21.

44 4 1
                                    

Charlie leżała na łóżku i nie wiedziała co ze sobą zrobić. Było jej dziwnie i dopiero po chwili dotarło do niej czemu.

Spojrzała w bok i zobaczyła Martina, który chrapał cicho. To jednak nie było problemem. Problemem były jego ręce które miał na jej brzuchu.
Spanikowała i próbowała się od niego odsunąć ale Martin, swoim zwyczajem, wzmocnił uścisk. Charlie chciała już nim szarpnąć ale wiedziała, że ten najpewniej zaraz się zerwie jak oparzony i zleci z łóżka a tego wolała uniknąć. To też resztą trzeźwego umysłu, szturchnęła go. Ten coś wymamrotał pod nosem.

- Martin!- syknęła spanikowana, czując jak ten jeszcze ją pogładził. Przez to oberwał od niej łokciem w żebra. Stęknął i obudził się aby zobaczyć jej mokre oczy. Od razu się rozbudził.

- Charlie? Co się stało?- spytał spanikowany.

- Możesz zabrać ręce?- wydukała cicho. Martin westchnął i zabrał ręce.

- Przepraszam. Wiesz, że tego nie kontroluję. Może naprawdę powinienem spać w innym pokoju. - odezwał się ale ta od razu zmarszczyła nos.

- Nie. Jesteś moim mężem. Twoje miejsce jest przy mnie. - odparła pewnie tylko był jeden problem.

- Kochanie, to już któraś z kolei pobudka bo przez sen miałem ręce na twoim brzuchu. Normalnie bym to znosił ale muszę jeszcze wstawać do małej. - jęknął. Był zmęczony i miał dosyć, że przez coś takiego, Charlie nie była w stanie się opanować i panikowała. Widział, że patrzyła na niego zawstydzona.

- Ja przepraszam.. Nie wiem co mamy zrobić. - wysmarkała. Martin objął ją ramieniem.

- Czemu tak bardzo nie chcesz żebym cię dotknął? Przecież sama musisz widzieć, że nie zmieniłaś się. Jesteś taka sama jak przed porodem.

- Jestem rozciągnięta. Mam masę rozstępów. - Mruknęła i odruchowo zakryła się kołdrą. Martin ziewnął ukradkiem i pokręcił głową.

- Kochanie, ja bez niczego mam je wysoko, na udach. W tobie rosła dwójka małych ludzi. To, że pojawiły ci się drobne rozstępy, to nic złego. - zauważył słusznie ale ona nie była w stanie mu uwierzyć.

- Są okropne. Jakbym była tłustą krową.

- Do cholery jasnej, przestań wreszcie. - syknął na nią zirytowany. Ta spojrzała na niego wielkimi oczami i jakoś tak odsunęła się od niego. Mężczyzna złagodniał.

- Przestań tak o sobie mówić. Gdybym tak uważał, to nie byłoby mnie tu. Matko, nawet w tym domu pracują wariatki które z chęcią poszłyby ze mną do łóżka, co jest naprawdę dla mnie niezrozumiałe. Gdybym ciebie nie chciał, to dawno bym z tego skorzystał a ciebie olał. Jednak ja chcę tylko ciebie, nadal mi się podobasz i uwierz bądź nie, nawet mocniej niż wcześniej. Nie miałem problemu gdy byłaś w ciąży, moja chewbacco. Skąd ten pomysł, że mam teraz?- wyjaśnił i dostał blady uśmiech gdy tak ją nazwał. Spojrzała jednak na niego smutno.

- Wierzę ci, że nie masz ze mną problemu, naprawdę.

- To w czym problem?

- To ja nienawidzę tego jak wyglądam. - odparła zgodnie z prawdą. Martin z tym już nie potrafił walczyć.

- Może powinnaś porozmawiać o tym z doktorem Collinem? Albo znajdziemy ci innego terapeutę który ci z tym pomoże? - zaproponował ale ta kręciła głową.

- Nie, nie zamierzam rozmawiać o tym z obcym człowiekiem. Nie. Może najwyżej wspomnę u Collina ale nie wiem. - Mruknęła. Martin nie był do końca zadowolony z tego faktu. I to nie dlatego, że oznaczało to brak seksu. To go najmniej interesowało. Przerażała go taka Charlie zwłaszcza, że wiedział jaka była wcześniej. Nie mówił, że chciał wariatkę jaką miał gdy była w ciąży bo wtedy to tempo było dla niego zabójcze, ale cokolwiek gdzie nie odskakiwała od niego. Gdy nie bała się jego dotyku.

Charlotte IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz