80.

41 2 1
                                    

- Ja nie dam rady. - jęknęła Charlie, która właśnie podniosła się z ziemi i przyjęła szklankę z wodą od męża.

Ten objął ją lekko w pasie, tuż pod brzuchem. Czuł go wyraźnie jednak to nie było ich problemem. Jego czuła się dzisiaj wyjątkowo paskudnie a całe podbrzusze dawało o sobie znać.

- Przyniosę ci leki. Na te kilka godzin wystarczy, później zajmę się tobą. - zaproponował ale ona pokręciła głową i przycisnęła jego dłonie bardziej do siebie. Strasznie ją kłuło i już nie wiedziała czy wymiotowała przez ciążę, przez to, czy może przez obydwie rzeczy. Martin nie chciał aż tak mocno na nią naciskać, żeby nie zrobić nic dzieciom.

- Proszę cię, uciskaj to najmocniej jak możesz. - poprosiła cicho. Niepewnie spełnił jej prośbę. Jęknęła cicho i zobaczył jak zgięła się do umywalki. Chociaż na moment ból nieco zelżał.

- Poproszę Osbourne aby zajrzała do ciebie później. - zadecydował a tej już było wszystko jedno. Zgodziłaby się chyba na wszystko w tym momencie.

- Boję się, że nie wytrzymam i znowu zemdleję, albo i zwymiotuje. - wymamrotała i zerknęła na niego w lustrze. Normalnie zaśmiałaby się widząc w jakiej pozycji stali ale teraz było jej to bez różnicy. Liczyło się tylko to, że tak czuła się nieznacznie lepiej.

- Będzie chłodno, nie aż tak tłoczno. Jak będziesz czuła się gorzej, to wyjdziemy na zewnątrz żebyś zaczerpnęła powietrza. To nie będzie długo trwało. - zapewnił ją a ta mruknęła pod nosem.

- Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze?- spytała ale on pokręcił głową.

- Że przez tą cholerną ciążę, nawet w takim momencie mam ochotę żebyś mnie po prostu zerżnął. - jęknęła żałośnie. Nienawidziła siebie w tym momencie i wiedziała, że będzie musiała użyć wkładki i to nie po to aby zapobiec małej wpadce ale aby nie zamoczyła bielizny z innego powodu.

- Nie poradzisz nic na hormony. One lubią wybierać sobie beznadziejne momenty. Pomóc ci z tym? - zaproponował ale ona pokręciła głową

- Nie. Dam radę. Może mi przejdzie. - Mruknęła i wyprostowała się, po czym skrzywiła się nieco z bólu.

- Idę po leki a ty się jeszcze połóż. - zadecydował, cmoknął ją w czubek głowy i wyszedł. Charlie spojrzała na siebie w lustrze i wymamrotała.

- Obrzydliwa krowa.

.

Charlie zgodnie z groźbą, nie zgodziła się na pogrzeb państwowy. Każde z nich wiedziało, że Lincoln, ani tym bardziej Skye, nie chcieliby tego. To też Cary przegrał i zorganizował wszystko wedle wytycznych Martina, który chyba jako jedyny z całej rodziny, miał do tego głowę. Nie mogli jednak walczyć z prasą i ludźmi przed opactwem. Ogrodzono ich ale nic po za tym.

Królowa spojrzała na męża, który dzisiaj był ubrany w garnitur i strasznie jej się podobał. Rzadko widywała go takiego odkąd się pobrali i powoli za tym tęskniła. A może to były jej hormony? Sama już nie wiedziała.

- Na pewno nie zobaczą brzucha?- spytała po raz setny. Mężczyzna pokręcił głową i zerknął ma żonę, która to poprawiła swoją sukienkę. Edith upewniła się, że wszystko będzie zakryte a królowa wyglądała całkiem znośnie. Miała prostą sukienkę, która to nie podkreślała nic oprócz piersi, które to zaczynały ją irytować bo powoli wypadały jej ze staników. Na to dostała płaszczyk, który dzięki ciepłej pogodzie, mógł być rozpięty przez co maskowała swój brzuch. Również ten wesoły, czarny kolor jej w tym pomagał. Na nogi jednak wcisnęła proste oxfordy bo szpilki ją przerosły. Było jej w nich za ciasno. Nie pomalowała się bo sądziła, że będzie ryczeć jak głupia.

Charlotte IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz