97.

37 2 1
                                    

Charlie cudem podniosła się i podeptała do męża.

Udało im się usnąć jednak ten miał koszmary. Znowu przeżywał to, co zrobiła mu Sally. Było to na tyle żywe, że zaczął się rzucać przez sen. Próbowała go obudzić, cudem jej się to udało ale on chyba jej nie rozpoznał. Miał obłęd w oczach. Nie widział jej, tylko tą okropną blondynkę.

W pewnym momencie jednak poczuł jak cały żołądek idzie mu do góry i pognał do łazienki prawie, że zabijając się o koc.

Teraz też, Charlie skrzywiła się gdy oberwała światłem po oczach ale to nie było ważne. Liczył się Martin, który siedział ma ziemi zlany potem i trząsł się przeraźliwie.

- Kochanie?- odezwała się cicho. Martin patrzył na nią a łzy poleciały po jego twarzy.

- Ja.. Ja nie wiem.. Nie wiem co się stało. - wymamrotał. Królowa cudem usiadła na ziemi.

- Mogę wziąć cię za rękę?- zapytała. Król kiwnął głową ale zaraz się rozmyślił i nią pokręcił. Charlie była przerażona tym jak mocno został zniszczony.

- Jak mam sobie z tym poradzić?- spytał słabo. Kobieta nie znała odpowiedzi.

- Nie wiem kochanie. Wiem, że sama sobie nigdy z tym nie poradziłam jednak nauczyłam się z tym żyć. Jesteś ode mnie o wiele silniejszy i to też ci się uda. Ale to nie dzisiaj, ani nie w najbliższym czasie. Teraz będziesz czuł, że wszystko zostało zniszczone i nigdy już nie będzie dobrze. Masz jak największe prawo mnie nawet odpychać. Ja będę przy tobie. Wiesz o tym, prawda?- odpowiedziała, nie spuszczając z niego wzroku. Martin patrzył na nią wielkimi oczami aż wreszcie się wykrzywił i wybuchnął płaczem.

- Oh Martin.

Mężczyzna wyciągnął do niej rękę a ta cudem przesunęła swój wielki tyłek i chwyciła go. Tylko to było mu potrzebne, więcej nie był w stanie zrobić.

Charlie gładziła go a łzy leciały jej po twarzy. Czasami rozumiała czemu Ross tak ją krzywdził. Bywała okropna. Ale Martin? Jego przecież każdy kochał. Nie dało się inaczej. Jak można było mu zrobić coś tak okropnego?

- Charlie? Ej, gdzie was wywiało?  - usłyszeli wyjątkowo cichy głos Axela, który zszedł do nich.

- Ja.. - zaczął cicho Martin ale Charlie szybko mu przerwała.

- Zajmę się tym. Tylko pomóż mi wstać. - powiedziała a Martin podniósł swojego wieloryba, który to wyszedł do piwnicy, krzywiąc się niemiłosiernie na światło. Mdliło ją i zastanawiała się czy zaraz nie puści pawia. Chociaż po głębszym zastanowieniu się, tej piwnicy to by nie zaszkodziło. I tak była obrzydliwa.

Zobaczyła rudego, stojącego pod schodami, z jej torebką pacniętą na fotel.

- A tamtemu co?- spytał z lekkim rozbawieniem. Słyszał jak wył i dla niego to było żałosne.

Charlie przezwyciężyła mdłości i podeszła do niego, po czym zdzieliła go w wielką pierś. Był tym tak zdziwiony, że nawet nie zbeształ jej za to.

- Jeszcze się pytasz? Po tym co Sally mu zrobiła?- prychnęła ale jego spojrzenie wybiło ją z rytmu. Wydawał się być tym szczerze zdziwiony a trzeba było przyznać jedno. Axel nie należał do najmądrzejszych i raczej nie wymyśliłby tak szybko, że ma grać debila.

- O czym ty mówisz? Nie zrobiła nic gorszego ode mnie. - odparł a Charlie musiała się zastanowić czy jej nie podpuszczał.

- Jak to nie zrobiła nic gorszego? Bo z tego co pamiętam, to ty mnie nie zgwałciłeś. - warknęła wściekła a Axel spojrzał w stronę łazienki. Nie widział Martina ale drzwi nadal były uchylone.

Charlotte IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz