej zazdrośnicy. Sądziła, że jak pojawią się trojaczki to urządzi im scenę zazdrości. Nie winili jej jednak za to. Była malutkim dzieckiem, które raptownie musiało dzielić się rodzicami.
Teraz już skończyła dwa latka i coraz więcej mówiła tak, że mogli ją zrozumieć.

- Kochanie, załóż buty. - powiedziała Charlie, patrząc na swoją córkę.

- Po co?

- Bo nie wyjdziemy z domu bez nich. No już.

- Oj mama!- stęknęła i zaraz zapiszczała gdy Charlie ją połaskotała.

- Ubieraj się albo zostajemy. Twój wybór. - postawiła jej warunek. Alex niechętnie wcisnęła nieco niezdarnie, buty na nóżki, które to podała mamie. Tego nie umiała jeszcze, chociaż się starała. Te przeklęte rzepy kleiły się do wszystkiego, tylko nie do siebie.

Charlie z trudem się nieco nachyliła, zapięła jej buty i ruszyły przed siebie.

- Co będziemy robić?- spytała mała, gdy dreptała przy mamie.

- Zobaczymy na co będziemy miały ochotę. - odparła a Alex zgodziła się na to. Dzisiaj biegała w krótkich ogrodniczkach z dużymi kieszeniami, aby mogła wkładać do nich swoje skarby. Martin nie do końca chciał aby jego córka znosiła to wszystko do domu lecz Charlie się uparła. To też Alex w swoim pokoju miała wystawę zasuszonych kwiatów, kamieni jak i skorupki po ślimakach.

Ustały przy schodach a Charlie zauważyła problem.

- Mama?- odezwała się Alex widząc, że te zatrzymały się.

- Nie przemyślałam tego. Same nie zejdziemy.

- Ja zejdę!- zapiszczała ale Charlie chwyciła ją mocno za ramię.

- Nie. Nie dam rady cię złapać w razie co. Pójdziemy może po tatę.. - zaczęła ale zauważyła inną ofiarę, idącą na dole.

- Chris!

Mężczyzna, który właśnie szedł poobijać się w salonie z ciastkami pod pachą, spojrzał na nią.

- Tak? Coś się stało?

- Wieloryb nie przemyślał zejścia po schodach. Pomożesz nam?- wyjaśniła. Ten uśmiechnął się, odłożył ciastka i poszedł do nich. Na sam początek wziął Alex, która korzystając z faktu, że to był wujek Chris, pokonała schody pod pachą. Śmiała się gdy ten udawał samolot i zestawił ją na ziemię.

- Jak się czujesz?-  spytał, gdy chwycił mocno królową i szedł z nią wyjątkowo powoli na dół.

- Tak jak wyglądam. Zacierasz pewnie ręce, co?- odparła a ten zrobił zdziwioną minę.

- Nie wiem o czym mówisz.

- Proszę cię. Wiem, że w zakładzie który zrobiliście, zostałeś tylko ty i Edith. Ty postawiłeś, że urodzę dokładnie w terminie. - Wyjaśniła. Ten się nieco zmieszał i skinął głową.

- Cóż, zgarnąłbym wtedy trochę. - odparł zgodnie z prawdą i wreszcie sprowadził kobietę na dół i do zniecierpliwionej córki, która to znalazła sobie ofiarę w postaci Margo. Ten nie przepadał za tymi małymi potworami ale jego pani krzyczała gdy się wyrywał, to też pozwolił aby go głaskały obślinione palce.

Charlotte IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz