Charlie nie była w stanie się uspokoić.
Wyła żałośnie, na ramieniu męża. Czuła jak ją obejmował, coś do niej mówił ale to nie docierało do kobiety. Ona w głowie miała jedno. Jej córeczka tęskniła za nimi.Martinowi też chciało się płakać, wiedząc dobrze, że przekazano im uproszczoną relację. Był świadom, że nie powiedziano im prawdy bo nie chcieli ich martwić. Oni jednak wiedzieli swoje. Alex była świadoma ich nieobecności.
- No i czego ryczysz? Dla dzieciaka nic nie jest. - mruknął Stuart, widząc ją. Nie mogła zrozumieć co ludzie widzieli w tej kobiecie. Ani to ładne, ani mądre. Ot, zwykła ruda idiotka z dobrymi cyckami.
- Zostaw ją. Ona musi się uspokoić. - odezwał się Martin. Okularnik wywrócił oczami.
- Może wrócicie do domu za jakiś czas. Zobaczymy..- powiedział i zostawił ich samych.
Charlie wyła dalej a Martin zaczął się bać, że z tego wszystkiego zacznie rodzić albo i gorzej.
- Kochanie, proszę cię, musisz się uspokoić.
- Nie mogę!- zawyła, czknęła i znowu ryczała.
- Charlie, zrobisz krzywdę nie tyle co dla siebie, ale i dla dzieci. - jęknął żałośnie. Jego żona zamarła i podniosła na niego zapuchniętą twarz od płaczu.
- Ale.. Ale.. Przepraszam. - wysmarkała i momentalnie się uspokoiła. Martin zauważył, że to nie był jednak jej atak tylko wyjątkowo mocna reakcja na to wszystko. Król wytarł jej twarz.
- Nie przepraszaj. Wiesz, że małej nic nie jest, zajęli się nią. - powiedział ale ta pokręciła głową.
- Moja córeczka jest tam sama. Jak ma mnie to nie boleć?
Martin westchnął.
- Nie wiem. Też mnie boli to jak cholera ale co możemy w tym momencie? Mamy o tyle szczęścia, że wiemy, że zadbano o nią, robią wszystko aby mała nie zauważyła naszego braku. - mówił łagodnie, tuląc do siebie żonę. Ta przysunęła się do niego i wręcz wlazła mu na kolan. Odkąd pojawił się Stuart, minęło może z dziesięć minut jednak tak mocno to wszystko zmieniło, że nie wiedzieli co o tym myśleć. Wysunął żądania, rozmawiali ze swoją rodziną.
- Nie chcę się z nią nigdy rozstawać. Dopóki się nie wyprowadzi z domu, będzie ciągle przy nas. - wysmarkała w jego pierś. Martin zaśmiał się ale przytaknął.
- Na to, jak najbardziej mogę się zgodzić. Nie wiem co ona na to ale trudno. Będziemy zawsze obok. - zapewnił ją i cmoknął w czoło.
Charlie leżała na jego piersi, czuła jak gładził ją po brzuchu, który ciągle się ruszał, co przyprawiało ją o mdłości. Miała wrażenie, że po prostu jakiś obcy chce się z niej wydostać.
- Wiesz jak nazwałeś mojego tatę?- odezwała się po dłuższej chwili, gdzie to tylko okazjonalnie już ciągała nosem.
- Którego?- spytał a ta zaśmiała się. To jakoś nie przestawało jej bawić. W końcu tak na dobrą sprawę, była ich tam aż trójka.
- Tatę, tatę.
- Jak go nazwałem?- spytał nieco zaniepokojony. Miał dobrego teścia i jakoś nie chciał go obrazić.
- Nazwałeś go tatą. - odparła i poczuła, że ta ręka która ją gładziła, zatrzymała się. Charlie podniosła na niego wzrok i zobaczyła, że miał czysty szok na twarzy.
- Ale.. Naprawdę?
- Yhym.
- O matko. Nie wiedziałem. - wymamrotał. Charlie przekręciła się do niego i cmoknęła go w policzek, który mu zarósł.
CZYTASZ
Charlotte II
RomanceMartin z Charlie wycierpieli już wiele. Jednak czy to będzie koniec? A może ich świat zawali się na nowo i to tak, że nie będą potrafili się już z tego podnieść? A może to będzie ich koniec? Czy przetrwają wszystko? Czy wyjdą z tego razem, a może...