Martin był wystraszony.
Patrzył na żonę i bał się zabrać ją do domu. Przerażała go wizja, że mogła zrobić to znowu, że tym razem mogli jej nie uratować. Wiedział, że obiecała, że doktor Collin wróci znowu ze swoją terapią i nawet będzie mu mówił wszystko, tylko co z tego? On nie był cudotwórcą, nie był w stanie przywrócić woli życia u Charlie. To musiała ona sama odzyskać i jak tak na nią patrzył, nie wiedział czy to będzie możliwe.
- Daj, ja zawiążę. - powiedział, widząc jak męczyła się ze sznurówkami i nie mogła za chiny ludowe sobie przypomnieć, jak je zawiązać.
Kiwnęła tylko głową i patrzyła jak Martin wiązał jej buty. Zaraz wstał do niej z bladym uśmiechem.- Co z Alex? - spytała cicho. Było to dla niego tak dziwne i tak nienormalne pytanie, że aż spojrzał na nią jak na wariatkę.
- Edith z nią została. Wiem, że Timothy jej pomaga. - odparł.
Charlie nie chciała nikogo widzieć i jedynie godziła się na obecność męża. Reszty unikała jak ognia. Nawet własnego ojca, Bena jak i również córki.
- Oh, myślisz.. Nie ważne. - Mruknęła i zaczęła skubać swoją bluzkę.
- Co kochanie?- spytał łagodnie i ukucnął przed nią.
- Czy nie będziesz bał się jej zostawiać ze mną?- zapytała wreszcie niepewnie i spojrzała na niego. Martin jednak uśmiechnął się do niej lekko.
- Na ten moment nie zostawię ciebie samej bo to o ciebie się boję. Jednak nawet nie wiesz jak bardzo będę chciał żebyś zajmowała się małą ale tylko jeżeli będziesz tego chciała. - odparł a ta kiwnęła głową i lekko się skrzywiła. Zaraz spojrzała na swoje piersi.
- Bolą mnie. - wymamrotała.
- Znaleźć ci coś?
- Nie. Zrobię to jak wrócę. - odparła cicho i spojrzała na swoją obrączkę.
- Przykro mi, że nie możesz się ze mną rozwieść. Jeżeli chcesz to abdykuję. - powiedziała pewnie a Martin poczuł jakby wylano na niego wiadro zimnej wody. Momentalnie chwycił ją za rękę i poczuł jak próbowała się wyrwać.
Zauważył, że się go bała i złagodniał.- Nie chcę się rozwodzić, nie chcę od ciebie odchodzić. Moje miejsce jest przy tobie, rozumiesz?- powiedział wreszcie, nie spuszczając z niej wzroku. Charlie patrzyła na niego i jakoś mu nie wierzyła.
- Masz ze mną same problemy.
- I co z tego? Wiedziałem na co się piszę. Nie zostawię cię. Chyba, że tym chcesz żebym cię zostawił. - spytał, chcąc wybadać co siedziało jej w głowie. Ta zrobiła wielkie oczy i zaczęła kręcić głową. Zauważył, że od razu pojawiły się w nich łzy.
- Nie Martin, nie zostawiaj mnie. - jęknęła żałośnie i wyciągnęła do niego ręce. Ten od razu podszedł do niej a kobieta wtuliła się w jego brzuch.
- Nigdy cię nie zostawię. No chyba, że teraz w szpitalu, bo strasznie ociągasz się z tym wyjściem. - odparł chcąc nieco rozładować atmosferę. Nie dostał jej uśmiechu ani nic z tych rzeczy ale uspokoiła się nieco i kiwnęła głową.
Więc zabrał żonę i wyszli z sali. Nie chciał jej martwić tym co się działo pod szpitalem. Nie było takiego powodu. Zresztą, nie sądził aby to nawet ją przejęło. Była zbyt mocno otępiała i wydawało mu się, że niezbyt docierał do niej fakt, że jest królową. Zdziwił się jednak czując, jak wczepiła się w niego mocno. Trzymała go, jakby bała się, że jej ucieknie. Był świadom, że to nie było normalne, przynajmniej nie w takiej sytuacji ale już wolał to, niż gdy uciekała od niego. To też milczał.
CZYTASZ
Charlotte II
عاطفيةMartin z Charlie wycierpieli już wiele. Jednak czy to będzie koniec? A może ich świat zawali się na nowo i to tak, że nie będą potrafili się już z tego podnieść? A może to będzie ich koniec? Czy przetrwają wszystko? Czy wyjdą z tego razem, a może...