Helen prychnęła zirytowana i przyciągnęła do siebie ponownie męża.
- Może to coś ważnego. - mruknął Ben ale jakoś nie chciał się od niej odrywać. Znaleźli chwilę przerwy w tym całym bałaganie i postanowili zrobić użytek z tego pustego pokoju na piętrze. Wiedzieli, że para królewska by się za to nie obraziła. Ale nie, rozdzwonił się upierdliwy telefon.
- Zadzwonią później. - odparła i zaczęła majstrować przy jego pasku od spodni. Może i Charlie z Martinem zostali porwali ale chyba nie musieli pościć przez ten cały czas, prawda?
Ben mruknął i wrócił do żony jednak telefon znowu zadzwonił.
- Odbiorę. - postanowił i z trudem oderwał się od żony. Pomimo tylu lat jakie ze sobą spędzili, ciągle miał problem aby trzymać ręce przy sobie kiedy ta była obok. Helen wywróciła oczami ale zeszła ze stolika i obciągnęła spódnicę. Ben zobaczył nieznany numer i odebrał niepewnie.
- Tak?
- Ben?- usłyszał cichy, nieco rozmarzony głos, za którym tak tęsknił. Momentalnie zbladł i usiadł. Helen doskoczyła do niego i chwyciła go za ramię.
- Charlie? Ale.. Ale jak?- odezwał się słabo. Helen od razu zmieniła wyraz twarzy. Zrobiła wielkie oczy i wyrwała mu telefon, po czym włączyła głośnomówiący.
- Charlie, słońce. To ty?- spytała z niedowierzaniem.
- Tak, tak. Jesteście sami?
- Tak. A co?
- Nic, nic. My.. Ja.. - zaczęła ale nie potrafiła dokończyć zdania. Usłyszeli, że było małe przetasowanie i odezwał się Martin.
- Za cztery godziny będziemy w naszym domku. Stamtąd uda nam się wreszcie wrócić. - Jego głos był znacznie pewniejszy ale i tak drgał z ekscytacji. Miał wreszcie wrócić do swojego domu, rodziny, córek. Wszystko zaczynało się układać.
- Ale jak?- wydukał Ben.
- Ktoś nam pomaga. Jak przyjedziecie na miejsce, błagam was, nie atakujcie go. - powiedziała cicho Charlie. Ben już nic z tego nie rozumiał.
- Nic wam nie jest? Coś wam grozi?
- Nie. Już nic nam nie grozi ale nie możemy od razu wrócić do domu. Martin tak mówi. - odparła Charlie a król dodał.
- Tam by go od razu zastrzelili a prasa otoczyła nas jak hieny. Tam będzie najbezpieczniej.
Małżeństwo nie było do tego przekonane jednak cieszyli się, że ich słyszą.
- Dobrze kochany, zaraz ruszamy. Zajmij się nią. - powiedziała Helen i mogła przysiąc, że usłyszała jak Martin cicho się zaśmiał.
- Zawsze. - Po czym się rozłączył. Ben patrzył na swój telefon w szoku. Zaraz zerwał się z fotela, chwycił żonę w ramiona i zaśmiał się głośno. Helen pisnęła ale rozumiała go.
Ich Charlie i Martin wracali do domu. Tylko to się liczyło.
.
Charlie siedziała spokojnie ze swoim prosiakiem na kolanach i skubała mu ogonek.
Cieszyła się, że wreszcie ich koszmar się kończył bo ich porywacz okazał się mieć serce we właściwym miejscu oraz wyjątkowo okropną żonę. Królowa również dopiero teraz zauważyła, że na palcu miał obrączkę.
Martin patrzył na żonę i on akurat bał się powrotu. Przecież tyle rzeczy mogło pójść nie tak. A co jak ludzie odpowiedzialni za ich odbicie, dojdą do wniosku, że to pułapka? On sam by tak pomyślał. Pocieszał się jedynie tym, że nadal mieli jej torebkę a w niej to ziarenko, na które to nalegał Cary i które najpewniej śledził od dwóch dni bez przerwy. Może tak uwierzą, że to nie podstęp. Taką miał nadzieję.
CZYTASZ
Charlotte II
RomanceMartin z Charlie wycierpieli już wiele. Jednak czy to będzie koniec? A może ich świat zawali się na nowo i to tak, że nie będą potrafili się już z tego podnieść? A może to będzie ich koniec? Czy przetrwają wszystko? Czy wyjdą z tego razem, a może...