85.

46 3 0
                                    

- Jak ja mam go dosyć! - warknęła wściekła Charlie i po wejściu do sypialni tak trzasnęła drzwiami, że Martin aż podskoczył.

Poprawił okulary na nosie i spojrzał na nią. Jego żona była ogromna. Zaczęła właśnie dwudziesty czwarty tydzień i już poddała się z goleniem czegokolwiek. Doszła do wniosku, że jeżeli Martin chce ją gładką, niech sam się z tym bawi. Ona się poddaje.

- Kogo?- zapytał, nie wiedząc na kogo psioczyła. Prychnęła, podeszła do łóżka i usiadła na nie ciężko. Martin od razu zauważył, że spuchły jej nogi i przeniósł się nieco tak, aby chwycić jej baniaki. Ta delikatnie się uśmiechnęła czując jak zaczął ją masować.

- To kto cię znowu denerwuje?- ponowił pytanie widząc, że jego rozłożyła się wygodniej, z poduszką pod plecami.

- Tata.

- Czemu?

- Ten uparty osioł, nie robi nic innego po za siedzeniem w swoim pokoju. Nawet odmówił spaceru ze mną i z dziewczynkami. Ledwo się odzywa. Widziałeś jak on schudł?- wyrzuciła z siebie zirytowana. Rozumiała wszystko. To, że śmierć Lincolna nim wstrząsnęła ale przecież minęło już tyle czasu. Czemu mu się w ogóle nie poprawiało? Martin zostawił jej nogi i przysunął się bliżej niej. Widział, że miała rumieniec na okrągłych policzkach a stanik gdzieś zgubiła. Zbyt mocno ją irytował, zwłaszcza teraz. Zrobiła się zbyt wrażliwa i wolała go nie nosić gdy nie było takiej konieczności.

- Stracił dziecko. Nie możesz oczekiwać, że wróci do normy.

- Ty wróciłeś. - zauważyła. Martin na początku się zirytował ale szybko do niego dotarło, że ta wcale nie powiedziała nic złego.

- Kochanie, ja nigdy nie wróciłem do normy. Zmieniłem się po tym i to mocno. Śmierć Chloe mnie zniszczyła całkowicie. Ty mnie pozbierałaś ale to już nie jest to samo co było przedtem. - powiedział łagodnie a Charlie zrobiła wielkie oczy. Nie miała o tym pojęcia. Dla niej Martin był taki sam, nie widziała różnicy.

- Ale.. Ale bym coś przecież zauważyła.

- Zauważyłaś, jednak brałaś to za oznaki żałoby, później się do tego przyzwyczaiłaś i to tak mocno, że zaczęłaś wierzyć, że to było ze mną od samego początku. Z Timothym sprawa jest też o wiele cięższa.

- Jak to?

- Nie  pozbierał się jeszcze do końca po śmierci Reginy, teraz spadła na niego śmierć Lincolna. Nie potrafił sobie z tym poradzić i nie chce dopuścić do siebie nikogo. - powiedział i zobaczył jak ta zmarkotniała, po czym odruchowo zaczęła gładzić się po brzuchu. Czuła bez przerwy ruchy dzieci a w nocy miała problem aby spać przez fakt, że te pełniły chyba dyżury w denerwowaniu matki.

- Mam go tak zostawić?- spytała cicho. Martin jednak pokręcił głową.

- I tak, i nie. Ty mu nie pomożesz za wiele. Pomimo, że sama straciłaś dziecko, to jest zupełnie co innego. Lincoln był jego synem przez blisko trzydzieści lat. Kochał go nad życie i z tego co pamiętam, był jego ulubieńcem zaraz po tobie. - odparł ale ona nadal marszczyła nos.

- I co teraz?

- Porozmawiam z nim. Nie wiem czy to coś da ale jeżeli mnie nie posłucha, to zostanie nam chyba tylko doktor Collin czy inny czubek. - mruknął i dostał od żony palcami między żebra. Jednak nie zaśmiała się, zrobiła to bardziej odruchowo. Myślała nad propozycją męża. Wiedziała, że jeżeli jej ojciec dowie się, że napuściła na niego własnego męża, będzie wściekły. Lecz jakie miała inne wyjście? Skończyły im się opcje. Musieli wytoczyć cięższe działa. Po interwencji Martina, zostawał im tylko psychiatra.

Charlotte IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz