- Wynocha!- warknęła wściekła Charlie widząc, że jej służba miała gdzieś zamknięte drzwi i ładowała się jak do siebie. Ci wycofali się a królowa prychnęła.
Karmiła właśnie Bertiego, który jako jedyny z całej trójki, nienawidził butelki. Królowa nie do końca chciała karmić piersią ale mogła się poświęcić, chociaż dla tego jednego. Więcej nie było na jej nerwy. Nadal tego nie lubiła i wolała tego nie robić.
Martin spojrzał za nimi wściekły. Wyszedł na korytarz i złapał jednego z ich służby.
- Zwołaj wszystkich na hol. - zarządził.
- Ale.. Ale po co?
- Rób co mówię. - syknął i wrócił do żony. Widział, że Charlie siedziała smutna i gładziła synka po główce. Złagodniał i podszedł do niej.
- Czasami mam dosyć tego wszystkiego. Tego, że nawet we własnym domu nigdy nie jesteśmy sami. Wszędzie jest tu masa ludzi. - jęknęła cicho i spojrzała na niego. Z bólem zauważył, że miała łzy w oczach.
- Zajmę się tym.
- Niby jak?- spytała i pociągnęła nosem. Odsunęła Bertiego od piersi i teraz próbowała go uśpić.
- Mam wrażenie, że zrobiło się ich tu za dużo. Po co nam tyle ludzi? Ten dom nie jest tak wielki. Nie musi błyszczeć przez cały czas. - odparł a ta zrobiła dziwną minę. Nie wiedział czy go zjedzie czy też poprze to.
- Mamy ich zwolnić?
- Nie mówię, że wszystkim. Nie chciałbym ruszać tych starych, oni akurat nas znają i wiedzą jak się zachowywać. Robią co chcą ale są dosyć niewidoczni. Reszta nie zwraca uwagi na nic. Myślą, że skoro jesteśmy największymi klaunami w tym całym cyrku, to nie zależy nam na prywatności. - powiedział spokojnie a Charlie skinęła głową.
- Dobrze, zrób to kochanie. Powiesz mi później kogo chcesz zwolnić?- zapytała tylko. Ten uśmiechnął się lekko i skinął głową.
- Wiesz przecież, że tak.
Królowa westchnęła. Minęły trzy tygodnie odkąd urodziła. Czuła się dobrze, nadal krwawił ale to był to dosyć słaby okres i nic więcej. Martin sprawdzał ostatnio i prawie wszystkie szwy jej się rozpuściły, zostały tylko dwa. Względnie radzili sobie z piątką dzieci. Byli zmęczeni, prawie nie spali ale nie było źle. Dobijał ich tylko ten brak prywatności.
- Tęsknię za tym co mieliśmy w Glasgow. - powiedziała cicho, gdy to Martin usiadł przy niej. Spojrzał na nią zdziwiony.
- Nie rozumiem. - mruknął. Królowa poprawiła sobie synka i wyjaśniła.
- Tam byliśmy sami. Mogliśmy robić cokolwiek chcieliśmy i gdzie. Nie mówię tu już o seksie, który swoją drogą, kiedy uprawialiśmy gdzieś indziej niż w sypialni? Mówię po prostu o tym, że nie możemy zrobić nic żeby nie było przy nas służby. Oni są wszędzie. W jadalni, w salonie, u dzieci. Wszędzie. Nie mogę wyjść w samych majtkach bo patrzą się na mnie. Nie rozwalę się w salonie i nie usnę przed telewizorem bo są tutaj. Chciałabym żebyśmy byli znowu sami. - powiedziała z żalem. Sądziła, że skoro została wychowana w pałacu, to coś takiego nigdy nie będzie jej przeszkadzać. Jednak im robiła się starsza, miała tego coraz bardziej dosyć. Chciała być tylko z mężem i dziećmi. Nic więcej.
Martin był mocno zdziwiony. Oczywiście sam też nie był z tego zadowolony ale sądził, że to on będzie tym, którego to szlak trafi z tym pierwszego. Jak widać, to jego żona wyprzedziła go.
- Obiecuję, że zrobię wszystko aby tak nie kręcili się przy nas, aby spróbowali być jak najbardziej niewidoczni. - odparł, nie wiedząc w sumie co powiedzieć. Charlie oparła głowę o jego ramię.
![](https://img.wattpad.com/cover/293742757-288-k644650.jpg)
CZYTASZ
Charlotte II
RomanceMartin z Charlie wycierpieli już wiele. Jednak czy to będzie koniec? A może ich świat zawali się na nowo i to tak, że nie będą potrafili się już z tego podnieść? A może to będzie ich koniec? Czy przetrwają wszystko? Czy wyjdą z tego razem, a może...