Małżeństwo właśnie wyjechało ze swojego domku na odludziu, jednak nie jechali bezpośrednio do siebie. Jeszcze nie.
Charlie chciała aby od razu załatwili sprawę kota. To też ich celem było schronisko.
- Dobranoc. - powiedziała rozbawiona, widząc jak ten ziewnął, znowu.
- Pragnę ci przypomnieć, że to ty nie dałaś mi spać w nocy.
- Noe biedactwo. Jakoś nie protestowałeś. Również przypominam, że to ty chciałeś wleźć na mnie. - odgryzła się i zobaczyła jak się nieco zmieszał. Nie ważne co z nią wyczyniał, jakoś nie lubił o tym rozmawiać. Nawet z żoną.
- To w takim razie, od dzisiaj ja będę sobie leżał a ty rób wszystko. - powiedział i zaraz oberwał w ramię.
- Tak to ja się nie bawię. - Mruknęła a ten się zaśmiał.
- Cóż, jeżeli pozwolisz mi na pewną rzecz, to może zmienię zdanie. - zaczął, czując jak palą go policzki. Charlie spojrzała na niego szczerze zdziwiona. W końcu nie należał do osób którym łatwo rozmawiało się na te tematy.
- Tak? A co będziesz chciał?
- Coś, co cholernie bałem się z tobą zrobić i za co Anna mnie zwyzywała. - zaczął i nie wiedział jak dokończyć. Charlie patrzyła na niego z uśmiechem.
- Najprościej, chcesz mi się dobrać do tyłka, co?- podsumowała z rozbawieniem. Martin kolorem przypominał dojrzałego pomidora jednak kiwnął niepewnie głową.
- Mój tyłek jest do twojej dyspozycji. - odparła i cmoknęła go w policzek. Mężczyzna miał problem aby się uspokoić, to też zmieniła temat.
- Byłeś kiedyś w schronisku?
Martin zaprzeczył.
- Jak Matthew zabrał mnie po Luckyego, to najchętniej zabrałabym ze sobą wszystkie psy. Nad niektórymi ryczeć mi się chciało widząc, że wyrywały się aby tylko wyjść z tych klatek. - powiedziała cicho a król miał wrażenie, że popełniali błąd.
- A co ja tak samo zareaguję?
- To nie będzie nic złego. - odparła zgodnie z prawdą. Martin nie był do tego przekonany ale nie było już odwrotu. Dotarli na miejsce i wysiedli.
Charlie patrzyła na męża i widząc lekkie zawachanie, wyciągnęła do niego rękę w puchatej rękawiczce. Nieco już pewniej poszedł za nią.
Zostali wprowadzeni, pracownica się nimi zajęła, po tym jak minął pierwszy szok na ich widok. Martin do tej pory jakoś nie dopuszczał do siebie myśli, że nie jest już anonimowy a był królem. To było dla niego nadal nierealne.
Chodzili między klatkami, widzieli masę kotów które potrzebowały domu.
Charlie na nic nie naciskała i obserwowała męża. Był cichy ale wyraźnie interesował się każdym kotem, każdą klatką. Większość z nich miauczała na ich widok, stała przy kratkach jakby liczyły, że to jego wybiorą. Martin przy kilku się zatrzymał, niektóre pogłaskał ale to nie było to.- A temu co?- spytał po tym, jak zatrzymał się przed klatką w której siedział rudy kociak. Charlie uśmiechnęła się pod nosem. Dobrze pamiętała, że tak samo wybrała Luckyego.
- Trafił do nas dwa dni temu. Ktoś go potrącił i strzaskał mu staw biodrowy. Nie mamy funduszy aby przeprowadzić operację i ma zostać uśpiony. - wyjaśniła pracownica a Martinowi jakoś smutno się zrobiło. Nachylił się do klatki. Zobaczył, że kotek wyraźnie się nim interesował ale nie wstawał nawet.
- Ile ma?
- Może ze dwa miesiące.
- Charlie.. - zaczął niepewnie.
CZYTASZ
Charlotte II
RomanceMartin z Charlie wycierpieli już wiele. Jednak czy to będzie koniec? A może ich świat zawali się na nowo i to tak, że nie będą potrafili się już z tego podnieść? A może to będzie ich koniec? Czy przetrwają wszystko? Czy wyjdą z tego razem, a może...