Charlie wzdrygnęła się, poczuła jak coś leci jej po nodze, po czym paca na ziemię. Pisnęła i z przerażeniem spojrzała na kafelki z Martinem. Mężczyzna nieco zbladł a kobieta westchnęła.
- Kurwa. - Mruknęła i założyła kolejną swoją pseudopieluchę. Król jednak się nieco wystraszył.
- To tak powinno być? Może pójdę po lekarza?- spytał, widząc co z niej wypadło. Ta zaśmiała się i pokręciła głową.
- To tylko skrzep. Nieco duży ale nie jest niczym złym.
- Ale na pewno?
- Na pewno. Takie same wypadają ze mnie co miesiąc, od tylu lat. Wiedziałabym gdyby coś było nie tak. - wyjaśniła i obrzydziła męża.
- A mówią, że kobieta to słaba płeć. - mruknął i sprzątnął krew z ziemi. Kobieta zaśmiała się, pocałowała go zaraz i poszła do sali w której to jeden z ich wyjców się obudził. Spojrzała po nich i zobaczyła, że był to ich syn.
- Bertie?
- Ten to Michael. - odezwał się za nią Martin. Królowa więc zabrała wyjącego syna i wzięła go na ręce.
- No co takiego się dzieje? Nie podoba ci się leżenie z rodzeństwem? Czy może masz brudno? Jeżeli tak, to idziesz do taty. - mówiła do niego i kręciła się po sali. Martin obserwował ją z uśmiechem. Do tej pory nie wciągnęła żadnych spodni na tyłek bo tak było jej wygodniej. Nie zwracała uwagi na fakt, że widział jej zapieluchowany tyłek.
- Może jest głodny?- podsunął jej. Charlie zerknęła na synka.
- Zobaczymy zaraz. - odparła, usiadła w fotelu i wyciągnęła pierś.
- Nie patrz się tak na mnie. Nie chcę karmić głównie piersią ale czasami mogę. - Mruknęła, widząc jego zdziwione spojrzenie. Martin obawiał się, że robiła to tylko dlatego, że zaczęła sobie dopisywać nie wiadomo co do słów Elizabeth. Ona jednak miała je gdzieś. Wiedziała swoje i nie czuła się przez to gorszą matką tylko dlatego, że wybrała butelkę.
Mały Michael przyssał się zachłannie i przestał płakać. Machał tylko piąstką i obserwował mamę.
- On chyba ma jaśniejsze włosy od Bertiego.- odezwała się, patrząc na synka. Martin przyjrzał mu się.
- Bertiego wyglądają na prawie czarne. Jego wyglądają na prawie, że blond. - dodała i pogładziła chłopca po główce. Ten przymknął oczka i zaraz znowu się w nią wpatrywał. Dziwnie nie przeszkadzało jej jak jadł z niej. Bała się, że będzie dla niego wredna, w końcu to on blokował kolejkę i rozerwał ją okropnie. Jednak zauważyła, że było na odwrót.
- Mój brat miał blond włosy. Po mamie. - odezwał się Martin i przysiadł na oparciu fotela. Charlie spojrzała na niego zdziwiona.
- Czyli dobrze trafiliśmy z imionami?
- Idealnie. - odparł i patrzył na żonę. W międzyczasie obudził się Bertie i Beatrice. Syna dał dla żony pod drugą pierś a sam poszedł przebrać córkę.
- I tak teraz będzie wyglądało nasze życie, co?- spytała Charlie. Na początku wystraszył się, że zaczęła narzekać ale ona wydawała się być tym rozbawiona.
- Jeżeli będą chociaż w małym stopniu podobne do Alex, to wyjątkowo krótko.
- Miejmy nadzieję, że nie będą ryczeć nie wiadomo ile. Z tym trafiłby mnie szlak. - powiedziała zgodnie z prawdą. Mogła do nich wstawać, nosić je na rękach nie wiadomo ile ale tylko wtedy, gdy nie będą urządzać wielogodzinnych koncertów.
CZYTASZ
Charlotte II
RomanceMartin z Charlie wycierpieli już wiele. Jednak czy to będzie koniec? A może ich świat zawali się na nowo i to tak, że nie będą potrafili się już z tego podnieść? A może to będzie ich koniec? Czy przetrwają wszystko? Czy wyjdą z tego razem, a może...