Z Charlie wcale się nie poprawiało.
Martin wręcz miał wrażenie, że było coraz gorzej. Doktor Collin przepisał jej nowe leki ale nie widział żadnej poprawy. Jedyne co tym osiągnęli to to, że była ciągle zmęczona i śpiąca.
Jednak uparła się i bała leki bo w ten sposób przynajmniej nad sobą panowała. Zdarzało jej się zawieszać w dziwnych momentach i poprosiła Martina aby nie zastanawiał jej samej z córką, bo może przez przypadek jej coś zrobić. Nieco się wystraszył gdy to usłyszał ale wolał, że mu to powiedziała zamiast ukrywać wszystko, znowu.Jednak powoli zaczynał jej nieco ufać i sądził, że chyba nie zrobiłaby nic sobie. Raczej. Bał się nadal zostawiać ją na dłużej ale przekonywał się do wyjścia z sypialni i załatwieniu czegoś przez kilka minut. Nie musiał być ciągle przy niej, prawda?
Dzisiaj również poszedł do Paula aby zająć się kilkoma sprawami korony. W końcu nie mogli ciągle zrzucać wszystkiego na Maxa. To nie on był królem.
- Wiesz, że nie musisz tego robić, prawda?- spytał Paul, widząc Martina u siebie.
Król mruknął pod nosem i już dalej czytał dokumenty. Blondyn widział, że coś się z nim działo, schudł i miał wrażenie, że zapomniał co to sen. Wszyscy byli świadomi problemów jakie miał z Charlie ale to nie usprawiedliwiało tego, co robił ze sobą.
- Martin?
- Hm?
- Zostaw to i idź do niej. Dam sobię radę. - odezwał się Paul a Martin spojrzał na niego i westchnął, po czym oparł się o oparcie krzesła. Widział, że blondyn przyglądał mu się jak dla okazu w zoo. Normalnie to by go denerwowało ale teraz nawet nie zwracał na to większej uwagi.
- Ale ja nie chcę. - Wymamrotał.
- Co?
- Nie chcę iść do niej. - odparł zawstydzony. W końcu kto normalny ucieka od swojej żony, która go potrzebuje jak nigdy dotąd?
Paul jednak nie uważał go za potwora. Pracował tu tyle lat i wiedział już jaka Charlie potrafiła być, gdy nie miała aż tak wielkich problemów. Teraz nie był nawet w stanie sobie tego wyobrazić.
- Czemu nie zatrudnisz kogoś do pomocy?- spytał jedynie. Martin uśmiechnął się smutno.
- Nie dopuszczę nikogo do niej. Nie w ten sposób, nie teraz.
- Będziesz się męczył ile? Tygodnie? Miesiące?- spytał ale Martin nie zamierzał ustąpić. Kiwnął jedynie głową.
- To moja żona, Paul.
- I co z tego? Tu ty masz cierpieć przez nią?- zapytał i nieco się zmieszał widząc jego spojrzenie. Na początku sądził, że był zły ale zaraz dotarło do niego, że patrzył na niego z litością.
- Czy gdyby chodziło o twoją żonę, nie robiłbyś tego samego dla niej?
Paul już nie drążył tego i tylko kiwnął głową.
- To niech chociaż Edith z nią siedzi czasami. Lord Rochester może?- zaproponował ale Martin pokręcił głową.
- Ona nie chce nikogo widzieć, nawet Bena. A Edith to niech siedzi na tyłku i się nie rusza. Tym razem dzieciak daje jej w kość. - odparł zgodnie z prawdą. Edith nie miała szczęścia za drugim razem. Nie dość, że źle się czuła, to w dodatku lekarz zabronił jej większego wysiłku, przez co nie robiła nic twórczego.
- Daj co masz do zrobienia i idę do swojej wariatki. Za długo siedzi sama. - dodał i wziął papiery do ręki.
.
CZYTASZ
Charlotte II
RomanceMartin z Charlie wycierpieli już wiele. Jednak czy to będzie koniec? A może ich świat zawali się na nowo i to tak, że nie będą potrafili się już z tego podnieść? A może to będzie ich koniec? Czy przetrwają wszystko? Czy wyjdą z tego razem, a może...