Martin patrzył na Charlie, która to siedziała przy nim ze schabem na kolanach i wyglądała szczęśliwa za okno. On jednak był przerażony. Jak miał wrócić do domu i żyć normalnie? Po tym co się stało, to wydawało mu się niemożliwe. Cieszył się jedynie, że nic im się nie stało, prawie. Jemu jednak został mały ślad na czole po wypadku w którym brali udział, co też mu przypomniało.
- Co z moim samochodem?- spytał a dowodzący całej operacji, który również prowadził, spojrzał na niego zdziwiony.
- Mówili, że raczej nie ma co go naprawiać. Z zewnątrz nie wygląda źle ale środek ma zmasakrowany. - wyjaśnił a Martin mruknął coś pod nosem i zamilkł. Charlie z kolei zaśmiała się cicho.
- Naprawdę martwisz się o samochód?- zapytała a ten wzruszył ramionami.
- W sumie to. Zastanawiałem się tylko nad tym, co się z nim stało. - powiedział zgodnie z prawdą i wziął ją lekko za rękę. Zauważyła, że dziwnie bał się jej dotyku ale nic nie mówiła. Nie teraz.
To też jechali przed siebie, z całą swoją obstawą, na którą jak raz żadne z nich nie zamierzało narzekać. Martin również wiedział, że nigdy już żadne z nich nie opuści domu bez ochrony. A przynajmniej on. Nie miał pojęcia co siedziało w głowie tej jego wariatki. Nie sądził jednak aby to ją zniszczyło. Tym razem zniszczono jego.
Chciano najpierw zawieść ich do domu ale Martin zaprotestował. Po pierwsze, mógł w ten sposób odłożyć nieco w czasie spotkanie z tą całą bandą, potocznie zwaną ich rodziną, a po drugie i w sumie najważniejsze, Charlie musiała zostać zobaczona przez Osbourne. W końcu prawie ominęli czwartą wizytę. To nie było dobre dla żadnego z nich.
To też zajechali do szpitala i od razu zaprowadzono ich na piętro, na którym była ich sala. Dla Martina nic nie było chociaż sądził, że jego żona i tak zmusi jego kościsty tyłek aby sprawdził sobie głowę po tym ich wypadku samochodowym. Teraz jednak zostali sami, tylko z ochroną pod drzwiami i czekali.
- Musisz ciągle trzymać tego wieprza? - spytał nieco zirytowany widząc, że jego żona siedziała na łóżku i machała nogami jak dziecko, gdy to bawiła się prosiaczkiem.
- Co ci on przeszkadza?- zapytała zdziwiona, nie rozumiejąc jego złości.
- Wiem, że tam był jedynym co miałaś ale naprawdę teraz musisz się tym bawić? Gdy jest od niego?- wyjaśnił a Charlie o dziwo uśmiechnęła się, zamiast go zjechać.
- Kochanie, po Rossie została mi masa rzeczy. Ten wielki kot, którego mam zawsze pod głową, jest od niego i przypominam, że ten go używasz. - odbiła piłeczkę a Martin wywrócił oczami. Nie odpowiedział nic bo miała rację. Ross robił o wiele gorsze rzeczy a jego graty nadal były w domu.
- Chodź do mnie. - poprosiła, widząc jak się naburmuszył a nawet odłożyła prosiaka. Martin niepewnie przyszedł do niej i usiadł obok.
- Możemy go wyrzucić jeżeli chcesz. - zaproponowała szczerze ale on pokręcił głową.
- Nie. Niech zostanie. Sprawdzał się gdy musiałem podłożyć ci coś pod nogi. - odparł i cmoknął ją w czubek głowy. Charlie z kolei się zapomniała i pocałowała go w usta. Martin od razu zesztywniał i odsunął się gwałtownie. Widziała strach w jego oczach i chyba musiał sam siebie przekonać, że to była tylko jego żona i nic mu nie zrobi. Charlie oczy zaszły łzami, widząc co się z nim działo.
- Przepraszam, zapomniałam znowu. - jęknęła żałośnie. Martin cudem się przemógł i objął ją. Słyszała jak waliło mu serce i nie mogła go za to winić.
- Przestań. Jakoś damy sobie z tym radę. Musimy. - odparł cicho ale bez większego przekonania. Chwilowo nie widział żadnej opcji na to. Sądził, że to był koniec.
CZYTASZ
Charlotte II
RomanceMartin z Charlie wycierpieli już wiele. Jednak czy to będzie koniec? A może ich świat zawali się na nowo i to tak, że nie będą potrafili się już z tego podnieść? A może to będzie ich koniec? Czy przetrwają wszystko? Czy wyjdą z tego razem, a może...