Wszyscy patrzyli za Martinem, który najzwyczajniej w świecie uciekł od nich.
W salonie zrobiło się cicho i zwrócono wzrok w stronę królowej. Ku ich ogólnemu zaskoczeniu, nie była zdziwiona jego zachowaniem. Wydawała się być smutna a w oczach można było zobaczyć ból.
- Charlie? Co się stało?- spytała Helen, nic nie rozumiejąc.
- Nic. Max, zaprowadzisz mnie na górę?- odparła królowa, ignorując tym samym swoją rodzinę. Oni mogli poczekać. Jej mąż, nie. Również wybrała swojego brata aby pomógł orce wejść na piętro, bo była świadoma, że jak powie, że nie chce o tym rozmawiać, to zostawi temat.
To też po tym jak prawie zleciała ze schodów bo nie zauważyła stopnia a Max musiał zaprzeć się przed tym, aby orka nie spadła, weszła do sypialni.
Jej mąż siedział na łóżku i płakał cicho. Zamarł gdy drzwi się otworzyły ale szybko rozpoznał kroki, to też uspokoił się znacznie. Królowa podeszła do męża i usiadła przy nim.
- Co im powiedziałaś?- wysmarkał cicho.
- Nic. Nie muszą wiedzieć.
- Czemu im nie powiedziałaś?- zapytał, nie rozumiejąc.
- Ty nie powiedziałeś im o Rossie, ja nie powiem o Sally. - odparła zgodnie z prawdą. Martin pociągnął nosem i wyciągnął rękę do zony. Ta chwyciła go. Nie pospieszała go i czekała aż sam się znowu odezwie.
- Jestem żałosny. - mruknął i jęknął gdy ta wsadziła mu palce między żebra i to wyjątkowo boleśnie. Spojrzał na nią i zobaczył, że była wściekła.
- Mów tak dalej a oberwiesz znacznie mocniej. - syknęła i uspokoiła się nieco.
- Przeżyłeś coś okropnego, z czym nie wiesz jak sobie poradzić. Sama nie wiem jak ci pomóc ale rozgryziemy to razem. Jesteśmy małżeństwem i twoje problemy, demony, są też moimi.
Martin patrzył na jej kluskowatą twarz, która zaokrągliła jej się mocno przez ciążę i czuł, że oczy znowu zachodzą mu łzami.
- Płacz jeżeli musisz. Nie przyjdą tu. Zagroziłam, że im nogi powyrywam i powsadzam do dupy. - powiedziała. Martin zaśmiał się i rozpłakał. Nie chciał żeby go tuliła, to też trzymała go mocno za rękę i delikatnie gładziła ją. Serce ją bolało widząc męża w takim stanie ale wiedziała, że musi mu pomóc. Taka była jej rola, to było jej zadanie i nikogo innego. Chyba.
- .. Nie! Alex, nie! Nie wolno!- usłyszeli krzyk Maggie i zaraz jak coś biegło w stronę ich sypialni. Coś małego i piszczącego. Drzwi, których Charlie nie domknęła, otworzyły się i wbiegła do nich Alex.
- Mama! Tata! Gdzie wy?- zapiszczała i wesoło rzuciła im się w ramiona, a w sumie to w nogi ale to nie było ważne. Jej rodzice byli tutaj i była szczęśliwa. Lubiła swoją opiekunkę, te ciocie i wujków a nawet i dziadków ale to nie było to. Chciała rodziców i wreszcie ich miała.
Martin momentalnie się uspokoił a Charlie wybuchnęła płaczem, po czym wciągnęła córkę na kolana. Maggie wycofała się i zamknęła za sobą drzwi.
- Mama, co ty?- spytała Alex, nie rozumiejąc tych łez. Przecież byli już razem. Po co więc płakała? Czasami jej mama była śmieszna i jej nie rozumiała ale i tak ją kochała. Tak samo jak i tatę, na którego to spojrzała.
- Mama jest po prostu szczęśliwa, że cię widzi. Ja tak samo. - odparł i cmoknął córkę w czoło. Ta zwyczajem matki, zzezowała i uśmiechnęła się.
- Ale czemu płaczesz?- spytała nie rozumiejąc tego. Charlie nieco się uspokoiła, chociaż łzy nadal leciały jej po twarzy.
- To ze szczęścia, wiesz? Mama tak ma. - odparła i nie mogła oderwać wzroku od swojej córeczki. Niby minął nie cały miesiąc jednak widziała jak ta się zmieniła. Urosła a włoski zrobiły się dłuższe. Również mówiła coraz więcej i coraz bardziej wyraźnie. Nienawidziła, że to ją omijało ale pocieszała się jednym. To nie było długo.
CZYTASZ
Charlotte II
RomanceMartin z Charlie wycierpieli już wiele. Jednak czy to będzie koniec? A może ich świat zawali się na nowo i to tak, że nie będą potrafili się już z tego podnieść? A może to będzie ich koniec? Czy przetrwają wszystko? Czy wyjdą z tego razem, a może...