Martin uspokoił się dosyć szybko po swoim wybuchu, pod szpitalem. Był po prostu zmęczony i nie miał siły płakać.
To też zerknął ciągle to na córkę, to na żonę. Jak ta pierwsza, przespała całą drogę i nie musiał się o nią martwić, to tak z drugą było gorzej. Patrzyła się ciągle przez okno ale wątpił aby cokolwiek widziała. Jej spojrzenie było puste, wręcz martwe. Nienawidził go i wiedział, że teraz będzie dostawał je przez naprawdę długi czas.
Ich służba jednak spisała się na medal. Rozsunęła reporterów tak, że bez większego problemu wjechali do siebie. Martin bez słowa zabrał córkę i rozejrzał się zdezorientowany.
- Gdzie ona jest?- spytał spanikowany. Luke wskazał głową na samochód. Król westchnął, oddał mu nosidełko a sam poszedł do żony.
- Kochanie, jesteśmy. Chodź. - powiedział łagodnie i wyciągnął do niej rękę. Ta spojrzała na niego ledwo przytomnie.
- Już?- spytała ledwo słyszalnie. Jednak nie czekając na odpowiedź, chwyciła go i wysiadła. Wydawała się być zdziwiona faktem, że znalazła się w swoim domu. Nie wiedział czego się spodziewała ale wolał nie wnikać. Nie miał na to siły. To też chwycił ją za rękę, do drugiej wziął swoją córkę i weszli do domu.
Nikt ich nie przywitał, zgodnie z poleceniem Edith, to też mogli wejść na górę prosto do pokoju Alex. Charlie szła posłusznie za mężem. Nic jej nie interesowało. Zignorowała nawet swoje psy. Moment później, znaleźli się w pokoju który zmienił Ben.
Martin znowu poczuł jak oczy zachodzą mu łzami i nawet z tym nie walczył. Pozwolił im lecieć po twarzy. Widział jak istnienie Lawrenca zostało wymazane, jakby nigdy nie istniał. Nie mógł się z tym pogodzić.
Charlie rozglądała się i patrzyła jak Martin wyciąga ich córkę, po czym chodzi z nią po pokoju i pokazuje jej wszystko.
- Czemu to wygląda inaczej?- spytała królowa a Martin zatrzymał się i spojrzał na nią wystraszony. Czy ona właśnie zapomniała, że ich syn nie żyje?
- Co masz na myśli?
- Sądziłam, że Ben ustawi to inaczej. Mówiłam mu jak ma być. - wyjaśniła a ten odetchnął widząc, że krytykowała jedynie zmysł dekoratorski Bena.
- Przestawię to później, tak jak będziesz chciała. - odparł i odłożył małą do łóżeczka. Ta spała grzecznie jednak go bolało, jak nic innego to, że było tu tylko jedno łóżeczko, wszystko zostało zmienione na jedno dziecko. Był jednak wdzięczny za Bena bo on nie byłby w stanie tego zrobić. Już musiał sprzątnąć pokój jednego martwego dziecka, drugie zniszczyłoby go całkowicie.
Martin wrócił do córki, która zakwiliła ale się nie obudziła, gdy tylko zaczął gładzić ją po policzku.Gdy odwrócił się do żony odkrył, że jej nie było. Włączył tylko elektryczną nianię i podszedł na poszukiwania swojej wariatki. Nienawidził w tym momencie faktu, że nawet nie mogli przeżyć żałoby jak normalni ludzie. I to nie dlatego, że prasa zaraz będzie o tym trąbić. Ona po prostu to uniemożliwiała. Jej problemy znowu wychodziły na wierzch. Znowu rozbijała się o niewidzialną górę lodową lecz tym razem, nie wiedział czy nie pójdzie na dno.
Długo nie musiał jej szukać bo od razu zobaczył, że drzwi ich sypialni były uchylone. Wszedł do środka i zobaczył jak leżała zwinięta, na swojej połówce. Martin westchnął i podszedł do niej. Zirytował się widząc, że nawet nie ściągnęła butów i leżała na czystej pościeli w trampkach. Nie chciał nic mówić ale odkąd urodziła, nie miała aż tak spuchniętych nóg i sądził, że moment i wrócą do normy.
- Charlie? Źle się poczułaś?- spytał cicho. Ta nie zareagowała na niego. Martin westchnął i tylko chwycił ją z kostkę. Ta gwałtownie wyszarpnęła ją i podkuliła nogi, patrząc na niego dziko. Mężczyzna miał wrażenie, że się go bała.
CZYTASZ
Charlotte II
RomanceMartin z Charlie wycierpieli już wiele. Jednak czy to będzie koniec? A może ich świat zawali się na nowo i to tak, że nie będą potrafili się już z tego podnieść? A może to będzie ich koniec? Czy przetrwają wszystko? Czy wyjdą z tego razem, a może...