11.

52 3 1
                                    

Charlie poprosiła męża aby wrócił do sypialni.

Ciągle trzymała się na dystans, nie chciała aby dotykał ją w jakikolwiek sposób. Praktycznie ze sobą nie rozmawiali i czuć było dziwną atmosferę między nimi. Jednak nie popsuło się to w jeden dzień i potrzeba było czasu aby to naprawić.

Dzisiaj królowa mamrotała pod nosem, zirytowana.

- No daj tą przeklętą rękę. - syknęła i zobaczyła, że jej córka znowu się wyrwała.

- Ty przebrzydły potworze! Siedź sobie tak. - warknęła i zostawiła ją. Ta leżała spokojnie i patrzyła ma matkę z piąstką w buzi. Próbowali jej tego oduczyć ale ta uparcie ją pchała do środka.
Charlie nie była w stanie założyć jej sweterka.

- No i co? Wyglądasz cholernie głupio. - Mruknęła do niej. Ta tylko zaśmiała się i puściła bąbelka usta.

- Jesteś czasami obrzydliwa. - podsumowała i usłyszała cichy śmiech za sobą. Odwróciła się i zobaczyła męża.

- Co tym razem?

- To. - Mruknęła a ten podszedł do córki. Widział, że była do połowy ubrana i cieszyła się, teraz z palcem w buzi. Martin wyciągnął jej go ale ta znowu władowała go do buzi.

- Przywiążę ci tą łapę. Zobaczysz. - warknęła Charlie. Była zirytowana i miała dosyć. Mężczyzna nie skomentował tego.
Wiedział, że była na granicy i wolał jej nie dokładać ani nie krytykować. Wolał jak sobie pomarudziła. To było lepsze niż jakby miała zostawić córkę, znowu.

- Oduczy się, zobaczysz. - Odparł łagodnie i dodał. - Idź się ubierz, zajmę się nią.

Charlie posłusznie wyszła i zostawiła męża samego. Nie dawała rady ale udawała przed nim. Tak było najlepiej. Nie chciała go martwić i pokazywać mu, że było z nią jeszcze gorzej niż wcześniej.

Nie było powodu, prawda?

.

Królowa obserwowała córkę w wózku i nie czuła za wiele. Ot, kolejny dzieciak i nic więcej, tylko z tą różnicą, że ten był podobny do nich.

Martin pchał wózek jako, że Charlie nawet nie chciała o tym słyszeć. Mężczyzna nie chciał trzymać małej w domu, to też wyszli na spacer. Nie szli jednak nie wiadomo gdzie. Ich teren był naprawdę duży. Był tu las, wydeptane ścieżki, z dala od wścibskich oczu. To też dreptali właśnie tam. Nie mogli jednak iść samemu ale ich obstawa była za nimi, praktycznie niewidoczna.

- Oni ciągle chcą ją zobaczyć. - Mruknęła cicho Charlie, widząc w oddali prasę za bramą. Było ich wyjątkowo dużo i nie odchodzili nawet na moment. Martin wzruszył ramionami.

- Nie muszą jej widzieć. - odparł zgodnie z prawdą. Korona czy nie, to nadal było ich dziecko.

- W końcu i tak będziemy musieli ją pokazać.

- Może i tak ale to jeszcze nie teraz. Będzie na to czas. - postanowiła i nieco niepewnie spytała.

- Mogę wziąć cię pod rękę?

Martin skinął głową i zaraz poczuł jak nieco niepewnie i luźno go chwyta. Obydwoje czyli się dziwnie i niezręcznie. To nigdy im się nie zdarzało. Jednak teraz nastały ciężkie czasy w ich związku.

- Będziemy ją chrzcili?- spytała po dłuższej chwili. Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony.

- A chcesz? - odbił piłeczkę. Charlie wzruszyła ramionami.

- Mi to jest bez różnicy. Pytam bo chyba dla ciebie to będzie ważne.

Martin uśmiechnął się blado.

Charlotte IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz