36.

58 3 2
                                    

Sprawa z pokojówką chwilowo przycichła. Ta jakby się bała, że coś powiedział dla żony o jej dziwnym zachowaniu.

Martin nigdy nie był w takiej sytuacji i nie wiedział jak się zachować. Niby Charlie mówiła mu aby jasno powiedział, że zaczyna czuć się niekomfortowo i nie ważne czy to tylko jej sposób bycia, czy coś więcej ale aby przestała to robić, jednak on tak nie potrafił. Z własną żoną robił podchody przez lata, nie potrafiąc powiedzieć tego co czuł a ona oczekiwała, że zrobi to z obcą babą? Aż czasami dziwił się, że ta cokolwiek o nim wiedziała.
Jednak chwilowo zapomnieli o sprawie i skupili się na sobie.

Mała Alex wreszcie uspokoiła się z ząbkowaniem i miała teraz pięć śmiesznych ząbków na przodzie. Byli świadomi, że one nadal rosły bo ledwie było je widać ale najgorsze mieli za sobą. Przebiły się jednak Charlie czasami jeszcze dawała jej gryzaki gdy widziała, że zaczynała być markotna.

Nie mogli jej jednak zostawiać samej na ziemi ani gdziekolwiek skąd mogła spaść bo ta po prostu szybko przekręcała się i raczkowała jak szalona. Kilka razy próbowała podnosić tyłek do wstawania ale nadal jej się nie udawało. Na to jeszcze musieli poczekać.

Była połowa lutego a oni zaczynali dopiero się wysypiać. Mała uczyła się nie tyle co przesypiać całe noce ale po prostu nie płakała za każdym razem jak się budziła. To też zazwyczaj Martin wstawał do niej może z raz w nocy, od wielkiego dzwonu, dwa. Zastanawiali się czy tu jej zostanie czy pokaże znowu na co ją stać.

- Ale na pewno? Może pojadę z tobą? Chociaż zostaw małą. - powiedział Martin jednak Charlie tylko uśmiechnęła się i pokręciła głową po czym wsadziła buty na nogi.

- Kochanie, możesz sobie zrobić wolne a zwłaszcza teraz. - odparła i chwyciła córkę, która to znowu zaczęła jej uciekać, nie zważając na fakt, że była ubrana już do wyjścia.

- Nic mi nie jest. - mruknął i kichnął po czym jęknął, czując, że leci mu wszystko z nosa.

- Yhym. A te chusteczki to ja zasmarkałam. - powiedziała ironicznie. Martin się rozłożył. Może nie jakoś tragicznie, mógł funkcjonować, miał okropny katar, bolało go gardło tak, że ledwo przełykał i miał lekką gorączkę ale żył. Chociaż według ich lekarza, na którego ta się uparła, potrzebował antybiotyku który brał od dwóch dni.

- Ale na pewno? Dam radę. - uparł się i próbował wstać ale ta pacnęła go w pierś i poleciał na poduszki.

- Yhym, właśnie widzę. Leż na tym swoim kościstym tyłku. - zarządziła i wywróciła oczami, widząc jak jej córka uciekła do Luckyego.

Pies spojrzał na nią i pozwolił jej na zabawę. Kilka razy ją skarcili gdy próbowała ciągnąć zwierzaki za sierść czy też uszy i przestała tak robić. Jednak woleli obserwować ją gdy bawiła się z nimi. To były tylko zwierzaki, nie mogli mieć stuprocentowej pewności, że nigdy im nic nie odwali, chociaż Luckyemu ufali najbardziej. Nigdy nawet nie warknął gdy mała pociągnęła go zbyt mocno. Charlie zabrała córkę na ręce a ta zapiszczała.

- Później się z nim pobawisz. - powiedziała i poprawiła jej czapeczkę. Była wyjątkowo śmieszna bo była taka sama, jaką miała Charlie tylko w malutkiej wersji. A były to żaby.

- Jak dziecko. - podsumował Martin, widząc żonę. Ta tylko pokazała mu język, zarzuciła torbę na ramię, pod pachę wzięła pana królika i nachyliła się do męża. Cmoknęła go w czoło.

- Zmierz sobie temperaturę. Chyba znowu ci podskoczyła. - powiedziała zmartwiona. Martin kiwnął głową i kichnął.

- Prześpij się i nie bój się używać służby. Są tu po coś. - zadecydowała a on nawet nie miał siły aby z tym walczyć. Zgodził się na to.

Charlotte IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz