- Mam ich dosyć. - Mruknęła Charlie i spojrzała na męża który właśnie wszedł z ich córką do sypialni. Niby uzgodnili, że nie będą brali jej do swojego łóżka nie wiadomo jak często jednak nie potrafili tego zrobić. Lubili mieć ją przy sobie, zwłaszcza po tym co się stało.
Widziała jednak, że pomimo, że byli tu już od blisko tygodnia, Martin dosyć często miał ogólną niemoc. To też nie zbyt ją zdziwił fakt jego powłóczenia nogami. Wiedziała jedynie, że czuł się pewnie na nich bo inaczej nigdy nie wziąłby małej na ręce.
- Zostaw to. Czytając te okropne artykuły nie pomagasz nikomu. - powiedział łagodnie i usiadł przy niej na łóżku. Mała Alex już go porzuciła i zaczęła sobie gaworzyć do siebie.
- Jednak oni ciągle nazywają mnie dzieciobójczynią. - jęknęła żałośnie. Nie żałowała tego co zrobiła, nadal uważała to za najlepszą decyzję jednak bolało ją to co pisano.
- To są skończeni idioci. Nie mają racji. Podjęłaś najlepszą decyzję i ją popierałem i popieram cię w niej w stu procentach. - zapewnił ją i przyciągnął do siebie. Ta pociągnęła nosem.
- Ty tak ale co z tymi ludźmi?- wymamrotała cicho. To ją bolało i to tak mocno jak się tego nigdy nie spodziewała. Zawsze jej się wydawało, że ma gdzieś zdanie innych.
- Walić ich. Ja jestem ważniejszy czy oni?- spytał. Wiedział, że grał na jej emocjach ale trudno. Podniosła na niego wielkie i mokre oczy.
- Ty. Oczywiście, że ty. - odparła pewnie. Ufała mu bezgranicznie i chyba miał rację również i teraz, prawda?
- W takim razie uwierz mi, że to co mówią nie ma znaczenia. Liczy się tylko to co my myślimy. - zapewnił ją i widząc jak kiwa głową nie spuszczając z niego wzroku, pocałował ją lekko.
- Tata!- usłyszeli pisk zazdrosnej Alex. Małżeństwo zaśmiało się widząc swoją córkę, która to patrzyła na ojca. Martin wywrócił oczami i wziął małą na kolana, porzucając przy tym żonę. Zaraz cmoknął córkę która to zaśmiała się i spojrzała dumnie na mamę.
- Chyba właśnie cię straciłam. - zauważyła rozbawiona Charlie.
- Gdzie tam. Jak mała będzie miała mnie dosyć to będę do ciebie wracał. - odparł za co oberwał palcem między żebra. Żadne z nich nic nie mówiło ale obydwoje uwielbiali to jak mała była zapatrzona w swojego tatę. Charlie widziała w tym samą siebie z Timothym i cieszyła się z tego powodu. A Martin? Cóż, on był dumny, że mała widocznie wolała jego na ten moment.
- Martin?- zaczęła zaraz Charlie.
- Hm?
- Zmieniałeś jej pieluchę?
- Tak?
- Sądzisz, że nie walnie nic większego w najbliższym czasie?- zapytała a on nie wiedział o co jej chodzi.
- Jak ją przebierałem to było pełno. Prawie mnie obsikała. - wyjaśnił a Charlie zaśmiała się widząc przerażenie na jego twarzy. Nie miał pojęcia jak jego córka to robiła ale miał wrażenie, że była gorsza niż gdyby mieli chłopca.
- Czemu pytasz?- padło pytanie.
- Bo chciałam wejść do wanny. Może wezmę ją ze sobą?- zaproponowała. Martin tu akurat nie zamierzał nic mówić jako, że wydawało mu się to słodkie.
- Mamy gdzieś jej zabawki. - powiedział jedynie. Charlie zgodziła się i poszła napuszczać wody do wanny. Mieli ją dużą, wedle jej życzenia. Musiała nieco uważać na to co wlewała do wody bo zauważyli, że po niektórych, mała miała czerwone plamki. To też wlała jej balonowy płyn który robił różową wodę oraz sole. Były na tyle łagodne, że mała mogła w nich siedzieć.
CZYTASZ
Charlotte II
RomansMartin z Charlie wycierpieli już wiele. Jednak czy to będzie koniec? A może ich świat zawali się na nowo i to tak, że nie będą potrafili się już z tego podnieść? A może to będzie ich koniec? Czy przetrwają wszystko? Czy wyjdą z tego razem, a może...